Artykuły

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Z Doliny Zillertal w Tyrolu do Kotliny Jeleniogórskiej

.

Grzegorz Wojciechowski

.

 

Jadąc drogą z Jeleniej Góry do Kowar wjeżdża się do Mysłakowic, starej śląskiej wsi. Jest tu wiele interesujących zabytków, jak chociażby stary pałac, będący w wieku XIX rezydencją pruskich królów, ale uwagę przyciągają liczne domy o zupełnie innej architekturze niż te stare śląskie

Tyrolczycy, bo oni je wznieśli, przybyli do Mysłakowic w roku 1837, jednakże nie była to pierwsza grupa osadników z tej krainy, jaka pojawiła się w Karkonoszach. Znana jest emigracja jaka miała miejsce w końcu XVI wieku, wówczas to w roku 1591, przybyli  na Śląsk i osiedlili się tu alpejscy drwale z okolic Salzburga i Styrii było ich około 300. Bardzo ceniono ich umiejętności pracy w górskim lesie i transportowania drewna prosto z górskich niedostępnych terenów w dół, do miejsca przeznaczenia. Wielu z nich osiedliło się w Karkonoszach na stałe, założyło tu swoje rodziny. Nie pozostało po nich wiele pamiątek, ale jak twierdzi Rudolf Pradler, przedwojenny mieszkaniec pobliskiej wioski Ściegny, pozostały ich nazwiska charakterystyczne dla regionów Alp, takie jak: Hofer, Pradler, Wimmer, Brunecker, Zinnecker czy też Sagasser.

Wróćmy jednak do grupy osadników, która przybyła w Karkonosze w roku 1837. Pochodzili oni z terenów znajdujących się  w dolinie rzeki Ziller, będącej dopływem większej alpejskiej rzeki Inn, od imienia, której bierze swoją nazwę znane miasto Innsbruck. Dolina położona jest od niego w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów na wschód, w pobliżu granicy z Włochami.

Po okresie wojen napoleońskich, w roku 1816 Tyrol znalazł się pod panowaniem Austrii. Do tego czasu na obszarze tym istniała pewna tolerancja religijna, gdzie zarówno protestanci jak i katolicy mogli cieszyć się swobodą wyznania.  Austria była państwem katolickim, trwającym wiernie przy biskupach Rzymu, tereny Tyrolu musiały również zaznać tego skutki. Po zmianach politycznych nastąpiły zmiany w zakresie swobody religijnej, zaczęto „nawracać” protestantów na jedynie słuszną, czyli katolicką wiarę. Nie wszędzie jednak udało się wyplenić luteranizmu z umysłów i z serc wielu mieszkańców tych pięknych gór. Protestantów podzielono pomiędzy różne parafie katolickie, tak aby ułatwić proces rekatolizacji i osłabić ich jedność. Nie na wiele się to jednak przydało.

W roku 1826 grupa mieszkańców doliny przyszła do katolickich księży i oznajmiła, iż nie czują się katolikami i nigdy nimi tak naprawdę nie byli, chcą wyznawać dalej taką religię, którą uznają za swoją własną. Powoływali się przy tym na edykt cesarza Józefa II o tolerancji w państwie z 13 października 1781 roku. W odpowiedzi na to duchowni katoliccy stwierdzili, że dokument ten jest nieważny ponieważ nie został ogłoszony w Tyrolu.

.

Johann Fleidl

.

W 1832 roku do Innsbrucku przybył cesarz Austrii Franciszek I Habsburg, postanowiono, że przedstawiciele protestantów udadzą się z petycją do cesarza, aby wyjednać zgodę na utworzenie nowej gminy wyznaniowej. Po wielu zabiegach udało się delegacji mieszkańców Doliny Zillertal, której przewodził Johann Fleidl uzyskać audiencję u monarchy, ale nic więcej. Cesarz nie wykazał zrozumienia dla ich dążeń i do swojej doliny wrócili z pustymi rękoma.

Dalej trwały szykany ze strony katolików. Narodzone dzieci były chrzczone w kościele katolickim bez swoich rodziców, którym nie pozwalano uczestniczyć w tym obrzędzie, rodzicami chrzestnymi tych dzieci byli katolicy wyznaczani przez księży.

Kler katolicki odmawiał protestantom udzielenia ostatniej posługi ich zmarłym, nie pozwalano chować ich na cmentarzach. Pochówki odbywały się więc na ziemi, która nie została poświęcona, a więc na łąkach, w lasach czy ogrodach.

