
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Hrabina z Bukowca. Opowieść o niezwykłej kobiecie, pięknej miłości i Karkonoszach
21.04.2025
.
Grzegorz Wojciechowski
.
Pewnej hrabinie dedykuję tę opowieść
Niedaleko Karpacza, na przedmieściu Kowar, leży wioska Bukowiec, znana głównie ze szpitala, gdzie składa się połamane kończyny miłośnikom białego szaleństwa. W wiosce mieści się niewielki pałacyk z dużym dobrze urządzonym ogrodem. Ta niepozorna budowla miała bardzo duże znaczenie dla dziewiętnastowiecznych dziejów Karkonoszy.
Pałacyk był bowiem rezydencją niezwykłej kobiety – hrabiny Friederike von Reden. Urodziła się ona 12 maja 1774 roku w Wolfenbüttel, jej ojcem był generał Friedrich Adolf Riedesel a matką Charlotte Frederika Luise Riedesel z domu Mossow. Wczesne dzieciństwo spędziła w Ameryce Północnej, gdzie jej ojciec był dowódcą jednego z korpusów strzelców i walczył po stronie Anglików w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Po bitwie pod Saratogą dostał się do amerykańskiej niewoli, a małą Frederike z matką i siostrami internowano. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie spędziła kilka lat ze swojego dzieciństwa. Po wyjściu z niewoli ojciec z rodziną udał się do Anglii. Właśnie wtedy poznała Friedericha Wilhelma von Redena, trzydziestoletniego mężczyznę, który przebywał na wyspach, zdobywając wiedzę na tematy związane z hutnictwem i górnictwem.
Friederich urodził się 23 marca 1752 roku w niewielkiej miejscowości Hameln w Dolnej Saksonii, nad rzeka Wezerą. Bardzo wcześnie umarli jego rodzice, gdy miał zaledwie 15 lat został już sierotę. Dzięki pomocy rodziny uzyskał jednak porządne wykształcenie, jego krewni pokierowali też jego kariera zawodową i życiową, która dzięki jego pracowitości i inteligencji rozwijała się bardzo pomyślnie.
Frederike miała wówczas zaledwie osiem lat. Po powrocie do Niemiec baron Friedrich Adolf Riedesel zu Eisenbach wraz ze swoją rodziną osiadł w Brunszwiku i tam też dorastały jego dzieci, w tym oczywiście i przyszła hrabina z Karkonoszy.
Służba wojskowa ojca spowodowała jednak, że w roku 1790, rodzina małej Fritze, bo tak ją nazywano w domu, znowu powędrowała za ojcem, tym razem jednak znacznie bliżej bo do Holandii, ten wyjazd znacznie rozwinął zainteresowania intelektualne młodej dziewczyny. Zimę 1792 / 1793 wszystkie panie Riedesel spędziły jednak w Berlinie. Właśnie wówczas Fritze ponownie spotkała na swojej życiowej drodze Friedricha Wilhelma von Redena, był on już wówczas Wyższym Starostą Górniczym. Do spotkania doszło w czasie zabawy karnawałowej u jej wuja będącego wówczas ministrem w rządzie pruskim. Przebrana za kwiaciarkę dziewiętnastoletnia dziewczyna, musiała bardzo spodobać się Redenowi, bowiem na tym balu, ten niemłody już, bo liczący prawie 41 lat stosunkowo skromny i spokojny, ale niezwykle inteligentny i wszechstronnie wykształcony człowiek, zatańczył tylko raz i to właśnie z młodą blond kwiaciarką, nie był zbyt przystojnym i pociągającym mężczyzną, swoja aparycją nie wzbudzał zachwytu wśród kobiet, a jednak …
Frederike von Reden
Reden był wówczas już właścicielem majątku i pałacu w Bukowcu, zajmował się tam nie tylko własnym gospodarstwem rolnym, ale również i pracą w górnictwie.
Stało się jednak tak, że starsza siostra Frederike Augusta wyszła za mąż za jednego z łużyckich arystokratów – Heinricha von Reuß-Trebschena, brata bliskiego znajomego hrabiego Redena właściciela położonego w pobliżu Jeleniej Góry Staniszowa. W roku 1797 rodzina Riedeselów zjechała w gościnę właśnie do tej posiadłości, gdzie spędziła kilka tygodni. W gościnie u hrabiego von Pleß pojawił się również i hrabia z Bukowca, odnawiając swoje znajomości z przybyłymi gośćmi. Doszło również i do wizyty w jego pałacu. Przyszła hrabina von Reden, była szczególnie zachwycona pałacowym ogrodem. Stawało się już oczywiste, że pomiędzy tymi dwojgiem ludzi jest coś więcej niż tylko przyjaźń. Friedrich miał jednak wiele obiekcji, zdawał sobie sprawę, że jest znacznie starszy od tej młodej pięknej i niezwykle inteligentnej kobiety.
