.
Władysław Pomaski ( 1895 – 1981 ) Polski pilot balonowy, który cztery razy startował w Pucharze Gordona Benetta ( w latach 1932, 1934, 1935, 1936). W roku 1934 wspólnie z Franciszkiem Hynkiem zdobył to prestiżowe trofeum.
.
Na wysokości 8000 m. oddychaliśmy tlenem.
Por. Pomaski opowiada o swoim locie balonowym
na Kaukaz
.
W sobotę wieczorem powrócił do Warszawy por. Pomaski, towarzysz kpt. Hynka w zwycięskim locie na balonie „Kościuszko” i uczestnik odbytego przed 10-ciu dniami długodystansowego lotu treningowego na balonie Toruń. P. por. Pomaski oczekiwany był już od kilku dni. Przybył do Warszawy pociągiem ze Zdołbunowa, jadąc przez całą sobotę. Wprost z wagonu przyszedł do hotelu Europejskiego na bankiet, wydany ku czci uczestników obu tegorocznych turniejów lotniczych: challengu i zawodów balonowych. Wszedł na salę bankietową w stroju podróżnym, nie mając czasu przebrać się w mundur. – Powitaliśmy go owacyjnie. Por. Pomaski zasiadł wśród przyjaciół. Po skończonym bankiecie, w hallu hotelowym p. por. Pomaski powiedział nam o przebiegu swojego lotu na Kaukaz.
10 metrów nad brzegami Morza Czarnego
.
Wystartowaliśmy, jak panu wiadomo, z inż. Krzyszkowskim z Mościc we wtorek, 4 bm. o godz. 18:45. Lot nasz rozpoczynał się w jak najbardziej fatalnych warunkach. Padał deszcz ze śniegiem, a poza tym zdawaliśmy sobie dobrze sprawę, że wyż barometryczny, który objął Rosję europejską poprzedniego dnia, będzie się w dalszym ciągu pogłębiał, pogarszając pogodę coraz bardziej. Musieliśmy jednak startować, gdyż nasza sowiecka wiza wjazdowa kończyła się 7 grudnia. – W tych warunkach zdawaliśmy sobie dobrze sprawę, że daleko nie zalecimy. Wiatr północno – zachodni kierował nasz balon ku Rumunii, a następnie nad Morze Czarne.
W środę o godzinie 2-giej po południu już płynęliśmy nad pełnym morzem. Chcąc zorientować się dokładnie w położeniu geograficznym, lecieliśmy zaledwie na wysokości 10 metrów nad morzem. Niestety nie spotkaliśmy żadnego parowca. Wobec tego zdecydowałem się podnieść balon wyżej, ażeby natrafić na szybsze wiatry i prędzej osiągnąć przeciwległy brzeg. Wydostaliśmy się dość szybko na wysokość 4000 – 5000 m. lecieliśmy ponad chmurami.
Około godziny 2-giej w nocy posłyszeliśmy huk przebiegających pociągów. Znajdowaliśmy się nad lądem. Szybko ustaliliśmy, ze balon nasz znajduje się nad Kaukazem. Jednakże zderzenie prądów zachodnich z wschodnimi spowodowało gwałtowne podniesienie balonu spiralą z 5 na 8000 metrów. Oddychaliśmy tlenem ze zbiorników. Temperatura – 37 stopni. Wszystkie produkty były już oczywiście od dawna zmarznięte i niezdatne do jedzenia. Nawet jabłko, które ukryłem pod futrzanym kombinezonem, przemarzło zupełnie. Kawa w termosach trzymała się dobrze przez dobę, ale później zupełnie wyziębła. Balon wzbił się jeszcze wyżej.
Wiatr znosił nas na powrót ku morzu
.
Przez pół godziny płynęliśmy na wysokości 8000 metrów. Potem jednak zaczęliśmy się stopniowo obniżać. W pewnej chwili spostrzegłem, że wiatr zaczyna nas cofać z powrotem ku zachodowi w stronę Czarnego Morza. To zadecydowało o przyspieszeniu lądowania. Lądowanie nastąpiło we czwartek dnia 6 bm. o godz.8:45 rano.
Wylądowaliśmy na terenach kołchozu Thalmana ( znany komunista niemiecki kandydat przy wyborach na prezydenta Rzeszy ). Kołchoz ten znajduje się w rejonie Ust – Łabińska, w kraju azowsko-czarnomorskiego. Miejsce lądowania oddalone było o 85 km. Na wschód od Krasnodaru. Inż. Krzyszkowski został przy balonie a ja sam poszedłem szukać pomocy. Znalazłem się w kołchozie. Przyjęto mnie serdecznie i natychmiast powiadomiono telefonicznie Aeroklub w Krasnodarze. Niedługo później przyjechał do nas prezes oddziału politycznego stacji maszynowo traktorowej Suriu i przywiózł nas do Ust – Łaby. Do składania sieci przydzielono nam 20-tu ludzi. Sieć i powłokę i wszystkie nasze sprzęty uporządkowaliśmy ostatecznie w Krasnodarze, gdzie byliśmy gośćmi Aeroklubu. Zaznaczyć trzeba, że suszenie powłoki balonu trwało dość długo, gdyż była ona pokryta śniegiem i lodem. Z Krasnodaru koleją udaliśmy się do Noworosyjska a stamtąd okrętem „Armena” do Odessy. Okręt ten utrzymuje stałą komunikację pomiędzy Baku a Odessą ( chyba Pomaskiemu się coś pomyliło, zapewne chodzi o Batumi, Baku leży przecież nad Morzem Kaspijskim, po drugiej stronie Kaukazu – Przyp. G. Wojciechowskiego ). Z Odessy znowu koleją pojechaliśmy do Szepietówki. Pociąg nasz spóźnił się o dwie godziny i musieliśmy czekać na następny pociąg do Zdołbunowa całą dobę. Na szczęście przyszedł nam z pomocą zawiadowca stacji w Zdołbunowie p. Strzałka, do którego zatelefonowaliśmy z Szepietówki. P. zawiadowca Strzałka przyjechał po nas parowozem z wagonem osobowym i bagażowym. Dzięki temu znaleźliśmy się już po stronie Polski w sobotę o godzinie 8 – mej rano, a cztery godziny później odjechaliśmy wraz z bagażami do Warszawy. Ja, mówi por. Pomaski wprost z dworca przyszedłem na bankiet.
– Dzięki czemu mogliśmy się spotkać i odbyć rozmowę, – wtrąciłem. – Muszę się przyznać p. porucznikowi, ze przyjazdu pana do Warszawy pilnowałem już od kilku dni.
– No to świetnie się się złożyło – odpowiada por. Pomaski.
– A co z pańskim towarzyszem?
– Inż. Krzyszkowski pojechał do Mościc. Jest on inżynierem chemikiem i pracuje w fabryce Mościckiej.
– Przebyliśmy 1500 km. w linii prostej. Droga przez nas przebyta jest oczywiście znacznie większa. Niestety wiatry wschodnie zawróciły nasz balon. Lot trwał 29 godzin. Mieliśmy na celu przebycie treningu w locie balonowym na odległość – zakończył p. por Pomaski.
.
Ilustrowany Kuryer Codzienny 1934 nr 350