![](https://magazyndolnyslask.pl/wp-content/uploads/2025/01/Wydobywanie-lodu-z-Malego-Stawu-domena-publiczna-kopia.jpg)
.
Grzegorz Wojciechowski
.
Kilka lat temu media głównie elektroniczne, podały dość interesującą i sensacyjną informację, że znana duńska tenisistka polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki wbiegła w samych majtkach i biustonoszu na szczyt Śnieżki. Powszechnie wiadome jest, że Królowa Karkonoszy zimą nie należy do miejsc najbardziej przyjaznych człowiekowi. Na jej wierzchołku panują temperatury ujemne, a co gorsza, ta wspaniała góra, uważana jest za najbardziej wietrzne miejsce w całej Europie. Nie dość tego, panna Wozniacki na dodatek pławiła się jedynie w stroju kąpielowym ( jednoczęściowym ) w Wodospadzie Podgórnej koło Przesieki. Tenisistka uczestniczyła w zajęciach kursu dla icemanów organizowanego przez światowej sławy morsa pana Wima Hofa.
Nasze Karkonosze, a Śnieżkę w szczególności, opanowali ostatnimi czasy przeróżnej maści miłośnicy zabaw ekstremalnych.
Na początku grudnia 2018 roku opinię publiczną zbulwersowała informacja o wyprawie na Śnieżkę grupy młodych ludzi, odzianych jedynie w bieliznę – współczesnych icemanów. Ten nieodpowiedzialny wybryk młodości zakończył się źle, interweniować musiał GOPR, zwożąc zmarzniętych uczestników tej nierozsądnej zabawy ze zbocza najwyższej góry Sudetów. Nie minęło nieco czasu, jak kolejny miłośnik zimowych spacerów na tę górę, znany bokser pan Szpilka i jego mniej znany pies musieli skorzystać z pomocy ratowników górskich.
W Karkonoszach żyli jednak niegdyś prawdziwi „ludzie lodu”, którzy swoją ciężką i niebezpieczną pracą zarabiali na utrzymanie swoich rodzin i siebie.
Pod koniec wieku XIX rozwinął się w Karkonoszach „przemysł lodowy”, zaczęto bowiem na skalę przemysłową eksploatować lód z Małego i Wielkiego Stawu. Wykorzystywano go powszechnie w przemyśle spożywczym, dlatego odbiorcami tego produktu były głównie restauracje, które przy jego użyciu przechowywały produkty spożywcze, a latem również i chłodzono przy pomocy lodu piwo.
W tamtych czasach, chociaż pogoda też bywała kapryśna, zimy były jednak bardziej mroźne i śnieżne niż obecnie. Karkonoskie stawy zaczynały zamarzać już w listopadzie, ale lód był jeszcze cienki; eksploatację zaczynano najczęściej w lutym, kiedy pokrywa lodowa była już dostatecznie gruba.
Wielki i Mały Staw należały do rodu Schaffgotschów i to od nich dzierżawiono prawo do wydobywania brył lodu. Prawo dzierżawy posiadali przedstawiciele znanego rodu z Karpacza – Exnerów, do których należała między innymi karczma sądowa – dzisiejszy „Bachus”, a także hotel „Zur Schneekoppe” w Karpaczu Górnym. Exner płacił do zarządu majątku Schaffgotschów dzierżawę uzależnioną od wielkości wydobycia lodu, było to 2 fenigi za każdy wydobyty cetnar lodu ( 1 cetnar pruski to 51,45 kg ), czyli za każdą tonę wydobytego lodu, do Cieplic oddawano około 39 fenigów.
.
Mały Staw, w głębi Samotnia (foto. Wikipedia)
.
Dzierżawca już w styczniu przyjmował zamówienia na bloki lodowe, których wydobywanie rozpoczynano dopiero w połowie lutego i trwało to przez 10 do 12 tygodni, czyli do końca kwietnia, lub nawet do początku maja. Oczywiście, że tak późny okres wydobycia lodu przedłużał niejako jego „żywotność”, zakopany w ziemię dłużej mógł wytrzymać nie tracąc wiele na swojej objętości, nawet do lipca i sierpnia. Wcześniejsze jego wydobywanie pozbawione było sensu, bowiem zimą jest jego wszędzie pełno. Lód z karkonoskich stawów miał służyć właścicielom restauracji i rzeźni przez całe lato.
Jak bardzo potrzebny był ten surowiec niech świadczy fakt, że jednego roku , w ciągu zaledwie dwóch dni Exner przyjął zamówienie na około 75 000 cetnarów.
