Biblioteka Lewicy

Komuna Paryska ( cz. 1 )

.

„Równość nr 6 – 7  ( marzec – kwiecień 1880 r. )

.

Wśród wielkich wypadków drugiej połowy bieżącego stulecia, wśród krwawych wojen zaborczych i powstań całych ludów, dopominających się z bronią w ręku o swą niepodległość, zarysowuje się odmiennego charakteru walka – Komuna Paryska. Ponad Sadową i Gravelotte wznosi się ona wysoko nowością swej idei, szlachetnością i wielkością swych bohaterów. Na sztandarze jej wypisane nowe hasło, a krwawy dramat rozgrywający się na polu tej walki wystawia nowe, historyczne role na scenę. Nie o zaokrąglenie granic państwowych tu chodzi, nie czcza zmiana formy rządu lub jednej panującej dynastii na drugą, lecz pragnienie istotnej swobody, lecz chęć wydobycia się spod szponów drapieżnego ptaka, burżuazyjnego państwa – na swobodę, rzuca dwieście tysięcy ludu paryskiego do fatalnej walki z Thiersem i robi proletariat paryski panem pozycji w przeciągu siedemdziesięciu dwóch dni z rzędu.

To chwilowe zwycięstwo, ten niedługi, ale realny, tryumf nowej idei robotniczej nad gnijącą u swych podstaw burżuazją, określa w ogólnych zarysach charakter Komuny.

Jakie jednak czynniki złożyły się na wytworzenie tej walki? Czym była w swej treści Komuna? Oto pytania, które mimo woli się nasuwają i na które, w ciasnych ramach naszego artykułu, odpowiedzieć zamierzamy.

Zwróćmy się w niedaleką przeszłość.

Ostatnie lata panowania Napoleona, opierającego się niby na tradycji 1848 r. i na powszechnym prawie wyborczym jako na rzekomej sankcji całego narodu, coraz dobitniej zaczęły wykazywać chwiejność podstaw sztucznego gmachu cesarstwa i niepewność pozycji jego koronowanego reprezentanta.

Rządy jego były de facto panowaniem i rozkwitem burżuazji. Wyciągnąwszy wszystkie korzyści z rewolucji 1848 r. ujęła ona władzę w ręce i zasłaniając się Napoleonem, jako „przedstawicielem ludu”, zmieniła proletariat francuski w posłuszne narzędzie dla swych celów.

Nieświadomy, żądający w 1848 r. skromnego prawa do pracy, nie umiał on zrazu ocenić swego stanowiska. Zrzuciwszy z tronu Filipa Ludwika, powołał burżuazję do władzy i, wyniósłszy na swych barkach cały ciężar rewolucji, uczuł się w pozycji gorszej niż poprzednio – błąkał się więc jak w labiryncie, nie wiedząc, gdzie wrogowie i skąd płynie źródło złego. Powoli jednak, wobec szybkiego rozwoju handlu i przemysłu, wpadając w nędzę potęgującą się przez niepomierny przepych i rozkosz dworu, przez bezrozumne marnowanie finansów państwowych, nabierał on niewiary do cesarstwa i nienawiści do swych bezpośrednich chlebodawców. Trzeba było oczy jego zwrócić w inną stronę. Usiłowania popleczników Napoleona były jednak nadaremne. Ani przedsiębrane przez wysokich dygnitarzy pod auspicjami monarchy roboty publiczne, ani zakładanie stowarzyszeń robotniczych i protegowanie takowych nie potrafiły stłumić niewiary. Nagie fakty bieżącego życia, z dnia na dzień dolegająca bieda i nędza dawały silnie odczuwać robotnikom całą okropność ich położenia na teraz i na przyszłość i zrywały jednocześnie maskę obłudy z fałszywych protektorów.

Robotnikom brak było prawdziwej świadomości. Wielką rolę oświecenia pracujących tłumów przyjął na siebie Internacjonał.

Założony w 1864 r. przez najbardziej światłych robotników francuskich, niemieckich, angielskich i innych narodowości, postawił on sobie za cel organizację pracujących wszystkich krajów jako kontrsiłę organizacji burżuazyjno-państwowej i, rozstrzygając na corocznych kongresach rozmaite kwestie ekonomiczno-społeczne, upowszechniał on idee swoje wśród warstw pracujących, przenosząc pole walki z książki i gabinetu na drogę praktyki, na szeroką niwę codziennego życia.

