Artykuły

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego.Niezwykłe dzieje klasztoru w Lubiążu. Była tu nawet Maria Antonina i Józef Piłsudski

.

Grzegorz Wojciechowski

.

    Jadąc drogą z Wrocławia w kierunku Zielonej Góry, niedaleko za Środą Śląską, widać po prawej stronie oddalony o kilka kilometrów od szosy olbrzymi gmach w stylu barokowym – to dawne opactwo cystersów w Lubiążu. Ten olbrzymi budynek stoi praktycznie pusty i tak naprawdę to nikt nie wie, co z nim zrobić i komu i czemu ma służyć. Sama powierzchnia klasztornego dachu to 2,5 hektara, a długość jego fasady wynosi aż 223 metry, budynek posiada bagatela 600 okien i to bynajmniej nie małych, ale dużych, bowiem wysokość znajdujących się wewnątrz pomieszczeń jest również znaczna.

    Tragedia klasztoru polega na tym, że jest on zbyt duży, aby można było go wykorzystać dla potrzeb niewielkiej lokalnej społeczności. Gdyby  znajdował się we Wrocławiu, lub chociaż w Legnicy, jego los nie był by tak smutny i ponury jak obecnie. Zapewne tętniłby życiem, stał się miejscem przybytku dla licznych instytucji kulturalnych i oświatowych, a tak stoi pusty i na szczęście już nie niszczeje, chociaż wciąż brakuje środków na jego odbudowę.

    Ta wspaniała, druga co do wielkości sakralna budowla na świecie, wznosi się w pobliżu miejsca, które już od co najmniej tysiąca lat było uważane za najlepszy bród na Odrze. Już przed rokiem 1109 istniał tu gród obronny strzegący przeprawy przez rzekę, uległ on jednak zniszczeniu, kiedy  Śląsk najechał cesarz niemiecki Henryk V. Później gród zaczęto odbudowywać na nowo, a w roku 1150 sprowadzono tu benedyktynów, którzy wznieśli w tym miejscu kościół i zbudowali niewielki klasztor. Ponoć zakonnicy nie spełnili pokładanych w nich nadziei, ponieważ wiedli niezbyt pobożny, a nawet hulaszczy tryb życia, dlatego musieli opuścić to miejsce, a w zamian Bolesław Wysoki sprowadził z okolic Namburga cystersów, którzy zadomowili się  tu już na wieki. Nowi zakonnicy okazali się dobrymi gospodarzami i klasztor dzięki nim zaczął się rozrastać, a przy okazji wioska Lubiąż została osadą targową i zaczęła  rozwijać się szybko dzięki handlowi, tak że w roku  1249 otrzymała prawa miejskie. Cystersi z Lubiąża założyli na Śląsku dalsze klasztory, między innymi  w 1222 w Mogile, pięć lat później w Henrykowie, w 1249 w Kamieńcu koło Ząbkowic oraz w roku 1291 słynny klasztor w Krzeszowie, gdzie znajduje się obecnie mauzoleum śląskich Piastów.

   Wiek XIV to dla cystersów „złoty wiek”, stali się bowiem właścicielami kopalń złota w rejonie Złotoryi, z których eksploatacji uzyskiwali duże dochody.

    Nie ominęły Lubiąża również nieszczęścia, jednym z nich był napad na miasto i klasztor w roku 1432 dokonany przez husytów, którzy je doszczętnie splądrowali, a cystersi musieli ratować się ucieczką, chociaż nie wszystkim się to udało.

   Zaraz po wojnach husyckich, gdy udało się go odbudować ze zniszczeń, wewnątrz klasztornej społeczności doszło do poważnego konfliktu pomiędzy polskimi i niemieckimi mnichami. Sprawa stała się tak poważna, że zamiast pracować nad odbudową pozycji zakonu cystersów na Śląsku, tracono czas i energię na spory. Wykorzystali to okoliczni książęta śląscy i dokonali zajazdu na klasztor, przepędzając jego mieszkańców, a zdobyty obiekt przekształcono na zameczek myśliwski służący ku rozrywce i zabawom.

