Red. Leszka Millera opowiastki o paniach i panach

Redaktora Leszka Millera opowiastki o paniach i panach. Dyrektor ofiarą cwaniary

Leszek Miller

 

Koledzy dyrektora jednego z dolnośląskich zakładów przemysłowych mówili mu, że swoim atrybutem męskości …wykopie sobie grób. Czas pokazał, że byli w tym względzie prawdziwymi prorokami. Dyrektor ów, dla niepoznaki nazwę go Tadeusz Waliszewski, bardzo lubił dziewczynki. To żadne odkrycie przysłowiowej Ameryki – powie Czytelnik, bo który mężczyzna, dyrektor, czy nie dyrektor, nie lubi kobiet? Wyjątkiem może być tylko gej, gustujący w chłopaczkach. Ale opowieść ta nie będzie traktowała o zboczeńcach, tylko o ludziach normalnych, ale żyjących na peryferiach moralności.
Dyrektor Tadeusz Waliszewski dobiegał pięćdziesiątki. Nie był co prawda młodzieńcem, ale za starego się nie uważał, bo jeszcze mu się chciało. I to nawet bardzo! Jak każdy lowelas lubił młode kobiety , im młodsza i nosząca krótszą spódniczkę, tym lepsza.
Uganiał się więc ten rozpustnik za dziewczynkami po miejscowościach wczasowych. Upodobał sobie zwłaszcza kurorty dolnośląskie i na weekendy jeździł do Kudowy, Polanicy, Karpacza i Szklarskiej Poręby. Wynajmował jednoosobowe pokoje w hotelach lub pensjonatach, do których sprowadzał amatorki przygodnej miłości. W Szklarskiej Porębie zdarzyła mu się nieprzyjemna przygoda. Harcował akurat z pokojową kiedy nakrył ich jej mąż. Dyrektor dostał w ryja i musiał przez kilka dni nosić przeciwsłoneczne okulary, by zakryć siniaka.
Przygoda niczego go nie nauczyła, w poszukiwaniu kobiet nadal grasował po dyskotekach i kawiarniach. Nie zawsze skutecznie, ale tak średnio to wyjmował co pewien czas jakiś „towar”. Miał do dyspozycji dyskretny lokal – mieszkanie kolegi, który wyjechał na dwa lata na kontrakt za granicę. Chętnie korzystał ze zbiorowego sex-party, organizowanych przez znajomego rzemieślnika w jego domu za miastem Role były tu podzielone, rzemieślnik imieniem Edzio, organizował dziewczyny, a Tadzio alkohole i zakąskę. Kiedyś Edzio urządził swoje urodziny, okraszone dziewczynkami. Aby było przyjemniej, sprowadził z Rynku cygańską orkiestrę. Była sobota, więc bawiono się do białego rana.
Dyrektor Waliszewski nie był stanu wolnego. Miał zazdrosną, a jednocześnie bardzo naiwną żonę. Wierzyła każdemu jego kłamstwu. A kłamać umiał, bo musiał się jakoś wytłumaczyć z nieobecności w domu podczas pogoni za kobietami. Skarżył się żonie na ciężkie warunki pracy, nudne narady, wyjazdy w teren i tym podobne bajki. A ta mu wierzyła jak głupia. Miał talent aktorski i potrafił grać przed żoną wiarygodne scenki. Kiedy szli przez miasto ulicą i spotkali ładne dziewczyny w mini spódniczkach, to Tadzio krzywił się mówiąc „te młode dziwki nie mają odrobiny wstydu żeby tak się ubierać”. Naiwna żona brała to za dobrą monetę, a Tadzio w duchu pomyślał „ale cizie, warto by z nimi pobaraszkować”.
Rosyjskie przysłowie mówi , że tam gdzie żywiosz, tam nie j…, ale dla Waliszewskiego przysłowia nie były mądrością narodu i nie przestrzegał ich, czego później mocno żałował. Używał więc co ponętniejsze pracownice ze swojej firmy. Starał się to to robić dyskretnie, ale wyskoki szefa wnet stały się tajemnicą poliszynela. Plotki rozchodziły się błyskawicznie, bo kto jak kto, ale szef zawsze jest dobrym obiektem do obgadywania.
Jednak po pewnym czasie wszystko rozchodziło się po kościach. Początek czarnych dni dla dyrektora zaczął się od przyjęcia do pracy, nazwijmy ją dla celów ochrony danych Irena Mariańska. Miała 25 lat, była panną, ale tupetu i cwanictwa miała więcej niż 100 diablic przeszkolonych na piekielnych uniwersytetach. Wiedziała oczywiście czego chce.

 

.

Opowieści Wojciecha Macha. Biznes i cinkciarze

Inne z sekcji 

Redaktora Leszka Millera opowiastki o paniach i panach. Skandaliczna Mata Hari

Lesław Miller   Już w podstawówce lubiła dyskretnie podpatrywać swoje koleżanki i kolegów z klasy, zbierać informacje, a w razie potrzeby wykorzystywać je przeciw nim. Irena miała duszę małej szpiclówki i z czasem przylgnęła do niej ksywka Mata Hari. Nie była zwykłą skarżypytką, a jeśli kogoś nie lubiła, to potrafiła przed nauczycielami sprytnie „uszyć im […]

Redaktora Leszka Millera opowiastki o paniach i panach. Kłopotliwe wyznanie

Leszek Miller   Kobieta nieśmiało usiadła na krześle przed biurkiem prokuratora. Na jej twarzy pojawił się rumieniec. Po upewnieniu sie, że w pokoju nie ma nikogo więcej, zaczęła swój monolog: – Panie prokuratorze, na poprzednim przesłuchaniu nie powiedziałam całej prawdy. Proszę zrozumieć, jestem mężatką, a mąż zajmuje w mieście eksponowane stanowisko i jest powszechnie znany. […]