
.
Radosław S. Czarnecki, Wrocław
.
Oskarżasz zacnego człowieka o to, czemu
ty sam niecny człowieku jesteś winien
Publiusz Rutillus Rufus
Rzymski mąż stanu, polityk (konsul w 105 r. p.n.e.) pradziadek Juliusza Cezara (od strony matki) wypowiedział swego czasu uniwersalną frazę o politykach i ludziach zajmujących się działalnością publiczną, a która w dzisiejszej nadwiślańskiej przestrzeni medialnej jest jak najbardziej prawdziwą:. Nie byłbym zbytnio zdziwiony, gdyby taka metoda i forma prowadzenia debaty była osnową dla przekazu idącego ze strony sił skrajnych, prawicowych, konserwatywno-tradycjonalistycznych. Jednak ostatnie lata pokazały, iż taki przekaz jest charakterystyczny dla lewicy czy środowisk które za takie chcą uchodzić.
W przekazie medialnym działaczy lewicowych, różnych szczebli i politycznych „gabarytów”, królują ostatnimi czasy dwa terminy, którymi określa się nie tylko działania i narrację swych politycznych konkurentów, ale stygmatyzuje się osoby ze swego grona, utożsamiające się z lewicową tradycją i wartościami. Są to pojęcia – faszyzm i populizm. Tych terminów wyraźnie się nadużywa czym anuluje się, temperuje (oswajając opinię publiczną) absolutność zła jaką sobą niósł faszyzm. Wiadomo, że coś co jest powszechne nie może być jednocześnie wyjątkowe, uniwersalne i być owym synonimem absolutnego zła. A tak był traktowany faszyzm od 1945 r.
Dziś tym absolutnym złem stało się posiadanie swego zdania, swoich interpretacji rzeczywistości, swoich wartości które są niezgodne z wykładnią mainstreamu oraz elit umiejscowionych na wysokich ambonach porządku demokratyczno-liberalnego. Lewica która wsiadła do dyliżansu liberałów trzy-cztery dekady temu przyznała tym samym swoją podrzędność historyczną, banalność tradycji jaką niosła i potwierdziła tym samym fikcję (zgadzając się absolutnie z narzuconym medialnie prawicowym przekazem) swych dokonań w XX w. Spozycjonowała się jako część systemu ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Brak zgody na pluralizm poglądów, zwłaszcza w swoim gronie, jest jedną z cech pra-faszyzmu (jak uważa Umberto Eco, >WIECZNY FASZYZM<). On powraca w różnych formach, przy różnych okazjach, ubrany w różne palta, kryjąc się za różną argumentacją. Konsekwencją mono narracji jest m.in. elitaryzm, rozumiany jako coś arystokratycznego. A to jest cecha typowo pra-faszystowska. Niesie sobą afirmację „swoich” i „pogardę dla innych”. Kolejnym źródłem jest żerowanie na frustracji klasy średniej (która zgodnie z obowiązującym od lat przekazem miała być osnową demokracji liberalnej). Nastroje wraz z pogarszającym się poziomem i odczuwalną jakością życia (ważne co ludzie sądzą a nie to co prezentują pełne optymizmu oświadczenia ekspertów, analityków czy polityków) przekładają się na polityczne wybory przy urnie, więc trzeba znaleźć tych innych i na nich kierować zainteresowanie opinii publicznej oraz udowadniać, że tej sytuacji winni są właśnie oni. Dziś w Polsce są to agenci Kremla, ruskie onuce, zdrajcy i jurgieltnicy opłacani rublami. Te dwie cechy stanowią autentyczne źródła pra-faszymu.