   Dopiero po kilkunastu latach mnisi odzyskali swoje opactwo.

   Wojna trzydziestoletnia ( 1618-1648 ), która przyniosła na Śląsku ogrom nieszczęść, zniszczeń, epidemii i biedę dotknęła również i Lubiąża. Klasztor zajęli Szwedzi, którzy pozbawili go wszystkiego co przedstawiało w nim jakąkolwiek wartość. Skradziono wszystkie złote i srebrne przedmioty, wywieziono stare księgi, całą bibliotekę przewożąc do Szczecina, gdzie zrabowane zbiory spaliły się w pożarze do jakiego doszło w1679 roku.

.

Wnętrze kaplicy klasztornej

   W 1648 roku po pokoju westfalskim, nastały dobre czasy dla katolików na Śląsku. Habsburgowie mocno wspierali katolickie klasztory i kościoły, rekwirowano wiele protestanckich majątków kościelnych, prowadzono politykę ucisku religijnego wobec luterańskiej większości. Dla cystersów były to doskonały okres, by szybciej odbudować swój majątek ze zniszczeń wojennych i gromadzić nowe bogactwa. Co też zaczęli czynić bardzo energicznie.

   Zakon dzięki zręcznej polityce swoich opatów uzyskali duże dobra, które utrzymywały klasztor i mnichów, te duże dochody inwestowali w ekonomiczny rozwój swojego zakonu oraz w budownictwo sakralne.

   W tym też czasie pojawił się człowiek obdarzony wybitnymi zdolnościami organizatorskimi, choć trudnym charakterem, był nim opat Arnold Freiberger. Kiedy w 1636 roku Szwedzi zajęli Lubiąż, zmuszony został do ucieczki do Wrocławia, gdzie przebywał przez 10 lat, dopiero po wojnie powrócił z wygnania i podjął trudne dzieło odbudowy klasztoru. Spłacił wszystkie długi zakonu, wyremontował szkołę, założył okalające zabudowania ogrody, doprowadził wodociąg, a także wzniósł kamienną kolumnę maryjną na placu klasztornym, odnowiono mnichom cele.

  Utrzymując dobre stosunki z Wiedniem, mógł Freiberger liczyć na bardzo hojne dotacje. Habsburgowie z dużym zapałem wspierali obrotnego opata, chcąc widzieć klasztor jako jeden z głównych ośrodków polityczno-religijnych w dążeniu do rekatolizacji Śląska.

   Trzeba jednak przyznać, że opat Freiberger starał się utrzymywać dobre stosunki ze swoim niekatolickim otoczeniem i żyć w zgodzie zwłaszcza z miejscową szlachtą. Zapewne zdawał sobie sprawę, że rekatolizacja nie może być procesem siłowym.

    Tak właśnie się udało Freibergerowi zrekatolizować pewnego malarza z Królewca – Michaela Leopolda Wilmanna, który dzięki namowom opata osiadł w Lubiążu. Zapobiegliwy duchowny, widząc z jak utalentowanym człowiekiem ma do czynienia stworzył mu doskonałe warunki do pracy i rozwoju jego talentu, co zaowocowało powstaniem dziesiątek wspaniałych dzieł sztuki, które służyły głównie do wystroju klasztoru, który jednak w dużym stopniu nie przypominał już przybytku, gdzie w ciszy i spokoju, w ascetycznym zamyśleniu mnisi mieli rozmyślać o Bogu.

   Klasztor stał się też doskonałym miejscem dla działalności uczniów Wilmanna, takich jak chociażby P. Brandla i J. Liszki. Również znalazł tu dla siebie miejsce rzeźbiarz M.Steinl.

   Okres od pokoju westfalskiego ( 1648 roku ) do wybuchu I wojny śląskiej 1740 roku, to najlepszy czas w prawie 870 letniej historii Lubiąża.

