.
Radosław S. Czarnecki,
Gdy patrzę jak osoby przebrane za katolickich świętych defilują ulicami polskich miast lub uskuteczniane są przemarsze mężczyzn, odzianych w niedzisiejsze stroje, a stanowiących świętobliwe i pokryte patyną historii asocjacje czy bractwa bierze mnie autentyczne zdziwienie i śmiech. Oczywiście każdy ma prawo i możliwości demonstrowania, uzewnętrzniania, głoszenia etc. swoich poglądów, idei czy doktryn. Chwalenia swych dokonań i dziejów organizacji z którymi się utożsamia i których stroje ubiera podczas owych demonstracji. Tylko czemu to ma służyć ? Co ma manifestować, do czego nakłaniać i co promować ? Często wydawać by się może, iż chodzi o cofnięcie czasu i powrót do dawnych, minionych 400 czy więcej lat temu, czasów.
Cywilizacja nie osiągnie doskonałości
dopóki ostatni kamień z ostatniego kościoła
nie spadnie na ostatniego księdza
i nie uwolni świata od tej hołoty.
Umberto ECO („Cmentarz w Pradze”)
Podobne akcje organizowane są w szkołach i przedszkolach. Z inspiracji katechetek, katechetów, sióstr zakonnych, zakonników i księży diecezjalnych zajmujących się katechezą i opieką duszpasterską dzieci i młodzieży w polskich placówkach edukacji bądź serwilistycznych kierownictw owych placówek (często o religianckich przekonaniach i ogarniętych misyjnym szałem) partycypują w tych przedstawieniach. W tych zabawach narzuca się przez sugestie i innego rodzaju naciski – po prostu przez manipulację – religijny wymiar imprez choć odbywają się w państwowych czyli neutralnych światopoglądowo z założenia, placówkach. Czysty, polski rozdział – wg konstytucji – Kościoła i państwa, czysty nowoczesny pluralizm światopoglądowy, jasny i określony, wychowawczo przekaz. Z zapewnieniami o pluralizmie i wolności.
W owych marszach wśród replik świętych rozpoznać często można m.in. dwie święte Elżbiety – matkę Jana Chrzciciela i Elżbietę Węgierską oraz dwie święte Teresy: z Ávili (marranki * z pochodzenia, żarliwej katoliczki i osoby pałającej zoologiczną nienawiścią do wyznawców religii mojżeszowej) i od Dzieciątka Jezus. Nie brakuje zazwyczaj św. Andrzeja z przytroczonym do pleców krzyżem stawianym przed przejazdami kolejowymi, św. Jadwigi Andegaweńskiej, koronowanej w 1384 r. na królową Polski. Spośród mniej znanych w Polsce świętych obecni bywają tacy jak m.in. zmarła w 1962 r., a kanonizowaną przez Jana Pawła II w 2004 r. włoska lekarkę Joanna Beretta- Molla oraz Juan Diego, aztecki wizjoner i charyzmatyk, którego kult praktykowany jest w Meksyku. Nie przypomina się przy tej okazji, że przez lata poprzedzające spotkanie Juana Diego z Maryją potomków Azteków (rodaków Juana) mordowali i siłą przymuszali do religii chrystusowej arcykatoliccy Hiszpanie władający Mezoameryką. Ale o tym chyba nie warto – zdaniem kościelnych i religianckich animatorów takich akcji – pamiętać.
Mnie osobiście podobają się takie inicjatywy. Z jednym wszakże zastrzeżeniem. Zgłaszam więc wątek polemiczny. I to nie całkiem zgodny z założeniami natury prawno-konstytucyjnymi, obyczajowymi czy z charakterem zachodnio-europejskiej nowoczesności i pluralizmu, wolności obywatelskich, tzw. obrazy (czyli obscenicznego atakowania) uczuć religijnych – lub nie/religijnych (bo takowe też istnieją). Czyli ogólnie rzecz biorąc tzw. przemocy symbolicznej. Otóż świętych jest cały legion. A to nie były tylko miłe, ciepłe, spolegliwe (jak mawiał mój Mistrz Tadeusz Kotarbiński twórca niezwykle humanistycznego i wspaniałego w swym ludzkim wymiarze pojęcia – opiekun spolegliwy), opiekuńcze, troskliwe jednostki. Osoby pomagające wszystkim innym, patronujące człowieczeństwu, wspierające poszkodowanych, cierpiących, biednych i pokrzywdzonych.
