Zdobycie Mesyny przez gen. Filangieri
W cyklu dokumenty historyczne, prezentujemy dramatyczną relację z walk o Mesynę w czasie sycylijskiej „Wiosny Ludów”.
Pisownia według oryginału
Gazeta Warszawska Nr 260 z 30.09.1848 r.
Journal des Debates podaje następujący list, przysłany do niego wprost z Sycylii pod datą 7 go września b.r..
„Od czterech dni krwawa drama rozgrywa się przed oczyma naszemi. W chwili kiedy pokebot przystań opuszczał, w dniu 3 b. m. ogień z cytadeli od godziny 7 mej z rana ziejący a na chwilę osłabiony, z nową siłą rozpoczęto: coraz żywsze strzały nie były już wymierzone na fortece ale na samo miasto: Neapolitańczycy nader celnie strzelali: bomby i granaty z rujnującą dokładnością padały na główne dzielnice miasta, i pierwszego zaraz dnia znaczne szkody zrządziły. Za to wylądowanie tego dnia usiłowane przez Neapolitanów koło latarni morskiej nie powiodło się; skwapliwie powrócili oni na statki, zostawiwszy dość zabitych na wybrzeżu i kilku jeńców których natychmiast zamordowano. To pierwsze powodzenie fanatyzmu Messeńczyków do szczytu podniosło; ucinano głowy poległym Neapolitanom i zatknięte na pikach obnoszono po mieście, a trupów na drobne kawałki rozsiekano; walczący u dziurek i guzików zaczepiali uszy i wyrwane nieprzyjacielowi płaty ciała. Ale oprócz tych potwornych srogości i tego pastwienia się ludożerczego, odwaga była rzeczywistą i wytrwałą: sprawa Messyny dzielnie się jeszcze przedstawiała, kiedy około wieczora bomby z cytadeli w kilku punktach zapaliły miasto; Pałac Senatu stał się pastwą płomieni, gdy tymczasem strzały z miasta, źle prowadzone i nie celne, mało szkodziły cytadeli; prawie wszystkie sycylijskie bomby pękały w powietrzu.
Wieczorem koło w pół do siódmej godziny z obu stron strzelać zaprzestano; noc przeszła spokojnie. Przy blasku pożogi trudnej już do zwalczenia, dla podniecenia trwogi w Messeńczykach, Neapolitanie kilka razy zrobili wycieczkę z cytadeli, która nie wydała żadnego skutku, prócz wielkiego utrudzenia nieprzyjaciela. Bezstronny widz nie chce nigdy uwierzyć, ażeby król Neapolitański wydać miał rozkaz zniszczenia tego nieszczęśliwego miasta. Z kierunku strzałów cytadeli, widać wszakże iż jedynym zamiarem Neapolitanów było podpalenie Messyny, miasta bogatego handlem i swojem położeniem, dumnego z pomników i pamiątek, zawierającego 80 000 ludności a walczącego za sprawę niedawno uzyskanego wyzwolenia. Bez wątpienia, król Neapolitański miał zupełne prawo do wysłania tej wyprawy, i do odegrania w Sycylii tej samej roli jaką Austrja w Lombardji dokonała ale mógł inaczej obrócić swoje siły, na któtymkolwiek punkcie brzegów Sycylijskich znaczne wysadzić wojsko, a nie bombardować, z po za niedostępnych murów warowni, miasta,, które dla piękności oszczędzić wypadało, które zresztą na obronę swoją miało tylko źle uzbrojone forty i źle uzbrojonych mieszkańców. Dziś Messyna jest zniszczona; jednego prawie domu nie ma całego. Dnia 4 go o godzinie 6 tej rano, ogień rozpoczął się znowu i trwał do wieczora, ciągle skierowany na miasto a nie na warownie. Okręty stojące w przystani zabierały kobiety, dzieci i cudzoziemców tłumnie szukających schronienia.