    W latach siedemdziesiątych XVIII wieku zaczęto projektować całkiem nowy klasztor, ale z wykorzystaniem wszystkich jego starych części. Na lata 1672-1681 przypada przebudowa gotyckiego kościoła znajdującego się w klasztorze, a następnie rozpoczęto wznosić pałac opata. Natomiast główną część obecnego obiektu zbudowano w latach  1695 – 1715, co jak na tamte czasy, przy ówczesnym poziomie techniki budowlanej było stosunkowo szybko. Przez wiele kolejnych lat wielu artystów było zatrudnionych przy pracach wykończeniowych, miedzy innymi w latach 1734 – 1737 wykończono klasztorna bibliotekę, znajdujące sie tam malowidła ścienne wykonał mistrz K. F. Kentum, podobnie jak Salę Książęcą, w której prace rzeźbiarskie zostały powierzone F. J. Mangoldtowi. Ten sam artysta jest twórcą wielu innych rzeźb znajdujących się na terenie klasztoru.

    Ta monumentalna budowla miała stać się symbolem tryumfu katolicyzmu nad jej protestanckim otoczeniem. Miał to być w zamyśle twórców pewien symbol władzy nad w większości luterańskim ludem Śląska.

    Inwestycyjna i artystyczna sielanka zakończyła się jednak w roku 1740 kiedy to głodny podbojów i żądny władzy młody król pruski Fryderyk II zwany później Wielkim, zapragnął zdobyć dla siebie i Prus Śląsk i oderwać go od państwa Habsburgów.

     Bardzo dużo, ale na gorsze, zmieniło się po I wojnie śląskiej, wprawdzie Prusacy nie wykazywali się takim brakiem tolerancji dla katolików, jak po wojnie trzydziestoletniej czynili, katolicy wobec protestantów i nie zabierali im kościołów, ale stosunek Berlina był wobec tej mniejszości religijnej katolików nieprzychylny, szczególnie, dotyczyło to spraw finansowych, dlatego też klasztor zaczął podupadać, tym bardziej, że utrzymanie tak ogromnego obiektu wymagało wielkich pieniędzy.

  Czas wojen napoleońskich to dla Śląska okres smuty, nie tyle chodzi o same działania wojenne, ale przede wszystkim o konsekwencje finansowe jakie spadły na państwo pruskie i konieczność spłaty olbrzymiej kontrybucji na rzecz Francji. Król Fryderyk Wilhelm III postanowił dla ratowania królewskiego skarbca sięgnąć również i do kieszeni kościoła, przeprowadzając sekularyzację dóbr kościelnych w roku 1810. Jednym z takich przejętych przez państwo obiektów był klasztor w Lubiążu.

    Większość znajdujących się tu drogocennych przedmiotów oraz bibliotekę przewieziono do Wrocławia.

    Król nakazał w roku 1817 urządzić w klasztorze, a ściślej w jego zabudowaniach gospodarczych, stadninę koni, w celu odbudowy wyniszczonych przez wojnę licznych ras tych zwierząt. Stadnina funkcjonowała bardzo dobrze i w konsekwencji po czterdziestu latach z początkowej ilości 30 ogierów udało się ich uzyskać aż 150. W roku 1866 przeniesiono ją jednak do zamku Książ.

  W 1828 roku Fryderyk Wilhelm III, powierzył też, były już, klasztor cystersów na zakład dla osób psychicznie chorych, kierownikiem którego został doktor Martini ówcześnie duży autorytet lekarski. Jak pisze w roku 1860 „Tygodnik Ilustrowany”:

   Posiada on [ zakład ]fundusz, na otrzymywanie stu obłąkanych z prowincyi szlązkiej pochodzących. Oprócz tego istnieje w Lubiążu jeszcze drugi, prywatny dom obłąkanych, znajdujący się w części budynku po lewej stronie kościoła położonej, gmachem prałackim zwanej. Przyjmują tam za opłatą chorych z kraju i zagranicy, między któremi nie trudno spotkać i Polaków. Od czasu otworzenia obu zakładów, do końca roku 1843, przyjęto około 1200 osób cierpiących na umyśle, z których wyleczono zupełnie połowę blisko. Instytut w Lubiążu jest dziś jednym z pierwszych, w których godni pożałowania obłąkani znajdują ulgę w swych cierpieniach, a p. Martini, na jego czele stojący, powszechnie i słusznie ceniony jest jako lekarz i człowiek. Nic dziwnego więc, że z najodleglejszych stron, bo z Ameryki nawet, uciekają sie do niego.”