Nie udzielano protestantom sakramentu małżeństwa. Księża nakazywali katolikom, aby ci nie kupowali u nich towarów, nie pozwalali im pracować u siebie, albo też zabraniano katolikom pracować u ewangelików. Dążono do całkowitego wyizolowania ich ze społeczeństwa.

Coraz mocniej dojrzewała decyzja o konieczności emigracji do innego kraju.

W styczniu 1837 roku nastąpiło wreszcie ostateczne rozwiązanie sprawy ludności protestanckiej w Zillertal.  Nowy monarcha cesarz Ferdynand I wydał w tej sprawie decyzję.

.

Pałac królewski w Mysłakowicach

.

Poddani otrzymali, do wyboru, trzy możliwości: pierwszą było przejście na katolicyzm, drugą to przesiedlenie do innych prowincji cesarstwa, wreszcie możliwość trzecia to prawo do opuszczenia kraju i osiedlenia się gdzie indziej.

Pierwsze rozwiązanie wybrały i przeszły na katolicyzm 393 osoby; za drugim optowało zaledwie 8 osób. Opuścić kraj zdecydowało się 385 mieszkańców doliny, później ta liczba się zmieniała, właściwie do dnia dzisiejszego różni autorzy podają różną wielkość grupy, która opuściła w 1837 roku Tyrol, waha się ona od 416 do 437. Zapewne wiele rodzin zmieniało ustaloną wcześniej decyzję i w ostatniej chwili decydowało się bądź na wyjazd, bądź na pozostanie.

Naturalnym kierunkiem emigracji były Prusy, jako państwo o dominacji religii protestanckiej, i rzecz istotna wspólnym języku i kulturze. Postanowiono wysłać z delegacją do Berlina, do króla pruskiego, Johanna Fleidla, który stał się niekwestionowanym przywódcą protestantów z Zillertal. Posłaniec dotarł do stolicy i udało mu się uzyskać audiencję u Fryderyka Wilhelma III, w czasie której wręczył Jego Królewskiej Mości prośbę o udzielenie im pomocy.

W dniu 13 lipca 1837 roku przyszła wreszcie bardzo mocno oczekiwana odpowiedź od króla Prus, który zezwolił emigrantom na osiedlenie się w granicach państwa pruskiego.

Rozpoczęto gorączkowe przygotowania do wymarszu. Pakowano cały dobytek swojego życia w kufry worki i ładowano na wozy lub zwykłe ręczne wózki. Wszystkie ziemie będące własnością emigrujących zostały sprzedane, jeśli kupujący je nie był jeszcze w stanie zapłacić za nie to miał obowiązek przesłać pieniądze do miejsca osiedlenia swego wierzyciela. Już na dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem wszyscy byli przygotowani do drogi, a 4 września 1837 roku opuścili swoje domostwa udając się do miejsca osiedlenia jakie im król pruski wstępnie przygotował, była to Kotlina Jeleniogórska, okolice miasta Kowary na Śląsku, w pobliskiej wiosce Mysłakowice   Fryderyk Wilhelm III posiadał jedną ze swoich rezydencji.

.

Hrabina Frederike von Reden

.

Trasa tej tyrolskiej wędrówki wiodła przez Salzburg – Linz – Czeskie Budziejowice – Chrudin – Trutnov – do przejścia granicznego w Lubawce. Pierwsza grupa pod przewodnictwem Johanna Fleidla dotarła do granicy w Miszkowicach koło Lubawki późnym popołudniem 20 września. Jeszcze przed przybyciem emigrantów król nakazał, aby pełniący funkcję prezydenta prowincji Śląskiej dr Merkel podjął działania mające na celu zabezpieczenie przybyłym warunków bytowych i przygotowanie planu osiedlenia. Utworzono specjalną komisję, która zajmować się miała sprawami nowych osiedleńców. W jej skład weszli: minister hr. von Lottum, nadworny duchowny króla Prus Strauss ( był on między innymi w Wiedniu i w Zillertal, załatwiając sprawy przesiedleńców ), radca regencyjny Jacobi, starosta jeleniogórski hr. Matuschka, burmistrz miasta Kowary Flugel oraz znana filantropka i działaczka religijna hrabina Frederike von Reden z Bukowca koło Kowar.