To także osoby brutalne, mające przysłowiową krew na rękach (krew właśnie innego człowieka), samolubne, egocentryczne, intryganci i paszkwilanci, fanatycy religijni i (niczym współcześni islamiści) mordercy, terroryści czy nawet ludobójcy. Nieświadome dzieci uczestniczące w tak zaaranżowanych imprezach mogą kojarzyć te postacie historyczne, te wzorce osobowe dla każde wiernego Kościoła rzymskiego (święci i błogosławieni niosą swoim jestestwem takie właśnie przesłanie) zgodnie z intencją tekstu piosenki zespołu Arka Noego „Każdy może świętym być”. Czyli fajnie, miło, przyjemnie. Bo to nie jest li tylko pusty obrządek, nic nie znacząca, radosna zabawa. Każda osoba takiego świętego / błogosławionego to określony przekaz wychowawczy, to szkic określonego idola, to autorytet (poświadczający i uzasadniający panowanie nad duszami – czyli: świadomością – ludzkimi jaką sprawuje Kościół), to guru i pośrednik w kontaktach z Absolutem, którego jedynym depozytariuszem i mandatariuszem pozostaje instytucja z siedzibą w Watykanie.
Czy jest powszechnie wiadomym ilu inkwizytorów (a wiadomo z jakimi procedurami i postępowaniem – jurydycznym administracyjnym, personalnym itd. – ta funkcja się wiązała) do dzisiejszego dnia jest nadal świętymi ? A np. taki św. Cyryl z Aleksandrii (378-441) pyszny, okrutny, intrygant i inspirator wielu mordów na tle polityczno-religijnym. M.in. z jego podburzenia tłum fanatycznych mnichów zamordował w bestialski sposób jedną z największych myślicielek późnego Antyku, wyznawczynię kultów pogańskich Hypatię: w marcu 415 roku przed kościołem Caseareum w Aleksandrii zaatakowano jej powóz, wywleczono z niego, następnie zdarto z niej ubranie, wyłupiono oczy i pocięto –„na żywca” – ostrykonami * *. To też inicjator zburzenia Serapejonu, obok sławnej Biblioteki Aleksandryjskiej największego zabytku starożytnej Aleksandrii. I czy on powinien być wzorcem godnym naśladowani i admiracji ? A czy Robert Bellarmin (1542-1621), jezuita i inkwizytor, kardynał, doktor Kościoła, nadzorca procesów Galileusza, w wyniku którego zmuszono go do milczenia, pokuty i aresztu domowego („zaparł się” swojej „heliocentrycznej herezji” tępionej wówczas przez Kościół) i Giordana Bruno, w efekcie którego uparty konfrater św. Dominika Guzmana spłonął na stosie w 1600 roku może np. polskim dzieciom przyświecać jako osoba godna do naśladowania ?
Warto przypomnieć tylko, że w procesach Galileusza i Bruno inkwizycja rzymska stosowała tortury (psychiczne – wobec Galileo i fizyczno-psychiczne wobec Bruna).
Czy św. Pius X (1835-1914, papież rzymski 1903-1914), autor anty-modernistycznej hucpy i tak kompromitujących dokumentów jak dekret >Lamentabil<i, encyklika >Pascendi Dominici Gregis<, motu proprio >Sacrorum antistitum<, gdzie ostro potępia się ideały modernistyczne, określając je jako „syntezę wszystkich herezji„ prześladowca katolickich nowinkarzy, autokrata i skrajny konserwatysta, animator politycznej policji wewnątrz-kościelnej słynnej, znienawidzonej i siejącej postrach Sapiniery to model personalnej postawy przyświecającej młodemu Polakowi w XXI wieku ? Albo – z tej samej półki rzymskich świętości: św. Pius IX (1792-1878, papież rzymski 1846-1878) autor sławnej i wyśmianej wielokrotnie encykliki >Quanta cura< (z aneksem zwanym >Syllabus errorum<). Gdy się czyta dziś ten dokument ma się przed oczami całokształt kościelnego zapyzienia, ciasnoty umysłowej, konserwatyzmu, wstecznictwa, ignorancji (wobec otaczającego świata), obskurantyzmu, nietolerancji, nienawiści do innego człowieka i jego umysłowości, filisterstwa i fundamentalizmu i gdzie wyklina się m.in. w taki oto wszystko co inne niż kościelna wówczas nauka głosiła sposób. Jest rok 1864, czyli jakieś 150 lat temu i żaden z następców Piusa IX tych tez oficjalnie nie odwołał a on pozostaje w panteonie świętych cały czas. Pius IX napisał m.in. w tym dokumencie:
– Wyklęty będzie ten kto powie: każdy człowiek może swobodnie wybrać i wyznawać religię, którą uzna za prawdziwą przy pomocy swe go rozumu.