W następnym roku spotkali sie ponownie w Berlinie, a w roku 1799 hrabia zawitał do Brunszwiku. Młoda baronówna, liczyła już 25 lat i ciągle nie potrafiła zainteresować się kimś w odpowiednim dla niej wieku.
Przez ostatnie lata, Frederika stała się już dorosłą, w pełni dojrzałą kobietą. Różniła się jednak znacznie od swoich rówieśniczek, interesowała się prawie wszystkim – botaniką , sztuką, filozofią, polityką, gospodarką. Była pod silnym wpływem swojego ojca, będącego bez wątpienia silną osobowością i właśnie tacy wykształceni mądrzy mężczyźni jej imponowali.
Rok 1800 był niezwykle ważny w życiu rodziny Riedeselów, zmarł bowiem ojciec Frederike. Wdowa po generale i reszta rodziny zamieszkali w Berlinie, w pobliżu domu, w którym mieszkała Augusta ze swoim mężem, stało się to okazją do przyjazdów właściciela Bukowca do stolicy i oczywiście do spotkań ze swoją młodą znajomą.
Baronówna czuła już wówczas bez wątpienia jak wypełnia ją uczucie do tego pięćdziesięcioletniego mężczyzny, orientowała się również, że nie jest mu obojętną. W lutym roku 1801 pisała o nim:
„Ukrywał swoje uczucia, okazując mi wyłącznie przyjaźń, którą już wówczas szczerze sobie ceniłam. Rozumiałam go, ale mogłam tylko milczeć. Głęboko ukrywałam swoje zauroczenie nim, jego wielkością, dobrocią. Nie wolno mi było zrozumieć tysięcy rzucanych mimochodem, wielce czułych półsłówek, które przecież zauważałam. Rozstaliśmy się czując ogromna bliskość, a równocześnie będąc ciągle jeszcze tak daleko od celu”
Ale cel jednak się zbliżał, hrabia z Bukowca zdecydował się w końcu do podjęcia zdecydowanych kroków. Zamiast kupić wielki bukiet kwiatów i udać się do Berlina, postanowił wystosować pismo, w którym prosił baronównę o to, aby zgodziła się być jego żoną. Ten dramatyczny, pełen desperacji krok podjął w kwietniu 1802 roku.
Frederike, gdy otrzymała list, postanowiła zasięgnąć konsultacji wśród swoich najbliższych i w końcu w dniu 2 maja 1802 roku, również listownie wyraziła swoją zgodę.
Dzieląc się tą radosna nowiną z przyjaciółmi pisała:
„Czuje to i stanowczo twierdzę, że hrabia Reden jest dla mnie jedynym człowiekiem, w którym widzę wiernego przyjaciela i mentora; jest moim największym szczęściem. – Jest stary, jest schorowany, a właśnie to nakłada na mnie najsłodszy obowiązek i pozwala mi być dla niego kimś, kogo potrzebuję. Oby swoim oddaniem udało mi się zachować tak doskonałą istotę, oby przyjaciele jego dziękowali mi za jego obecność – i dalej pisała – Hrabia Reden zasługuje na całą moją miłość; a wiem, czuję to. że nigdy nie będę w stanie odwzajemnić uczucia w takim samym stopniu, w jakim on obdarza nim mnie. Mam nadzieję, że potrafię uczynić go szczęśliwym.”
Również i hrabia Reden postanowił ogłosić swoją radosną nowinę i pisał do zarządcy swoich karkonoskich dóbr:
„Z pewnością zdziwi pana wiadomość, że oto przywiozę mu drugą panią; o wiele młodszą piękniejszą i ukochaną, niźli jest pan sobie w stanie wyobrazić – dość, że jest to kobieta tak dobra, przyjazna i rozumna, jak wszyscy ludzie szlachetni, jak wy wszyscy jesteście i właśnie taka, na jaką wspaniali poddani w Bukowcu i Kostrzycy zasłużyli.”