Przybysze z Tyrolu wnieśli spory wkład finansowy do kosztów swojego osiedlenia. Aktywa jakie posiadali to 139 488 guldenów, z czego w gotówce  92 655. Pieniądze te zostały po przeliczeniu zapakowane w beczki, a następnie zdeponowane w Banku Królewskim we Wrocławiu, miały one zostać przeznaczone na zakup ziemi dla osadników. Pomocy finansowej udzielał również rząd pruski,  na pomoc przyznano budżet roczny w wysokości 22 500 talarów.

.

Dom tyrolski w Mysłakowicach. (Wikipedia)

.

Pierwszą zimę spędzono na kwaterach w Kowarach,

Nastała wiosna, trzeba było podejmować decyzje dotyczące osadnictwa, miejsce  nie było jeszcze ustalone, wiedziano tyle, że nie może ono być zbyt odległe od Kowar, i że cała społeczność tyrolska powinna być osiedlona w jednym miejscu.

Wielu okolicznych właścicieli ziemi dowiedziawszy się o tym, że przybysze chcą się tutaj osiedlić składało swoje propozycje sprzedaży własnych gospodarstw po bardzo zawyżonej cenie, pojawili się też spekulanci, którzy postanowili wykorzystać sytuacje by dobrze zarobić. Odrzucono propozycje osiedlenia w Trzcińsku i w Sobieszowie, bowiem nie spełniały one wymogów przybyłych.

Chętni na zakup ziemi składali się z trzech grup:

Pierwsza z nich, to ci, którzy chcieli zakupić ziemie za swoje własne pieniądze, było to 33 rodziny.

Druga grupę stanowili mniej zamożni, którzy w zakup ziemi chcieli zainwestować jedynie część kwoty, pozostałą część pożyczyć z pruskiego skarbca i spłacać ratami, grupa ta liczyła 42 rodziny.

Najmniej liczna była trzecia grupa, to zaledwie 8 rodzin, chcieli zakupić ziemię w całości na kredyt.

Po długich naradach postanowiono osiedlić się w dobrach mysłakowickich oraz w Sosnówce Dolnej, dzisiejszym przysiółku Radzicz.

Za  ziemię Tyrolczycy zapłacili łącznie 32 878 talarów, rząd pruski do zakupu ziemi i budowy domów dołożył kwotę 18 500 talarów.

4 lipca 1838 roku zakończono podział ziemi, trzy dni później wydano osiedleńcom wszystkie potrzebne dokumenty i kamienie graniczne, oznaczono drogi i łąki. Największa zakupiona działka miała 50 morgów powierzchni, najmniejsza zaś jedynie 6.

Gdy była już ziemia można było też przystąpić do budowy domów.  Na gruntach przeznaczonych pod zabudowę stały wprawdzie jakieś stare chaty i zabudowania gospodarskie, ale nie bardzo nadawały się one do zamieszkania. Osadnicy przyzwyczajeni byli też do swojego budownictwa, chcieli mieć chaty takie jak w swoim ojczystym Tyrolu. Postanowiono generalnie wyremontować i przebudować 12 już istniejących domów. Najbogatsi gospodarze potrzebowali jeszcze 25 domów w tym: 9 małych, 11 średnich i 5 podwójnych. Druga grupa chciała wznieść 32 domy w tym: 15 małych, 8 średnich i 9 podwójnych. Najmniejsza trzecia grupa miała otrzymać 6 domów prostych oraz jeden średni. Wszystkich domów, aby zaspokoić potrzeby przybyłych, miało być 64.

Postanowiono najpierw zbudować jeden dom wzorcowy i dzięki temu określić wielkość kosztów budowy, wstępnie skalkulowano, iż  powinien on kosztować około 2500 talarów. Po wybudowaniu go i szczegółowym wyliczeniu wszystkich wydatków okazało się, że na szczęście jest znacznie tańszy niż zakładano i jego cena wynosi 1 687 talarów.

Typowy dom tyrolski składał się z dwóch części: mieszkalnej i gospodarczej.

.

Tyrolczycy z Mysłakowic – początek XX wieku

.

Część mieszkalna była wykonana z drewna, natomiast gospodarcza z kamienia i zajmowała zwyczajowo około 2/3 całości domu. Część mieszkalna chociaż drewniana posiadała podmurówkę z kamienia lub cegły. Całość była przykryta wspólnym dachem dwuspadowym, wykonanym najczęściej z gontówki. Dom tyrolski budowany był na planie mocno wydłużonego prostokąta zorientowanego w kierunku północ – południe. W terenie usytuowane były w ten sposób, że do drogi zwrócone były swoją szczytowa wschodnią lub zachodnią stroną.