– Wyklęty będzie ten kto powie: najwyższy kapłan w Rzymie może i powinien się pojednać i pogodzić z postępem, liberalizmem i współczesną cywilizacją.
– Wyklęty będzie ten kto powie: Kościół nie ma prawa do używania siły, ani żadnej władzy doczesnej bezpośredniej lub pośredniej.
Czy świadomy i rozumny rodzic dziecka w wieku przedszkolnym (lub szkolnym) ochoczo winien posyłać je na taką imprezę przed – bądź szkolną – ku czci takich „świętych”, mających stanowić wzorzec osobowy, a organizowaną pod auspicjami takiej instytucji i zgromadzonych wokół niej akolitów ?
Innym, błogosławionym – czyli nie dostępującym jeszcze splendoru kanonizacji – jest niejaki Bernard Gui (1261-1331), dominikanin, kardynał, kaznodzieja, inkwizytor z południa Francji w czasach prześladowań katarów na przełomie XIII i XIV wieku (oficjalne, kościelne źródła podają, że wydał 931 wyroków – 46 % to były kobiety- z czego 41 to wyroki śmierci). Naukowe i laickie badania nad kataryzmem oraz dekadami ich prześladowań w Langwedocji czy Prowansji powiększają tę liczbę wielokrotnie. Bł. Bernard G. jest też autorem znanego >Podręcznika inkwizytora<, dzieła stanowiącego clou inkwizytorskiej mentalności, praktyki i jurysdykcji, będącego drogowskazem dla późniejszych adeptów tej profesji. Kapitalnie jest on zaprezentowany w filmowej wersji powieści Umberto Eco >Imię róży< .
Krytykując z doktrynalnych pobudek np. „Helloween” czy „Dziady”< jako odwoływanie się do ciemnych, pogańskich, a tym samym – nieludzkich zdaniem Kościoła i jego zaplecza środowisk obrzędów i rytuałów w innym kontekście są one jednak obecne w tradycji katolickiej. I nikomu nie przeszkadza, że jednostki mające uchodzić za osobowe wzorce postępowania i być modelem dla naśladowania, kojarzą się z krwią, śmiercią (często dramatyczną), ludobójstwem (jak w przypadku katarów), torturami itd. Jednak gros dyskutujących nad owymi zagadnieniami ludzi – można rzec gawiedzi – de facto o tym nic a nic nie wie. I to jest też jedna z przyczyn królującej w naszym kraju hipokryzji i swoistej, intelektualnej schizofrenii.
*-marranie, iberyjscy Żydzi zmuszeni do przyjęcia katolicyzmu po zakończeniu rekonkwisty, częstokroć oskarżani (nawet po wielu dekadach praktykowania religii chrystusowej) o krypto-judaizm, niewierność Kościołowi, sprzeniewierzenie się kanonom wiary etc. Wielu konwertytów marrańskich stało się żarliwymi, fanatycznymi prześladowcami swych ziomków (np. inkwizytor Tomasz Torquemada, wspomniana św. Teresa z Avili czy św. Jan od Krzyża)
**-ostrykony – skorupa naczynia ceramicznego lub odłamek kamienny, służące jako materiał piśmienniczy, głównie w starożytnym Egipcie czy Grecji, niezwykle ostre i będące groźnym narzędziem do zadawania głębokich ran i obcinania części ciała.
.