   Z tego artykułu dowiadujemy sie również i o innych użytkownikach  dawnego klasztoru:

   „Naprzeciwko gmachu klasztornego wznosi się kościół  św. Jakuba, od r. 1836 ewangelikom oddany. Północna stronę placu otaczają budynki, w których umieszczono urząd leśniczy, sąd gminny i szkołę wraz z ogrodami do nich należącymi.”

      Nie były to czasy dobre dla Lubiąża i taka sytuacja utrzymywała się aż do czasów hitlerowskich, w roku 1936 przybył tu sam Adolf Hitler.

     W czasach wojennych w obszernych podziemiach klasztornych zlokalizowano jedną z fabryk pracujących na potrzeby machiny wojennej III Rzeszy, należącej do znanego i dziś koncernu Telefunken. najprawdopodobniej produkowano tu podzespoły do radarów, a także prowadzono również działalność naukowo – badawczą  nad półprzewodnikami oraz prototypami tranzystorów.

    Przebywali tam również internowani obywatele Luxemburga.

    Już zimą 1945 roku kompleks poklasztorny zajęła Armia Czerwona, która skutecznie i drobiazgowo „wyczyściła” go  ze wszystkich znajdujących się jeszcze tam cennych rzeczy.  Urządzono w nim obóz repatriacyjny dla rosyjskich jeńców i innych obywateli ZSRR, którzy znaleźli sie na terytorium Niemiec. Dokonywano tam weryfikacji i identyfikacji, wielu z tych którzy tam trafili w najlepszym przypadku powędrowała do łagrów.  Obiekt przekazano władzom polskim dopiero w połowie 1947 roku.

    Okres Polski Ludowej, również nie okazał się przychylny dla tego wspaniałego zabytku. Mieścił się tutaj znany zakład psychiatryczny oraz magazyn jednego z wrocławskich muzeów i magazyn dużej księgarni. Nie było jednego gospodarza, ani środków na utrzymanie i remont, już wcześniej podupadłego obiektu.

    W latach osiemdziesiątych XX wieku, stał się Lubiąż ofiarą manii poszukiwawczej, szukano tu wrocławskiego złota i zrabowanych dzieł sztuki, ale znaleziono zupełnie coś innego W latach osiemdziesiątych, za namową jednego z oficerów Służby Bezpieczeństwa majora Stanisława Siorka, który niestrudzenie szukał skarbów schowanych na Dolnym Śląsku przez nazistów, poszukiwaniami zajęło się wojsko.

    26 listopada 1982 roku, ekipa wojskowa dokonała niespodziewanego odkrycia, z czerpaka pracującej koparki wysypały się stare monety. jak się później okazało znaleziono wówczas  1352 srebrne monety i 64 złote. Trafiły one do władz wojskowych i zostały tak dobrze „zabezpieczone”, że nie udało się już ich w większości odnaleźć.

    W okresie transformacji klasztor został przejęty przez fundację, ale i wówczas nie obeszło się bez afery, zamieszana była w nie między innymi firma „Art-B”.

    Obecnie sprawy związane z fundacją, która jest właścicielem, są uregulowane i klasztor próbuje zarabiać na siebie i bezskutecznie szuka poważnego wsparcia.

    W 1997 roku, wydawało się, że Lubiąż w końcu otrzyma swoje nowe, dobre życie, na polu obok pasących się krów wylądował śmigłowiec, niby nic nadzwyczajnego, ale jednak, tym razem było inaczej, z maszyny wysiadł on… Michael Jackson, król popu, najlepszy produkt amerykańskiego show biznesu. Ponoć miał ochotę kupić klasztor i zainwestować w niego wielkie pieniądze, po to aby przynosiły mu jeszcze większe pieniądze. Pochodził, popatrzył i odleciał z powrotem tam skąd przyleciał, pozostawiając po sobie zawiedzione nadzieje i tłumek podnieconych nastolatek. Dla Michaela Jacksona Lubiąż okazał się za mało kameralny czyli po prostu za wielki.