Budynki były dwukondygnacyjne. Na  piętrze przez całą szerokość  biegł korytarz, a po jego bokach znajdowały się dwie izby mieszkalne. W „domu wzorcowym” wysokość tej kondygnacji wynosiła 228 cm. Wokół pietra biegł, po trzech stronach części mieszkalnej charakterystyczny balkon, którego balustrady były bogato dekorowane motywami roślinnymi.

Na parterze również znajdowały się dwie izby mieszkalne, jedną z nich był pokój reprezentacyjny, drugim natomiast sypialnia. Pomieszczenia te rozdzielała obszerna sień, której część stanowiła kuchnia. Wysokość tej kondygnacji wynosiła około 260 cm.. Podłogi w pomieszczeniach mieszkalnych były drewniane, a ściany wykonane z bali, wewnątrz oszalowane deskami. Sień i kuchnia posiadały natomiast podłogi ceramiczne z kafli.

Pracami przy budowie osiedla kierował królewski budowniczy Deltze, rysunki techniczne wykonywanych obiektów sporządził budowniczy Frey. Chcąc skończyć budowę przed zimą pracowano codziennie. Na budowie było stale zaangażowanych 421 stolarzy i 187 murarzy ich praca kierowało dwóch szefów ( kierowników budowy ).

Właściciele budowanych domów często wtrącali się, i to nawet bardzo ostro, do spraw związanych z budową. Powodowało to konflikty, które przybierały wręcz postać awantur. Doszło do nich w czasie gdy przyszło stawiać piece. Istniały bowiem duże różnice pomiędzy konstrukcją pieca pruskiego i pieca tyrolskiego. Nie wdając się w szczegóły techniczne, stwierdzić należy, że piece pruskie nie tylko, że były tańsze w budowie to jeszcze lepsze i bardziej praktyczne od tych stawianych w Tyrolu. Sprawa została skierowana do Komitetu Osiedleńczego, który miał wydać w tej sprawie decyzję i wydał, opowiadając się za pruskim modelem pieca. Tyrolczycy poczuli się urażeni, przez całe swoje życie przyzwyczajeni byli do tego, że to ich piec był sercem domu, szczególnie zimą. Rozgoryczeni i zdenerwowani tą decyzją postawili sprawę na ostrzu noża i zagrozili, że napiszą w tej sprawie skargę do króla pruskiego. Postanowiono ustąpić im i postawić piece takie jakie mieli w Tyrolu, chociaż były one dużo większe ale mniej wydajne, zbudowane były bowiem z 62 kafli, podczas gdy piec pruski miał mieć 52 kafle.

Jeśli ktoś myśli, że sprawa „piecowa” zakończyła się w ten sposób to jest w błędzie. Tyrolczycy   rozpętali następną wojnę. Tym razem chodziło o prycze wokół pieca, przyzwyczajeni byli do tego, że zimą spali na pryczach i ławach wokół niego, co znakomicie chroniło ich przed zimnem w mroźne zimowe noce, i nie chcieli zrezygnować z tego zwyczaju. Sprawa ta była o tyle poważniejsza, że wiązało się to ze znacznym wzrostem kosztów budowy i to aż o 229 talarów, 18 srebrników i 4 fenigi. Ponownie udało im się przeforsować swoje zdanie i domy zostały wyposażone w prycze wokół pieców.

Konflikty te były niewątpliwie przyczyną opóźnienia prac budowlanych w stosunku do przewidywanego harmonogramu. Z początkiem października domy nie były ukończone i zawisła realna groźba, że ich mieszkańcy nie zasiedlą ich do zimy. Sytuację pogarszało to, że pracujący przy budowie robotnicy nie dostawali na czas swojego wynagrodzenia i przerywali pracę strajkując na znak protestu.

Pierwszy dom został ukończony w dniu 6 listopada 1838 roku, wprowadziła się do niego rodzina Andreasa Schiestle. Do końca listopada w Mysłakowicach oddano już 45 budynków zamiast projektowanych 54, niebawem ukończono budowę pozostałych.

Emigranci zostali rozlokowani w trzech skupiskach.