Ślub odbył się 9 sierpnia 1802 roku, a pięć dni później młoda para przyjechała do Bukowca, gdzie była niezwykle radośnie przyjęta parze podwładnych hrabiego. We wrześniu zaś państwo von Redenowie odbyli niezwykłą podróż poślubną, odwiedzili bowiem wszystkie ważniejsze ośrodki górnicze na Śląsku zarówno Dolnym jak i też Górnym. Po ślubie bynajmniej nie zamieszkali w swojej karkonoskiej posiadłości, ale w Berlinie, do Bukowca przyjeżdżali jedynie latem.
Kiedy małżonkowie przyjechali do Bukowca latem 1804 roku, hrabina mogła podziwiać prezent, jaki dostała od swojego męża. Już wcześniej zakochana była w angielskim ogrodzie, teraz został on wzbogacony o nowy niezwykle atrakcyjny element, był nim pawilon w stylu greckiego antyku, z którego rozciągał się wspaniały widok na Karkonosze i jej najwyższy szczyt – Śnieżkę.
Wkrótce nastały jednak dla Prus ciężkie czasy i co za tym idzie i dla państwa von Redenów. W 1806 roku po klęsce pod Jeną, państwo pruskie znalazło się w niezwykle ciężkim położeniu. Już pod koniec tego roku na Dolny Śląsk został skierowany korpus napoleoński pod dowództwem młodszego z braci Bonaparte – Hieronima. W jego skład weszły dwie dywizje bawarskie i jedna wirtemberska. Pod koniec listopada 1906 Hieronim zajął Głogów, a na początku grudnia rozpoczęło się oblężenie stolicy Śląska Wrocławia. 7 lipca 1807 roku został podpisany przez Napoleona i cara Rosji Aleksandra I układ pokojowy w Tylży. Prusy nie były nawet stroną tej umowy, zostały też zobowiązane do płacenia Francji ogromnych kontrybucji wojennych, spoczywał też na nich obowiązek utrzymania napoleońskich garnizonów.
Friedrich von Reden
Latem jak zwykle Redenowie udali się do Bukowca, ale zaraz po przyjeździe dowiedzieli się, że zwolniono wszystkich pruskich ministrów, w tym i hrabiego Friedricha von Redena. Ta dymisja stawiała małżonków w trudnej sytuacji finansowej utracili bowiem prawie połowę rocznych dochodów, w dodatku musieli również ich część przeznaczać na kontrybucję, Żeby było jeszcze gorzej to w roku 1808 zapanowała drożyzna i koszty utrzymania bardzo znacznie wzrosły. Hrabia Reden mimo zwolnienia ze swojej funkcji, czuł się odpowiedzialny za powierzone mu kopalnie i bez wynagrodzenia dalej zarządzał nimi. Co w niedalekiej przyszłości, po przegonieniu Francuzów, stało się przyczyną niełaski ze strony króla Fryderyka Wilhelma III.
W tym czasie pogorszył się stan zdrowia hrabiego, cierpiącego na problemy z płucami, wiele obowiązków spadło więc na Frederike, która w tych trudnych czasach dała się poznać jako osoba niezwykle energiczna i o dużej sprawności organizatorskiej. W roku 1810 na Redenów spadła kolejna plaga, bardzo obfite opady deszczu spowodowały powódź w Kotlinie Jeleniogórskiej i w Karkonoszach, gospodarstwa rolne, szczególnie w Kostrzycy zalała woda, niszcząc zasiewy i zatapiając domostwa i żywy inwentarz. Hrabina nie pozostawiła jednak dotkniętych nieszczęściem ludzi samym sobie i zaczęła organizować akcje pomocy powodzianom.
Starała się też rozszerzać asortyment produkcji rolnej swego majątku, sprowadziła kukurydzę, z której zaczęła wytwarzać syrop, wprowadziła również do uprawy tytoń. Pomimo tak trudnych czasów w majątku hrabiostwa zatrudnionych było stale aż 40 osób. Pomimo tych wszystkich kłopotów i trudności małżonkowie żyli w przykładnej zgodzie i miłości. Mieli przecież tak wiele wspólnych tematów i zainteresowań, spędzali razem każdą wolną chwilę, nie nudziło im się ze sobą.