.

Żołnierze Komuny Paryskiej

.

We Francji znalazł on szeroki grunt dla swego rozwoju. W połowie 1868 r. wydano bowiem specjalne prawo, zezwalające na publiczne zebrania.

Była to nowa silna broń dla robotników.

Tu spotkali się oni oko w oko z okrytymi aureolą sławy przedstawicielami płatnej nauki. Trybuna publiczna stała się areną gorących sporów pomiędzy fałszerzami prawdy a inteligentnymi przedstawicielami i przyjaciółmi ludu. Korzyści dla klasy robotniczej były ogromne – coraz więcej światła przedzierało się do jej łona, a niechęć świadoma potęgowała coraz bardziej.

Do obozu robotników przy tym przybywał nowy element: drobna burżuazja. Rujnowana coraz bardziej przez wielkich kapitalistów, czując niepewność jutra i widząc byt swój zagrożony przez operacje finansowe, grę giełdową i rozmaite spekulacje, oddzielała się ona od wielkiej burżuazji, zwracając się myślą i sercem ku szeregom robotniczym, do których zbliżały ją same warunki ekonomiczne. Wszechpotęga kapitału usuwała coraz bardziej grunt pod jej nogami, klerykalizm zaś ciała prawodawczego rozdrażniał głęboko jej antyreligijne opinie. Z opozycyjnego obozu radykalnej demokracji przenosiła się powoli do obozu socjalistów – przechodziła ona tę linię graniczną, łatwą do przebycia tym jej przedstawicielom, którzy potrafili zrozumieć ducha czasu i ideę zbliżającej się epoki.

Robotnikom przynosiła ona światło i wiedzę, znajdując w ich szeregach silnych sprzymierzeńców na przyszłość. Jako partia opozycji, wypowiedziała ona wojnę cesarstwu – na łamach dzienników, z trybuny parlamentu i wreszcie na publicznych zebraniach dawały się słyszeć coraz liczniejsze głosy jej inteligentnych malkontentów.

Bliska burza, ze wszech stron grożąca, unosiła się w powietrzu.

Napoleon postanowił ją zażegnać i wydał wojnę Niemcom, stawiając wszystko na jedną kartę. W razie powodzenia, w razie zwycięstwa nad Niemcami, pozbywszy się w wojnie najwięcej czynnych, energicznych i niebezpiecznych dla siebie elementów robotniczych, olśniony blaskiem, miał on szanse powodzenia i kredyt na przyszłość, w razie przegranej był zgubiony na zawsze. Robotnicy francuscy odwrócili się ze wstrętem od wojny, nie chcąc maczać rąk swoich w krwi braci zza Renu, i wydali manifest wielkiej doniosłości dziejowej: „Do robotników wszystkich krajów”, na który tak mało historycy królów i dworów do tej pory zwracali uwagi. „Pozostańcie głuchymi – powiadają oni, zwracając się do robotników niemieckich – na bezsensowne prowokacje, bo wojna między nami byłaby wojną bratobójczą… rozdział nasz sprowadziłby tylko po obu brzegach Renu zupełny tryumf despotyzmu”. W tym duchu też otrzymali odpowiedź od robotników niemieckich. Do wojny gnali lud despoci żądni władzy i panowania, ubiegając się o sporną przewagę państwową Francji nad Niemcami lub na odwrót!

Fakt jednak stał się… Wojna pociągnęła za sobą bankructwo cesarstwa.

4 września lud paryski dowiedział się z oburzeniem o kapitulacji Sedanu. Cicho i spokojnie zrobił on rewolucję i przy okrzykach: „Vive la République!” zwalił obmierzły mu tron cesarski, postanowiwszy do ostatniej kropli krwi walczyć z nieprzyjacielem, aby nie ujrzeć tryumfu jego na ulicach Paryża.

Władza dostała się do rąk Rządu Obrony Narodowej. Lud nie znał go wcale i nie wiedział, że to była prawdziwa liga burżuazji.

Rząd przez usta swego naczelnika, dyktatora Paryża, generała Trochu, solennie ogłosił – „że nigdy nie kapituluje”, a Jules Favre, minister spraw wewnętrznych, zaprzysiągł, „że nigdy nie ustąpi ani piędzi ziemi, ani jednego kamienia z fortecy”.