Przy wydobyciu pracowało zazwyczaj, co roku około 30 ludzi pochodzili oni zarówno z Karpacza, jak też z terenów znajdujących się po dzisiejszej czeskiej stronie Karkonoszy. Kwaterowano ich w pobliżu miejsca, gdzie pracowali, czyli w schroniskach takich jak: Teichbaude ( Samotnia ), Hampelbaude ( Strzecha Akademicka ), Schlingelbaude ( Schronisko im. Bronka Czecha – już nieistniejące ), czy też w schronisku Prinz Heinrich Baude ( Schronisko Księcia Henryka ), niekiedy też po stronie austriackiej w Wiesenbaude ( obecnie Lućni Bouda ).
Sposób wydobycia tych ciężkich ogromnych lodowych bloków był następujący: najpierw siekierą wykonywano w pokrywie lodowej rowki o głębokości około 10 centymetrów, następnie wzdłuż tych rowków cięto lód grubą i długą piłą, która na końcu miała przymocowany ciężarek z metalu zanurzony w wodzie. Po wycięciu takiego bloku o wadze 6-8 cetnatów ( 300-400 kg ), trzeba było go wydobyć z wody. Przyciągano więc bryłę do krawędzi lodu specjalnymi bosakami, a następnie podkładano pod nią drąg i wyciągano na powierzchnię, gdzie ładowano na rogate sanie, którymi zwożono lód do Karpacza Górnego, z kolei tam przeładowywano go na wóz konny, który zawoził ładunek niżej na stację kolejową najpierw do Kowar, a po doprowadzeniu do Karpacza linii kolejowej co miało miejsce w roku 1895 na tamtejszą stację, gdzie pociągiem przewożono go do miejsca przeznaczenia.
Praca przy wydobyciu lodu niebezpieczna i ciężka wymagała dużego wysiłku fizycznego i dobrego zdrowia. Wilgotność wokół zbiorników wodnych powodować musiała zawilgocenie ubrań, przypadkowa kąpiel, lub zmoczenie ubrania również stanowiło zagrożenie dla zdrowia. Innym poważnym niebezpieczeństwem, na które byli narażeni robotnicy były lawiny, często schodzące z krawędzi Kotła Małego Stawu.
Za swoją pracę, świadczoną w systemie akordowym, robotnicy, którzy cięli piłą dostawali za każdy blok 50 fenigów, dziennie wycinali od 10 do 12 takich bloków, czyli jeden zarabiał od 2,5 do 3 marek dziennie. Inaczej płacono tym, którzy wydobywali z wody lodowe bloki i ładowali je na sanie płacono 1 markę za jeden blok. Za zwiezienie rogatymi saniami lodu z Wielkiego Stawu w okolice „Waldhausu”, gdzie znajdowała się naturalna granica pomiędzy Karpaczem a Karpaczem Górnym właściciel sań otrzymywał 1 markę, a za zwiezienie w to samo miejsce lodu z Małego Stawu 2 marki i 25 fenigów. Praca ta wymagała bardzo dobrej umiejętności kierowania saniami, bowiem te pod wpływem dużego obciążenia nabrać mogły bardzo dużej prędkości i zatracić swoją sterowność, co w konsekwencji mogło skończyć się wypadkiem o poważnych skutkach.
.
Wydobywanie lodu z Małego Stawu
.
Zamówienia były realizowane zwykle w terminie trzech tygodni od dnia ich złożenia. Odbiorcami tego zimnego ładunku były restauracje, hotele i rzeźnie w wielu miastach na terenie Śląska, jak przykładowo z Głogowa, Zielonej Góry, Legnicy, Świdnicy i oczywiście z Wrocławia, a także karkonoski lód był wykorzystywany w jednym z berlińskich browarów.
Z biegiem czasu surowiec ten stracił nieco na znaczeniu, bowiem pojawił się silny konkurent w postaci lodu skandynawskiego, co doprowadziło do spadku cen.
W okresie międzywojennym ta działalność już zanikła, a zimą na Małym Stawie zaczęli pojawiać się łyżwiarze oraz narciarze, którzy upodobali sobie to miejsce do uprawiania jazdy za końmi czyli skijöringu.
Dziś na szczęście mamy lodówki i zamrażarki, a kto lubi, może też pobiegać sobie zimą po górach w samej bieliźnie, czego nie polecam.
.
Artykuł był publikowany w „Gazecie Wrocławskiej 31.03.2020 r.
.
Tekst objęty prawami autorskimi, kopiowanie i publikowanie bez zgody autora zabronione
.
Spodobał Ci się ten artykuł? Masz konto na FB, daj link do tego tekstu, podziel się nim ze swoimi znajomymi.
Dziękujemy.
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Tor łyżwiarski na Małym Stawie czyli karkonoskie Medeo
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Koleją i samolotem na Śnieżkę
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Karkonoska podróż amerykańskiego prezydenta
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Rogate sanie w Karkonoszach
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Schaffgotschowie i kaplica św. Wawrzyńca na szczycie Śnieżki