Począwszy od roku 1812 stan zdrowia hrabiego pogarszał się coraz bardziej, problemy z płucami pogłębiały się, szczególnie widoczne było to nocą, kiedy pan Reden miewał częste ataki kaszlu i duszności. Jego kochająca żona sprowadzała mu do kąpieli nawet wodę z Cieplic Zdroju, nie na wiele się to jednak przydało . W roku 1815 gasnący hrabia założył Towarzystwo Biblijne, zaraz po tym, zaledwie dwa tygodnie później 3 lipca 1815 roku Friedrich Wilhelm von Reden rozstał się ze światem.
Hrabina została sama, małżeństwo nie miało bowiem dzieci, niedawno skończyła 41 lat, była przecież jeszcze wciąż młodą i bardzo atrakcyjną kobietą. Nie zdecydowała się jednak już urządzić sobie życia z kimś innym, pozostała przez resztę swojego czasu samotna i w tej samotności spędziła dalsze 39 lat.
Swoje życie, które stało się w bardzo dużym stopniu puste po odejściu ukochanego męża starała się wypełniać działalnością społeczną i filantropijną.
Na szczęście też, w tym czasie przybyło jej kilku nowych interesujących sąsiadów; pobliskie Mysłakowice nabył bohater minionej wojny marszałek von Gneisenau, do pobliskiej Ciszycy sprowadził się książę Radziwiłł, a Karpniki nabył brat króla Prus Fryderyka Wilhelma III.
Minęła wojna i sytuacja materialna bukowieckiego majątku znacznie się poprawiała, umożliwiło to hrabinie zajęcie się działalnością filantropijną. Co roku z okazji świąt Bożego Narodzenia oraz z okazji rocznicy urodzin hrabiego Redena miała zwyczaj obdarowywania prezentami dzieci ze szkoły w Bukowcu. Pewnego razu zakupiła dla najbiedniejszych buty na zimę.
Pałac pełnił życiem przyjeżdżało tu w odwiedziny do hrabiny wielu znamienitych ludzi, w 1816 roku zajechała w Karkonosze księżna Izabella Czartoryska i oczywiście nie omieszkała odwiedzić pałacu w Bukowcu. Przyjeżdżał też tam minister vom Steim, któremu Redenowie udzielili w czasie wojny pomocy, gdy ten był w niebezpieczeństwie. Jesienią 1818 roku przybył w gościnę sam następca tronu, późniejszy król Prus, znany jako Fryderyk Wilhelm IV wraz ze swoim bratem. Odwiedzała ją też często jej rodzina, głównie siostry. Jednak ten tętniący życiem dom bynajmniej nie dawał swojej właścicielce poczucia szczęścia. W swoim pamiętniku pisała:
Chcę widzieć świat szczęśliwy i wesoły, żyjąc jednocześnie z dala od niego. Nie ma dla mnie już miejsca pośród tych radosnych ludzi.
Wciąż nie mogła zapomnieć o swoim zmarłym mężu i swojej wielkiej miłości. Swoistym kontaktem z nim stało się dla niej kontynuowanie pracy w założonym tuż przed śmiercią przez Redena Towarzystwie Biblijnym.
Właśnie taka działalność religijna i społeczna wypełniała całe jej życie i pochłaniała ją.
Kiedy w roku 1820 handlarze przędzą, podobnie jak w roku 1793, postanowili narzucać tkaczom wysokie ceny skupu, a niskie ceny na ich wyroby, doprowadzając chałupników do nędzy, sama zaczęła kupować surowiec po cenach hurtowych i sprzedawać go po niskich wyrobnikom, co ratowało tych ludzi przed tragedią.
Sama też zajmowała się rozwojem swojego gospodarstwa, zajęła się miedzy innymi wyrobem wędlin, które zyskały duże uznanie w okolicy, a także ogrodnictwem i hodowlą owiec. W roku 1824 wspomogła budowę miejscowej szkoły i później opiekowała się przyszkolnym ogrodem. Kiedy w roku 1825 zmarł zarządca jej majątku, nie zatrudniła nikogo na jego miejsce i sama przejęła te obowiązki i w ich wypełnianiu bardzo dobrze sobie radziła.
Jej filantropia nie była ślepa i naiwna, uważała że ludziom należy pomagać, ale nie należy dawać im wszystkiego za darmo. Kiedyś, gdy zimą zapanował głód dowiedziała się, że w okolicach Kamiennej Góry jest rozdawany za darmo chleb, napisała o tym:
A dlaczego nie za pół ceny? poprzez uzyskaną połowę ceny przedłużyć można przecież czas, w który pomoc taka będzie oferowana. Dawanie za darmo umniejsza wartość człowieka i czyni z niego pewien rodzaj żebraka, płacenie zaś za to, co niezbędne podnosi jego wartość, a przede wszystkim skłania do pracowitości, która chroni przed złem.