Rozpoczęto grę z uczuciami ludu, tak krwawo później zakończoną.

Rząd Obrony Narodowej przywdział maskę na twarz. Jednolitość władzy napoleońskiej podzielili między sobą Trochu, Jules Favre i inni godni ich współkoledzy, pałając tą samą nienawiścią i obawą przed ludem, jak ich zdetronizowany poprzednik – nie mogli więc pragnąć zwycięstwa ludu! Gdyby zechcieli połączyć się z nim i użyć wszystkich niezmiernych środków do walki w Paryżu, otoczonym całą linią obronnych wałów i fortec, posiadającym broń i zapasy żywności na bardzo długi czas, to bramy stolicy świata nie rozwarłyby się nigdy przed nieprzyjacielem, a obudzony przykładem Paryża lud prowincji zmusiłby armię nieprzyjacielską do złożenia broni.

Rząd nie mógł się zdobyć na krok podobny, wygrana i tryumf robotników paryskich nad armią niemiecką wykopałyby mu grób na zawsze – był więc Judaszem od początku do końca. Udając patriotyzm maskował się on przed ludem, ukrywał swą zdradę, bo był całkiem bez wojska; armia stała była częściowo na polu bitwy, częściowo w niewoli u Prusaków. Bezsilny, grał komedię do czasu, wtórując fałszywymi akordami czystym i silnym dźwiękom paryskiego ludu!

Lud wierząc weń zbroił się na serio. Wśród trudnych warunków wojny, wśród ogólnego zastoju handlu i przemysłu, bez pracy i chleba, niósł on ostatni swój grosz dla obrony Paryża, dla ratowania honoru Francji.

Ostatniej chwili spotkania się wyczekiwano z niecierpliwością. Prusacy, przez zdradę Bazaine’a wziąwszy Metz, posuwali się ku Paryżowi.

28 stycznia zwiastował kapitulację i preliminaria pokoju.

Dwie partie wyraźnie obok siebie wystąpiły. „Partia porządku”, czyli partia rządowa, żądała gwałtem pokoju, zdzierając z siebie maskę obłudy. Prawdziwi przyjaciele ludu tym silniej, tym namiętniej pragnęli ostatecznej walki w murach Paryża, nie chcąc słyszeć o zawarciu pokoju; przenosili oni śmierć nad poniżenie dumy narodowej, woleli zginąć niż poddać się!

Wojna cywilna zbliżała się z dnia na dzień.

W tej ważnej historycznej chwili, gdy rozdział między burżuazją a proletariatem, między rządem Thiersa a ludem Paryża zarysowywał się coraz bardziej, ogromną rolę odegrał Komitet Centralny gwardii narodowej.

Komitet Centralny był ciałem wybranym z gwardii narodowej. Ukonstytuowany 24 lutego, miał on za zadanie czuwać nad bezpieczeństwem Paryża i dawać opór tym intrygom monarchicznym, które występowały w łonie rządu i mogły w danym razie zburzyć republikę przez lud paryski 4 września ogłoszoną.

Rząd „Obrony Narodowej” demaskował się przed ludem swoim postępowaniem. Konspiracja monarchiczna coraz bardziej na jaw wychodziła. Najważniejsze posady z rąk rządu Republiki generałom bonapartystowskim były rozdane. Naczelnikiem miasta był generał Vinoy, naczelnikiem gwardii narodowej generał d’Aurelle de Paladines – obaj znani przyjaciele tronu i klerykalizmu.

Wobec takich warunków i wbrew tym oficjalnym figurom rządowym gwardia narodowa, prawie wyłącznie z ludu złożona, organizowała się i zbroiła samodzielnie. Zupełnie nowa myśl kierowała całą tą organizacją. Komitet Centralny powstał bowiem przez wolne wybory samych gwardzistów i złożony był z delegowanych odrębnych kompanii, batalionów i legionów.

Był to zarząd wojskowy wolę ludu zbrojnego, wolę gwardii narodowej wyrażający. Lud własną pracą i własnymi funduszami odlał działa, które miały bronić Paryża przed Prusakami.

Komitet Centralny i działa gwardii narodowej najbardziej rząd niepokoiły, spać mu nie dawały.