Rządzący niepodzielnie od kilku dekad neoliberałowie to modelowa prawica, o dwóch obliczach. Ich dualizm doktrynalny opisał człowiek sam pozycjonujący się na takich pozycjach, J. Gray (>DWIE TWARZE LIBERALIZMU<). Jeśli „wierchuszka” polskiej lewicy zapomina, iż m.in. zasługą jej ideowo-doktrynalnych protoplastów jest zwycięstwo nad faszyzmem, który nota bene był w XX w. efektem i wytworem właśnie systemu demokracji liberalnej połączonej z królestwem wielkiego kapitału (wspomagającego europejski faszyzm w jego „Drang nach Osten”) oraz kultem rynku, zaś dziś faszystami i populistami określa ludzi próbujących w dobrej wierze dyskutować o pryncypiach, oznacza to iż absolutnie utraciła ona drogowskazy tego co kojarzy się z lewicowością. Rację miał prof. Z.Bauman stwierdzający 13 lat temu (31.03.2012) podczas wykładu w krakowskiej Kuźnicy (pt. >CZY PRZYSZŁOŚĆ MA LEWICĘ ?<) że ruch który w przeszłości reprezentował jedne z największych nadziei ludzkości stracił rolę jaką dotąd odgrywał i co sobą niósł. Po prostu lewica sprzedała się prawicy. To w naszym kraju widać dziś wyraźnie. To gorzkie acz celne stwierdzenie, bo przecież nie idzie tu o jakieś doraźne zmiany kursu politycznego bądź o zmianę poglądów któregoś z intelektualnych autorytetów, ale wynikające stąd że idzie coś znacznie poważniejszego. O pryncypia i wizje przyszłości.
Z kolei populizm (populus, łac. lud) zawsze był nieodzowną tkanką kształtującą lewicowe idee i przekaz. To idea polegająca na odwoływaniu się w swoich postulatach i retoryce do woli ludu, stawianego w kontrze do rządzących (w imieniu kapitału) elit. Lud w takim rozumieniu musi być postrzegany jako siła moralnie wyższa, prezentująca postęp, rozwój i będąca esencją demokracji. Przede wszystkim uwzględnia się tu podziały klasowe z których wynikają wszelkie dalsze klasyfikacje, zróżnicowania i stratyfikacje. Z historii znamy wiele przykładów, które pokazują iż wolę ludu należy traktować jako coś ostatecznego, finalnego i niepodważalnego.
Zjednoczona Europa, a za nią lewica wpisana w porządek demo-liberalny, odwołuje się do tradycji i symboliki władzy Karola Wielkiego traktowanych jako mit założycielski UE. A to nie kto inny jak mentor Karola, mnich irlandzki i czołowy intelektualista epoki oraz doradca cesarza, Alkuin miał w swych naukach mu udzielanych stwierdzić (798 r.), iż „Vox populi, vox Dei” (głos ludu, głosem Boga). Podobnie to zagadnienie ujął, przywoływany zawsze w dyskusjach nad esencją demokracji, Abraham Lincoln, mówiący w słynnej mowie getysburskiej (1863) iż jest ona rządami ludu, sprawowanymi przez lud, dla ludu.
Więc czy dziś polskich polityków pozycjonujących się jako lewica oraz pozostających w ich kręgu ekspertów, komentatorów i zwolenników uważających się za szczerych i oddanych demokratów a jednocześnie prezentujących stanowiska w sferze wartości i pryncypiów które nijak nie mają się do tego czym jest lewicowość i co kojarzyć wypada z demokracją, można traktować poważnie gdy podważają i negują wybory ludzi w rożnych częściach świata ? Czy są wiarygodni, prawi i ideowi jeśli publicznie zarzucając oponentom we własnym obozie (nie konkurentom i przeciwnikom) populizm nie stroniąc przy okazji od szermowania terminem faszyzm ? Co jak wspomniano deprecjonuje jego absolutny i apokaliptyczny wymiar zła. A to jest gra w orkiestrze prawicy (tej neoliberalnej również) będąca zgodą na jej przemyślenia i długoterminowym planem kompromitowania i deprecjacji lewicy jako formacji niosącej określone, anty-establishmentowe, postępowe idee.
Tzw. szczerzy demokraci, zwłaszcza ludzie lewicy którzy winni jak najbardziej rozumieć i wsłuchiwać się w głos ludu gdy podważają i wartościują wedle zapotrzebowania politycznego wspomniane wybory, jak najbardziej demokratyczne acz niezgodne z ich oczekiwaniami, pozycjonują się tym samym jako orwellowskie Ministerstwo Prawdy. I de facto stają w szeregu tych pożytecznych idiotów lub typowych reprezentantów totalitaryzmu w stylu fuzzy (a to leży także u źródeł pra-faszyzmu). Bo fuzzy to pojęcie określające struktury rozmyte, niedookreślone, mętne. Kolaż rozmaitych poglądów polityczno-kulturowych, sprzecznych i wykluczających się czyli taki postmodernistyczny liberalizm.. Coś co jest absolutnym zaprzeczeniem lewicowości.
.