
.
Grzegorz Wojciechowski
.
Jeszcze mniej więcej dziesięć lat temu pan Prezes Tysiąclecia i Ojciec Narodu, zwykł mówić, że „zrobimy Budapeszt w Warszawie”. Wielu obywateli, którzy nie interesowali się tak dogłębnie polityką, nie bardzo wiedziało o co chodzi polskiemu despocie. Mijały lata i coraz bardziej stało się jasne co to znaczy. Chodziło bowiem o wejście na drogę autorytaryzmu zgodnie z modelem węgierskim, czyli przekształcanie ustroju demokratycznego w dyktaturę zgodnie z doświadczeniami premiera Orbana.
Po roku 2015, kiedy Zjednoczona Prawica zdobyła w Polsce władzę, słowa Kaczyńskiego o Budapeszcie w Warszawie stały się bardzo realne. PiS niszczył demokrację na wzór orbanowski i zapewne dopiąłby swego, gdyby nie społeczny zryw Polaków w roku 2023 i utworzenie koalicji partii demokratycznych, które odsunęło to zło od władzy.
Obecnie trwa proces rozliczeń, ludzie którzy kradli nasze pieniądze i niszczyli demokracje czują się coraz bardziej niepewnie. Jak niedawno się okazało, we współczesnym świecie trudno jest się ukryć przed odpowiedzialnością, przekonał się o tym pan Paweł Sz., zwany powszechnie Szopem Praczem ( od prania brudnych pieniędzy), który został przywieziony z Dominikany do Polski.
Od tego czasu, kiedy to Kaczyński ogłaszał swoje marzenie o Budapeszcie w Warszawie minęło z górą dziesięć lat i wiele się zmieniło, dziś bowiem coraz bardziej staje się realny scenariusz, że to nie Budapeszt będzie w Warszawie, ale Warszawa w Budapeszcie.
Nie bardzo widzę sobie to jak Jarosław Kaczyński podaje swoje rączki, aby założono mu na nie kajdanki i potulnie daje się zawieźć do aresztu. Kaczyński prędzej będzie próbował podpalić Polskę, niż oddać się w ręce sprawiedliwości.
Kiedy kilka lat temu wkurzone kobiety wyszły na ulice, aby bronić swoich praw, pan Prezes Tysiąclecia robił w portki i obgryzał paznokcie ze strachu, bał się nieszczęsny, że kobitki przyleją mu parasolkami. Wielu z nas pamięta obrazek, jak pod słynną willą prezesa na Żoliborzu stało około 80 wozów policyjnych pilnujących, aby Ojciec Narodu był bezpieczny.
Już wówczas, jak donoszą wszechwiedzące wiewiórki zaprzyjaźnione z red. Janem Pińskim, istniał plan ewakuacji Prezesa Tysiąclecia. Mało kto zapewne zwrócił uwagę, że Prezes zmienił wówczas w Sejmie swoje miejsce, i zamiast siedzieć z przodu, jak to czynił zawsze, został przeniesiony wyżej, bliżej wyjścia. Otóż w razie, gdyby wkurzone Polki wdarły się do parlamentu, Kaczyński miał natychmiast opuścić budynek i zostać przeniesiony do mieszkania w pobliżu ul. Wiejskiej, a następnie stamtąd ewakuowany na teren Wyższej Szkoły Pożarnictwa, a później wywieziony z kraju. Dokąd? Ponoć na Węgry, gdzie uszykowano mu już nad Balatonem w spokojnym miejscu wygodny apartamencik, gdzie mógłby przebywać i knuć w jaki sposób wróci do Warszawy i jak zemści się na właścicielkach czarnych parasolek.
W jaki sposób miałby zostać ewakuowany z Polski? Przypuszczalnie samochodem, bowiem Prezes Tysiąclecia jest nielotem i sama myśl o tym, że mógłby lecieć samolotem napawa go przerażeniem.
Obecnie ta koncepcja ucieczki przed odpowiedzialnością z Polski zaczyna wracać, ale już w zmienionej postaci. W sytuacji potencjalnego zagrożenia, kiedy już atmosfera i polityczny smród zacznie się wokół Prezesa zagęszczać, Kaczyński ma wyjechać oficjalnie, ale bez rozgłosu na Węgry, pretekstem ma być zaproszenie na jakieś spotkanie bądź uroczystość. W czasie pobytu nad Dunajem ma się rozchorować i zostać otoczony opieką przez Orbana. Jest to wiarygodne Prezes nie należy do ludzi zbytnio młodych, ma prawo więc się źle poczuć.
Wiemy już, że u naszych bratanków zadomowił się geniusz pisowskiego biznesu pan Obajtek, niedawno pojawił się tam również pan Marcin Romanowski. Wydaje się, a wręcz jest to pewne, że prezesowi mogą towarzyszyć i inni prominenci Zjednoczonej Prawicy, tacy jak: Antoni Macierewicz, Ryszard Czarnecki, nieodstępujący ucha prezesa pan Mariusz Błaszczak, Michał Dworczyk, pan Woś, niewykluczone, że i pan Ziobro, słynny duet Kamiński z Wąsikiem, a może również pan Jacek Sasin i Mateusz Morawiecki. Wymienić można jeszcze wielu innych, słowem wystarcza na sformowanie rządu.
Jak się wydaje prawie pewne jest, że część skradzionych Polakom pieniędzy znajdować się może właśnie na Węgrzech, dlatego ów rząd nie przymierałby na emigracji głodem i miałby się całkiem dobrze.
.
Spodobał Ci się ten artykuł? Masz konto na FB, daj link do tego tekstu, podziel się nim ze swoimi znajomymi.
Dziękujemy.
.
Listek figowy i genitalia demokracji; Bartłomiej Ciążyński spadł z nieba
Listek figowy i genitalia demokracji: Upadek pana Andrzeja Dudy
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Burzliwe dzieje ruskich pierogów
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Wiosna Ludów na Dolnym Śląsku. Masakra w Świdnicy