Artykuły

Wspomnienia Pałacykowiczów: Dom, który miałem

.

Niedawno pożegnaliśmy naszego kolegę red. Czarka Żyromskiego, był on prawdziwym żywym archiwum wrocławskiej prasy. Z wielkim pietyzmem gromadził wiele wartościowych materiałów o dziejach wrocławskiej kultury, a także o Kresach Wschodnich z których pochodził.

Dzięki uprzejmości prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej Oddziału Dolny Śląsk red. Ryszarda Mulka, prezentujemy zebrane przez Czarka wspomnienia działaczy studenckich związanych przez wiele lat z magicznym miejscem jakim był klub studencki „Pałacyk”, mieszczący się we Wrocławiu przy ulicy Kościuszki w dawnym pałacu Schaffgotschów.

.

Red. Cezary Żyromski

 

 Wojtek Siwek

.

Byłem w 11. klasie ogólniaka, kiedy w moim życiu pojawił się Pałacyk. Kolega, którego brat był uznanym plastykiem – to było wówczas ważne – namówił mnie do pójścia na koncert jazzowy do Pałacu. Pamiętam jak dzisiaj. Gienek Rzewuski, do niedawna polski konsul generalny w Tanzanii i innych republikach zbliżonych do źródeł jazzu, wyciągnął mnie na Kościuszki. Podszyłem się pod studenta (bo tylko oni mieli prawo wstępu do klubu) i udało się. Wchodzimy na koncert i słuchamy. Gra FAR QUARTET. Zbyszek, Jurek, Czesiu, Janusz… Następnego dnia w II liceum byliśmy bardzo ważni, bo wczoraj byliśmy w Pałacu i był jazz.

Jazz nad Odrą pamiętam od momentu, kiedy Karol Maskos wciągnął mnie do społecznej pracy (dzisiaj to się nazywa wolontariat). Stanąłem na bramce dla artystów, bo wiedziałem już, kto jest kim w polskim jazzie i mogłem właściwe osoby wpuszczać lub nie, specjalnym wejściem. Najbardziej zapamiętałem stremowaną Zdzisławę Sośnicką. Zajęła 5. miejsce. Nahorny był spokojny, wygrał. Niedługo potem tekst „dom, który mam” mogłem powiedzieć o Pałacyku.

Artystów przejeżdżających z chałturami przez Wrocław ściągaliśmy na Kościuszki bez trudu. Spontaniczne śpiewania i grzane wino grzane do rana w Arce, a potem jeszcze na kwaterach prywatnych. Pałacyk i Jazz był magnesem nie lada: Młynarski, Kofta, Pietrzak, Urbaniak, Dudziak, Cybulski, Połomski swój pobyt we Wrocławiu kończyli w Związkach albo w Pałacyku. Inni też niezwykli, również stanowili o klimacie klubu. Zegarmistrz Światła Woźniak (Tadeusz brał tu ślub z kalamburową Zytą), Wojaczek lądował na parkiecie, Jurek Taczalski zostawił w Pałacu swoje piętno na wszystkim, Teresa Tutinas dumnie wkroczyła do kawiarni po wygranej na Festiwalu w Opolu i powiedziała: …no i co, k…wa, chłopaki, gramy w kości? (bo wtedy namiętnie w kości na forsę wszyscy w Pałacu grywaliśmy).

Jam Session z Rolandem Kirkiem przeszło do historii, kto wtedy był, pamiętać będzie do końca swoich jazzowych dni. Gdy wielki artysta zagrał z Włodkiem Wińskim i College Jazz Band (kapela tradycyjna z Wrocławia) Wszystkich Świętych, a podśpiewywał Georgie Fame (ten, który wylansował piosenkę Bonnie and Clyde), szliśmy do nieba wszyscy, choć nie święci.

Jan Hammer jr (ten od MAHAVISHNU ORCHESTRA) w Pałacyku zagrał w 67 roku, dopiero potem pojechał do Ameryki, bo już mu dali paszport (u nas był na wkładkę).

Pałacyk wprawdzie nie stoi dokładnie nad Odrą, ale Jazz nad Odrą narodził się właśnie tu. Wymyślili go Karol Maskos i Andrzej Żurek, dzisiaj zagraniczni profesorowie (Karol, jak na rasowego jazzmana przystało, mieszka i pracuje w Nowym Orleanie). Wymyślili go w idealnym dla polskiego jazzu czasie. Muzyków i jazzowych kapel było mnóstwo, grały rewelacyjnie we wszelkich możliwych miejscach.

Te najbardziej możliwe to kluby studenckie. Znalazł się klub studencki, który skrzyknął wszystkich „amatorów” jazzu. To był PAŁACYK. W 1964 roku na JAZZ NAD ODRĄ przyjechało 13 zespołów, w następnym 21, w kolejnym 33. W 67 roku mieliśmy 44 zgłoszenia, a potem był rok 68. Same magiczne cyfry. Magiczne, bo przez lata ten Festiwal był magiczny. Żeby go wygrać, Zbigniew Seifert startował trzy razy, a Sami Swoi pięć. W 78 roku Krzesimir Dębski przegrał z Krzyśkiem Ścierańskim, Zaucha dostał tylko II nagrodę w 69.