Dnia 5 go, ogień z równą zaciętością prowadzono, ale z ta różnicą, że go obrócono na warownię, bo miasto paliło się całe; Messeńczykowie, jeszcze pełni odwagi i zapału nie zniechęcali się; ale było to już ostatnie wysilenie. Nazajutrz upadła ich sprawa. Dnia 6 go, rano, kiedy kiedy cytadela po raz czwarty ogień swój rozpoczynała, neapolitańska eskadra, która od 5 go wieczorem stała pod Reggio, przybiła o świcie do lądu i wysadziła sześć tysięcy ludzi pod Marco – Grosso, od południa o pół strzału armatniego od cytadeli.
Wylądowanie odbywało się bez trudności, popierane ciągłym ogniem z fregat i parostatków, a wojska rozwijając się, szły na lewo, dla otoczenia miasta, zajęcia wzgórzy i wzięcia warowni od tyłu. Poruszenie to szło pomyślnie; napadnięte przedmieścia ulegały powoli; walka była zacięta i krwawa; lecz wkrótce Messeńczykowie, bez wodzów i żadnego porządku, z kilku stron na raz przyparci, cofać się zaczęli, a koło godziny piątej już się rozpierzchali; wojsko i gwardja narodowa, chroniły się albo na obce okręta stojące w przystani, które przepełniły się w okamgnieniu, albo też uciekały z pola za miasto; na placu została tylko garstka ludzi, którzy z rozpacznem męztwem stawiali jeszcze czoło sile niesłychanie przemagającej i przedłużali opór nieużyteczny. Ciemność przerwała bitwę, ale ogień z cytadeli nie ustawał i trwał do późna w nocy.
W tej chwili jenerał Filangieri nie mógł sobie zdać sprawy ze stałego oporu i prawie zupełnego rozproszenia nieprzyjaciela. Neapolitanie, opanowawszy warownie, mogli byli natychmiast zająć miasto, zamiast pozostać na wziętych stanowiskach do dnia następnego. Podczas nocy, strach i trwoga osłabły cokolwiek. Dzielni oficerowie potrafili spędzić trochę żołnierzy: przybywali po nich nawet na okręta, na które się schronili i pochowali w kąty, albo w objęciach rodzin swoich, które ich ze łzami zatrzymywały: zapał pierwszych dni ostygł już zupełnie, głuchemi oni byli na słowa dowódzców, i postawa ich żadnego nie czyniła na nich już wrażenia; nie czuli że należy im ustąpić miejsca ranionym, których gromady znoszono, tak że chirurgowie już nastarczyć nie mogli.
Dnia 7 go rano, z cytadeli jeszcze kilka bomb wyrzucono. Neapolitańczykowie ze wszystkich stron wkraczają do miasta i napotykają tylko garstkę walecznych, którzy raczej zabijać się dają niżeli chcą poddawać. Całe miasto niknie w płomieniach i kolumnach dymu.
Rząd Tymczasowy Messyny schronił się na okręt francuski „Hercule”; konsulowie także tam się znajdują. Około godziny 1 szej, zawarto zawieszenie broni, a jenerał Filangieri przeseła na pokład naczelnika sztabu swojego z takimi słowy: „ Jenerał opanował już miasto, garstka ludzi bije się jeszcze; za godzinę zginą wszyscy: niech zaraz broń złożą, a ogień z cytadeli ustanie natychmiast; żołnierze nasi wezmą się do gaszenia pożaru, osoby i własności sumiennie szanowane bedą.”
Członkowie rządu tymczasowego chcą jeszcze kłaść warunki i odnosić się do senatu w Palermo; słowem odrzucają propozycję. Jenerał Filangieri dalej prowadzi walkę. O godzinie czwartej opór stawia jedynie garstka zapaleńców, strzelając się z Neapolitańczykami z palących się domów.
Okręt francuski „Hercule” ma na pokładzie przeszło 5000 ludzi, fregata angielska „Bulldog” około 2000, a fregata francuska „Panama” prawież tyle nie licząc ranionych.
.
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Taormina sycylijska perła położona w cieniu Etny
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Bitwa morska pod Navarino 1827
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Sycylijskie wędrówki. Źródło Aretuzy w Syrakuzach
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Lipara – miejsce politycznego zasłania