
.
Grzegorz Wojciechowski
.
Nigdy o tym jeszcze nie pisałem, ale w końcu się na to zdecydowałem.
Sierpień 1980 roku spędziłem w Łodzi, były bowiem wakacje, studiowałem wówczas na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Jak wielu Polaków byłem bardzo podekscytowany tym co się dzieje w stoczniach, myślałem, że nareszcie coś zacznie się zmieniać. Szybko jednak się rozczarowałem, do Solidarności zraziła mnie dewocja i nacjonalizm. Nie angażowałem się więc już emocjonalnie w to co się dzieje, zdając sobie sprawę również z ograniczonych warunków geopolitycznych.
Pamiętam, jak kilka dni przed 13 grudnia, znalazłem się na Karłowicach, zauważyłem, że w tym rejonie panuje bardzo ożywiony ruch pojazdów wojskowych. Jako, że przed studiami dwa lata służyłem w jednostce liniowej, znałem więc zwyczaje tej instytucji, pomyślałem wówczas, że „coś się szykuje”. Tego dnia odwiedziłem również rodzinę na Krzykach, gdy byłem u nich w domu, przyszła sąsiadka, była przerażona, pracowała na węźle łączności Śląskiego Okręgu Wojskowego – była telefonistką, powiedziała, że Ruscy oficerowie z bronią już od dwóch dni siedzą tam i nocują.
Na drugi dzień udałem się na uczelnię, na seminarium magisterskie, które prowadziła pewna bardzo miła i kulturalna pani dr hab., mocno zaangażowana w Solidarność. Zawsze przez pierwsze pół godziny rozmawialiśmy o polityce. Zabrałem głos i powiedziałem, że coś złego się szykuje. Niestety zostałem praktycznie wyśmiany. Pamiętam jakich argumentów używano, szczególnie ten, który przytaczany był nawet przez prominentnych działaczy „Solidarności”- „Ruscy nie wejdą, bo weszli już do Afganistanu i maja kłopoty, nie będą pchać się w nowe”.
Debilność tego argumentu była dla mnie oczywista. Tak, Rosjanie poświecą cały blok wschodni i Układ Warszawski, dla jakiegoś zacofanego środkowoazjatyckiego państewka, trzeba było być idiotą, aby coś takiego wymyślić, mówić i w to wierzyć, a mówili i wierzyli prawie wszyscy.
Dobił mnie kolejny argument moich kolegów – „Jeśli wejdą to zrobimy im takie Powstanie Warszawskie, że popamiętają”. Opadły mi ręce i nie rozmawiałem już na ten temat. Jako starszy kapral rezerwy potrafiłem sobie wyobrazić jakie skutki może przynieść użycie sprzętu wojskowego do walki z cywilami i jaki byłby tego efekt. Mieliśmy już jedno Powstanie Warszawskie i niczego się wielu z nas nie nauczyło – pomyślałem.
Gdy wyszedłem z seminarium zmieniłem jednak trochę zdanie. Może tylko mi się tak wydaje, pewnie jestem przewrażliwiony – przyszło mi na myśl.
Kilka dni później w niedzielę rano dowiedziałem się o stanie wojennym. Mieszkałem wówczas w Domu Studenckim „Dwudziestolatka” na placu Grunwaldzkim, w małym pokoiku razem z żoną i czteromiesięczną córką.
Wszyscy byli zdezorientowani, nie wiedzieli co będzie dalej się działo, dowiedzieliśmy się, że nauka będzie zawieszona do odwołania.
W poniedziałek rano, usłyszałem turkot gąsienic dochodzący z pl. Grunwaldzkiego od strony Mostu Szczytnickiego. Wyjrzałem. Jechały trzy BWP-y. W Akademiku panika – „Czołgi!, czołgi!”
Studenci zaczęli się pakować, szczególnie że kierowniczka powiedziała, iz wszyscy maja opuścić budynek. Zauważyłem, że jako jedni z pierwszych pokoje opuszczali moi koledzy z seminarium, którzy kilka dni temu chcieli wzniecić Powstanie Warszawskie.
Tak sobie myślę, że za to co się stało odpowiedzialność ponoszą obie strony. PZPR – ponieważ sprawowała władzę, a „Solidarność”? Dlatego, że upiła się marzeniami o wolności, zupełnie nie rozumiejąc sytuacji, byli tak pewni siebie i oszołomieni poparciem społecznym, że uznali, że sami szybko zdobędą władzę. Jedyną szansą jednak było wspólne dogadanie się i rozpoczęcie stałych planowych reform, przyzwyczajenie otoczenia politycznego do tych zmian, a nie robienie rewolucji i machanie szabelką.
Dziś zwalono całą odpowiedzialność na gen Jaruzelskiego, bo najłatwiej, nie widzieć jest swoich win i uważać się za ofiary stanu wojennego. Ale myślę, że można w rzeczywistości być ofiarą wypadku, jak i jego sprawcą lub współsprawcą, i tak uważam, że jest w sprawie stanu wojennego.
Amerykanie wiedzieli, co się dzieje, znali datę i godzinę, a jednak nie uprzedzili działaczy „Solidarności” o tym co nastąpi.
Dlaczego? Ponieważ są politycznie rozsądnymi ludźmi i mieli jasność, że jeśli tego nie zrobi Jaruzelski to zrobią to Rosjanie, którzy bali się, aby „polska zaraza” nie rozprzestrzeniła się po bloku wschodnim.
Dziś wielu publicystów i tak zwanych „historyków” mówi, że Rosjanie nigdy by nie weszli do Polski, przecież Jelcyn tak sam powiedział – argumentują.
Myślę, że niech zapytają się wilka: Czy to prawda, że chciał zjeść Czerwonego Kapturka?
Wilk im odpowie:
- Ależ skąd, ja kocham Czerwonego Kapturka.
Dziś stan wojenny to dla wielu ludzi jest przepustką do funkcji, zaszczytów i synekur. Rodzą się więc nowe rzesze bohaterów, najczęściej już tych z wyimaginowanymi zasługami, wielu z nich ledwo chodziło wówczas do szkoły podstawowej. Dla potrzeb własnych karier z tej dramatycznej dla Polski sytuacji, coraz bardziej robi się kabaret.
Wierzę jednak, że znajdą się prawdziwi historycy, którzy bez emocji zaczną analizować tamte dramatyczne wydarzenia.
.
STAN WOJENNY WE WROCŁAWIU – ( cz. 1 – WSTĘP )
Grudzień 1970 roku – dokumenty ( I )
Gen. Grzegorz Korczyński o wydarzeniach w grudniu 1970 roku w Gdańsku ( II )
Odpierdolcie się od Generała
Dlaczego Reagan pozwolił zamknąć „Solidarność”?