Mimo że gwiazd formatu amerykańskiego nie mieliśmy (na ich koncerty jeździliśmy razem do Warszawy na Jamboree), to aby liczyć się w jazzowym, polskim świecie koniecznie trzeba było wystąpić, a jeśli nie, to przynajmniej być w marcu we Wrocławiu. Jeśli ktoś z „jazzowych” nie pojawiał się na pałacykowym jazzie, to był tego roku na marginesie. JnO był głównie konkursem, czyli imprezą dla wschodzących młodych muzyków, dorośli byli zapraszani w charakterze gwiazd. Nie wszyscy mogli zagrać.

Zbyszek Namysłowski (bezsprzecznie naj… polski jazzman) zagrał na Pierwszym JnO. Potem po latach przyjechał jako osoba prywatna, chyba w 67 roku i zapytał mnie, a jeszcze się prywatnie nie znaliśmy, czy może zagrać na jamie albo w ogóle.Nogi się pode mną ugięły, Zbyszek był moim jazzowym idolem. Zagrał.

Szturm na bramy Pałacyku, jaki odbywał się przy okazji JnO, był niesamowity i dopiero niektóre spektakle Festiwalu Litwińca przeżywały coś podobnego. Dużą satysfakcję sprawił mi kiedyś wywiad z Gabrielą Kownacką, która wspominała, jak będąc uczennicą liceum we Wrocławiu, w tłoku wielkim starała się dostać na jam session JnO. Szkoda, że nie trafiła wtedy do mnie – na pewno bym ją wpuścił… bez biletu.

Gdy Pałacyk szedł do remontu… stanowił wspaniałe biuro festiwalowe. Działalności oficjalnej nie było, w kawiarni była recepcja festiwalowa. Atmosfera była lepsza niż podczas tzw. normalnej działalności. W biurach pałacykowego ZSP Marek Karewicz z Jankiem Dębkiem tłukli na ścianach karaluchy i tworzyli jazzowe anegdoty. Aby się do nich (anegdot) dostać, trzeba było redakcję biuletynu w odpowiednich procentach przekonać. Tak wyglądała praca niezależnego naprawdę Biura Prasowego Festiwalu (Karewicz, Kuryło, Sawka, Klimsa, Getas, Szecówka, Hankiewicz, Gucewicz, Henkel, Michalski, Brodowski, Butrym… reszta sama się przyzna), każdy się prześcigał, aby coś napisać i żeby jeszcze zamieścili. Cenzura była scedowana na któregoś z odpowiedzialnych działaczy ZSP i dopuszczała dziwne teksty, choć potem odpowiedzialny działacz ZSP musiał się w Komitecie tłumaczyć za nieodpowiedzialne frazy jazzmanów.

Moje jazzowe wspomnienia to również Pałacyk na Ofiar… Janusz Strobel i Heniu Alber grający na ladzie bufetu Lobosa, Bizeta, Yepesa (atmosfera obecnych koncertów gitarowych w ART HOTELU to małe piwo przed śniadaniem).

Kiedy przenieśliśmy się na Ofiar, miało być gorzej. Było, ale my nie byliśmy gorsi.

W kanciapie przy WC mieliśmy biuro jazzu, pałacyku i sztuki wszelkiej. Niektórych artystów angażowaliśmy „wygrywając” ich koncert w pokera. Jak ja wygrałem, to mogłem zaprosić jazzmanów, jak wygrał Taczal, to musiała być poezja śpiewana, ale tylko przez dziewczyny, jak Kuryło to Sipińska, jak Jezier to mógł zaprojektować plakat, rockandrolle interesowały wszystkich, ale Klimsa preferował piano.

Do odbudowanego PAŁACYKU na Kościuszki zaglądaliśmy czasami. Jednak to właśnie w ARCE powstało wrocławskie Polskie Stowarzyszenie Jazzowe, na koncert CRASH PO RAZ PIERWSZY W POLSCE przyszły setki. Tutaj też zadebiutowała w przedwojennych szmoncesach Hanka Banaszak.

Potem jazzmani i inni artyści przenieśli się do RURY na Łazienną.

Wojtek Siwek

.

Wspomnienia Pałacykowiczów: List z antypodów

Wspomnienia o „Pałacyku”: Bohema studenckiej enklawy

Inne z sekcji 

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Schaffgotschowie i kaplica św. Wawrzyńca na szczycie Śnieżki

.  Grzegorz  Wojciechowski . Na początku wieku XVII Śnieżka była przedmiotem sporów dwóch możnych rodzin: Czerninów oraz śląskich Schaffgotschów, a także Albrechta von Wallensteina, wybitnego do­wódcy wojsk cesarskich w okresie wojny trzydziestoletniej.  Kandydatura Wallensteina do władztwa nad „Królową Karkonoszy” odpadła z chwilą zgładzenia go przez zaufanych cesarza. Po tragicz­nej śmierci Hansa Ulrycha Schaffgotscha ( o […]

Strzelanie do wodzireja

. Wojciech Mach .                                Nie tylko w filmowych westernach i przy gangsterskich porachunkach strzela się do zwykłych ludzi oraz do idoli. Jako wodzirej organizujący i prowadzący przeróżne imprezy w różnych miejscach, osobiście doświadczyłem skutków bycia na celowniku. Zdarzyło się na początku lat 90., że w restauracji luksusowego wrocławskiego hotelu, początkujący, nowobogaccy biznesmeni rzucali […]