Na Komitet Centralny figury rządowe rzucały kalumnie, a działa bronione przez gwardię razy kilka starano się zabrać. Gwardia narodowa umiała działa za każdym razem utrzymać – usiłowania żandarmów thiersowskich pozostawały nadaremne.

Klika burżuazyjno-monarchiczna wahała się, nie miała wojska, aby kartaczami lud rozbroić: dwieście tysięcy gwardii narodowej i dwieście kilkadziesiąt armat miał on dla swej obrony.

Na koniec, po ostatnim bezpłodnym usiłowaniu zabrania armat ludowych, Thiers wydał w dniu 17 marca szumną proklamację do paryskiego ludu, rozklejoną wszędzie na murach Paryża i podpisaną przez wszystkich członków rządu. Powiada on w niej, iż garstka malkontentów, nie uznając istotnej władzy, pod pretekstem obrony Paryża od Prusaków chce sama stworzyć rząd nieprawy i ustawia armaty na wzgórzach Paryża dlatego, aby zdruzgotać później lud paryski wraz z dziećmi w jego mieszkaniach. W imię rozumu i patriotyzmu on, tj. lud, powinien pomóc rządowi w stłumieniu nieporządku tamującego przemysł i handel, sprowadzającego bezrobocie. Winni będą oddani w ręce sprawiedliwości!

Proklamacja ta pozostała całkiem obojętną dla paryskiego ludu.

Paryż szybko zmienił swą fizjonomię i resztki armii zaczęły się bratać z ludem na ulicach… tu i ówdzie ukazały się barykady.

Thiers ze swą kliką umknął do Wersalu 18 marca. Panem Paryża był lud i Komitet Centralny.

Komitet Centralny jako organizacja ludowa z charakterem obronnym ujrzał wielkie zadanie przed sobą: trzeba było utrzymać pozycję i jednocześnie zniszczyć wpływy intryg dawniejszych deputowanych miejskich, owych biało-różowych liberałów, którzy widząc rewolucję ludową na całej wysokości jej stanowiska, chcieli wszelkimi siłami stłumić ją, wziąwszy na siebie obłudną rolę mediatorów pomiędzy Wersalem a Paryżem. Wiedzieli dobrze, że rewolucji ludowej pogodzić z rządem nie można: ogień i woda połączyć się nie dadzą – ale… należeli oni do „partii porządku”! A to dosyć… Komitet Centralny wobec tej trudnej pozycji rewolucją kierował. Od 19 marca powoływał on lud do wybrania Rady Miejskiej, chcąc złożyć z siebie obowiązki spraw cywilnych dotyczące, lecz tajne intrygi pochodzące z ręki mediatorów przewlekły wybory. Czujny i baczny na te pokątne roboty Komitet, aczkolwiek wiedział dobrze, że przyszłe działanie jego na wałach i barykadach odbywać się będzie, nie wypuszcza jednak władzy cywilnej z rąk swoich oczekując końca wyborów.

Tekst inkorporowano z portalu Lewicowo.pl, który zaprzestał już swojej działalności.

 

 

 

.

Komuna Paryska ( cz. 2 )

Zasadnicza myśl polityczna Komuny Paryskiej

 

Inne z sekcji 

Kim Ir Sen o rewolucji koreańskiej

. . Kim II Sun, bo tak nazywał się oficjalnie Kim Ir Sen, urodził się 15 kwietnia 1912 w Pjongjangu, w rodzinie chrześcijańskiej. W wieku 12 lat wyjechał do Chin, gdzie przebywał w gronie młodzieży o poglądach marksistowskich i gdzie kształtowały się jego przekonania ideologiczne. Od 1931 roku został członkiem Komunistycznej Partii Korei i wstąpił […]

Demokratyczna Polska w wolnej Europie

. „Wieś i Miasto” PPS WRN [1943] . Przez 12 dni oczy całego świata skierowane były na odbywające się w Moskwie obrady ministrów spraw zagranicznych trzech wielkich sojuszników: Anglii, Stanów Zjednoczonych i Rosji. Słuszne było napięcie opinii światowej w tym oczekiwaniu: wszyscy już zdają sobie sprawę, że brak porozumienia z Rosję jest jedną z najważniejszych przyczyn przedłużania się rzezi światowej, […]