Po przekroczeniu pięćdziesiątego roku życia hrabina zaczęła chorować , musiała podjąć kurację w Cieplicach, ale także i w Karlsbadzie, udało się wprawdzie zażegnać niebezpieczeństwo, ale już do końca swojego życia nie była w pełni zdrowa.
W roku 1831 umiera w Poznaniu na cholerę jej słynny sąsiad marszałek von Gneisenau, był to dla niej bardzo przykry moment straciła bowiem bardzo dobrego sąsiada. Jednak mimo tej straty los okazał się dla niej łaskawy, bowiem dobra mysłakowickie nabył od wdowy po marszałku sam król Fryderyk Wilhelm III. Od tego momentu, król pruski stała się jej sąsiadem. Szybko owe sąsiedztwo nabrało bardziej bliskich relacji, król bowiem bardzo cenił hrabinę i jej społeczne zaangażowanie w sprawy regionu karkonoskiego.
Kiedy w roku 1837, monarcha postanowił w swojej karkonoskiej posiadłości osiedlić emigrantów religijnych z Tyrolu, hrabina niezwykle aktywnie włączyła się w przygotowania do ich osiedlenia, stając na czele powstałego Komitetu Powitalnego dla Tyrolczyków.
Przez prawie dwa lata zajmowała się niezwykle czynnie sprawami tej nowej społeczności, wypełniało to bez reszty jej czas. Schorowany monarcha wyraził jej swoją wdzięczność za te poświęcenie, pisząc do niej:
Niech będzie Pani przekonana, droga hrabino, że z wielką wdzięcznością dostrzegam, iż zaufanie moje w Pani pokładane było w pełni uzasadnione. a oczekiwania moje spełniła Pani z ogromną rozwagą. Niechaj Bóg zechce to Pani wynagrodzić!
Niedługo później król Fryderyk Wilhelm III umiera, a na tron wstępuje jego syn jako Fryderyk Wilhelm IV i z nim również stosunki sąsiedzkie układają się pomyślnie.
W roku 1839 pewien drezdeński malarz norweskiego pochodzenia Christian Dahl zainteresował się małym drewnianym kościółkiem, który został rozebrany przez mieszkańców jednej z wiosek położonej nad brzegami jeziora Wang w Norwegii. Udało mu się zainteresować nim króla Prus Fryderyka Wilhelma IV i w roku 1841 przewieziono go do Berlina, gdzie miał być wzniesiony na nowo na Wyspie Pawiej. Kiedy dowiedziała się o tym hrabina von Reden, zaczęła przekonywać króla, że w pobliżu jego karkonoskiej posiadłości w górach leży wioska, gdzie wierni muszą chodzić do kościoła oddalonego o wiele kilometrów, często w zimie, w czasie mrozów i śnieżnych zamieci. Król dał się przekonać i w kościółek Wang, dziś symbol Karpacza przewieziono w góry. Wkrótce ruszyła jego rekonstrukcja, a hrabina interesowała się wszystkim i opiekowała każdym najdrobniejszym detalem tej budowli. Kościółek poświecono 28 lipca 1844 roku.
Król interesował się swoją sąsiadką, kiedyś podarował jej ławeczkę do jej ogrodu, stała się ona miejscem, gdzie ta stara już i schorowana, ale wciąż pełna energii kobieta lubiła przesiadywać. Niedawno udało się odnaleźć ją w pałacowym ogrodzie.
Frederike hrabina von Reden zmarła w Bukowcu 14 maja 1854 roku, zaledwie dwa dni po swoich osiemdziesiątych urodzinach. Dwa lata po jej śmierci król nakazał wznieść na cmentarzu przy kościele Wang pomnik z inskrypcją na jej cześć.
* Cytaty w przekładzie Tomasza Prylla
.
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Schaffgotschowie i kaplica św. Wawrzyńca na szczycie Śnieżki
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: „Ludzie lodu” z karkonoskich stawów
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Tor łyżwiarski na Małym Stawie czyli karkonoskie Medeo
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Czy Karkonosze to Góry Wandalskie?
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Karkonoska podróż amerykańskiego prezydenta