   Obecnie klasztor, stara się zarabiać przynajmniej częściowo na swoje koszty, a trzeba przyznać, że tak olbrzymi obiekt bardzo trudno jest utrzymać. Oprócz wpływów od zwiedzających turystów, i darczyńców, wykorzystuje się go do różnych innych celów. Stał się bowiem między innymi planem filmowym dla wielu różnych produkcji.  Począwszy od XXI wieku odbywać się tu zaczęły liczne imprezy muzyczne jak chociażby „SLOT Art Festival”, czy też festiwal muzyki elektronicznej „Electrocity”. W 2010 roku grupa Behemoth nagrała tu swój wideoklip do utworu „Alas, Lord Is Upon Me, a dwa lata później pojawiła się tu  Sylwia Grzeszczak z ekipą, aby nagrać teledysk do utworu „Małe rzeczy”.

     Równo osiem lat temu, pod koniec kwietnia zaroił się on tłumem aktorów i statystów oraz niezwykle liczną ekipą filmową. Po klasztornym dziedzińcu snuły się dziesiątki postaci historycznych. Kogo tam nie było? Amerykańska ekipa filmowa rodem z samego Holywood,  amerykański reżyser i ponoć znani amerykańscy aktorzy. Wszystkich jednak przyćmiła pewna polska, bardzo znana, aktorka średniego pokolenia, niezwykłej urody, pełna wdzięku, i energii, której pojawienie się na planie było niczym przejście tornada w letni dzień, odtwarzała ona postać Marii Antoniny. Był też zasmucony i nieco ponury sam marszałek Józef Piłsudski.

   No cóż trzeba jakoś zarabiać. Nikt przecież nie zna przyszłych losów tego wspaniałego obiektu.

   A może to właśnie jest dla niego przyszłość? Może znajdzie się ktoś, kto zechce zainwestować w największy na świecie barokowy plan filmowy i studio filmowe, takie barokowe Hollywood, które stałoby się mekką wszystkich ekip filmowych i telewizyjnych realizujących produkcje kostiumowe, to przecież jest ogromny rynek i ogromne pieniądze. Wielka liczba pokoi, jest w stanie pomieścić olbrzymie magazyny kostiumów, sprzętu filmowego i filmowe atelier .

 .

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Hrabina z Bukowca. Opowieść o niezwykłej kobiecie, pięknej miłości i Karkonoszach

 

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Schaffgotschowie i kaplica św. Wawrzyńca na szczycie Śnieżki

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: O sole mio! Historia hymnu Neapolu

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Knut z berlińskiego ZOO

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Z dziejów kłodzkiej twierdzy. Dwa serca przeciw koronie

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Jak balon „Maria Antonina” wzniósł się w przestworza

Inne z sekcji 

Opowieści Wojciecha Macha. Wyborczy biznes z zaświatami

. Wojciech Mach . Uwaga: nadchodzi czas jasnowidzenia i przepowiedni! Na finiszu kampanii przedwyborczej, przemęczone sztaby wyborcze usiłują niekonwencjonalnymi metodami przewidzieć względnie „załatwić” wynik korzystny dla swego kandydata. Niezależnie od partyjnej przynależności, licząc także na przychylność zaświatów, obiecują siłom nadprzyrodzonym intensywne modły i pielgrzymki. A po udanym wyborze dopiero zrobią niejeden show! Również ukradkiem angażują […]

Przeczytane w „Pionierze”: „Ubermensche” bez maski

Niemcy opuszczają Polskę . Koniec II wojny światowej stał się końcem świata przemocy i terroru, jaki Polacy doświadczali przez blisko sześć lat niemieckiej okupacji. Całkowicie zmieniły się relacje pomiędzy Polakami i Niemcami. Butni i aroganccy obywatele III Rzeszy nagle stali się tymi, którzy przegrali wojnę, a wielu z nich będzie musiało zostać rozliczonych z tego […]