Domy wzniesione w Sosnówce Dolnej nazwano Zillerthal Hohen ( Wysoki, Górny ); domy, które położone zostały na terenie wsi Mysłakowice zwano Nider Zillerthal ( Dolny ). Pozostałe stanowiące centrum koloni nazwano Mittel Zillerthal ( Środkowy ) lub po prostu Zillerthal. Przy wejściu do głównej części kolonii na balkonie jednego z domów widniał następujący napis: „Boże błogosław króla Fryderyka Wilhelma III” ( Gott Segne den Koenig Friedrich Wilhelm III ).

Ponad rok Tyrolczycy żyli w bezczynności, chwytali się prac dorywczych, poznawali dopiero miejscowe środowisko, teraz dopiero nastał czas, gdy mogli zacząć gospodarować na swoim. Trudnili się głównie rolnictwem, ale osiągali również bardzo dobre rezultaty w mleczarstwie, rozwijając pod Karkonoszami tę dziedzinę przemysłu spożywczego. Nie tylko zakładali swoje zakłady mleczarskie, ale również dzierżawili wiele okolicznych rozwijając w nich produkcję. Część trudniła się również rzemiosłem

Oprócz tradycyjnych i odmiennych strojów wnieśli oni i inne elementy kultury jak chociażby grę na cytrze. Nie powiodło się natomiast przeniesienie na Śląsk tradycyjnego tyrolskiego jodłowania, które nie spodobało się tutejszej ludności. Innym  z ich zwyczajów, który był odmienny od śląskich to sposób świętowania niedzieli, nie zasiadali  wówczas do uroczystego obiadu, jak było to powszechne na Śląsku, lecz dzień ten spędzali na odpoczynku. Uznawali, że pani domu w niedzielę też należy się wolne po ciężkim tygodniu pracy. Rodzinny obiad przenoszony był na sobotę.

Długo też używali swojego tyrolskiego dialektu, zapewne z tego powodu, że będąc liczebnie znaczną społecznością w rozmowach pomiędzy sobą mówili tak codziennie. Z czasem jednak zaczęli przyswajać sobie ten jaki był używany wówczas na Śląsku.

Wielkie znaczenie dla tej społeczności miała szkoła tyrolska jaką istniała tutaj już od 18 grudnia 1838. W okresie do roku 1874 uczyło się tam łącznie 470 dzieci. W dużej szkolnej sali odbywały się zebrania, na których dyskutowano o ważnych sprawach i podejmowano ważne decyzje.

Kolonia tyrolska pod Śnieżka przestała istnieć po roku 1945, kiedy to z uwagi na zmianę granic, jej mieszkańcy, głównie w roku 1946, opuścili swoje domostwa.

.

Artykuł był publikowany na łamach „Gazety Wrocławskiej” 17.09.2019

.

Tekst objęty prawami autorskimi, kopiowanie i publikowanie bez zgody autora zabronione

.

Spodobał Ci się ten artykuł? Masz konto na FB, daj link do tego tekstu, podziel się nim ze swoimi znajomymi.

Dziękujemy.

.

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: IV Zimowe Igrzyska Olimpijskie 1936 r. w … Szklarskiej Porębie?

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Karkonoska podróż amerykańskiego prezydenta

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Powojenne kłopoty Liczyrzepy

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Legenda o Piekielnej Dolinie koło Zamku Chojnik, diable i kogucie

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Schaffgotschowie i kaplica św. Wawrzyńca na szczycie Śnieżki

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Borowice wioska w sercu Karkonoszy

Inne z sekcji 

O akcji „Wisła” inaczej

. Faszyzmu nie wyróżnia liczba jego ofiar, lecz sposób ich zabijania. Jean-Paul Sartre . Akcja „Wisła”, (także – operacja „Wisła”) to akcja pacyfikacyjna o charakterze wojskowym przeprowadzona w latach 1947–1950 przez struktury państwowe Polski Ludowej przeciwko Ukraińskiej Powstańczej Armii (a także Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów) działającej na terytorium RP, w celu odcięcia jej oddziałów od naturalnego zaplecza. Polegała na masowym wysiedleniu ludności cywilnej z […]

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: „Ludzie lodu” z karkonoskich stawów

. Grzegorz Wojciechowski .        Kilka lat temu media głównie elektroniczne, podały dość interesującą i sensacyjną informację, że znana duńska tenisistka polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki wbiegła w samych majtkach i biustonoszu na szczyt Śnieżki. Powszechnie wiadome jest, że Królowa Karkonoszy zimą nie należy do miejsc najbardziej przyjaznych człowiekowi. Na jej wierzchołku panują temperatury ujemne, a […]