.
Zygmunt Zaremba
.
Polski las ma swoją bohaterską i romantyczną tradycję. Krył swymi konarami oddziały powstańców 1863 roku, udzielał pewnej ostoi partyzantce Armii Krajowej w ostatniej epoce. Jest ciągle otwarty dla wszystkich, którym stało się ciasno na ulicach miast czy na drogach wsi polskich. Ku niemu zwracają się oczy, gdy ginie ostatnia nadzieja normalnego urządzenia swego życia wśród panujących stosunków. W epokach spokojnych las pozostawiony jest zwierzynie czworonożnej. W okresach zamętu zapełnia go może silniej jeszcze tropiona zwierzyna ludzka.
Niestety, życie polskie nie może ciągle wejść na tory normalne. Obywatel nie czuje się bezpiecznie na ulicach miast i drogach wiejskich. Nie czuje prawa, nie wierzy sprawiedliwości, nie zna uczucia bezpieczeństwa. Wpada w konflikt z władzą, gdy wypowie głośniejsze słowo, gdy zaprotestuje przeciw bezprawiu, gdy przeciwstawi się panującej klice. Zostaje przestępcą, a co najmniej podejrzanym, gdy zdradzi się przeszłością patriotyczną, gdy przyzna się do działalności podziemnej w obronie ojczyzny i nie zechce przy tym napluć na to, co musi w jego sercu odzywać się najświętszym wspomnieniem. Toteż lasy polskie są wciąż pełne ludzi, ludzi zaszczutych jak zwierzęta. Zwierzę wychodzi na pola uprawne i żeruje. Dzik osaczony przez psy gończe przechodzi do ataku, rani i zabija. A jednak człowiek opiekuje się zwierzyną i nikt nie powie, by wybić wszystkie co do nogi. Tylko wobec ludzi leśnych słyszymy z ust oficjalnych jedno wezwanie: wybić, wymordować, wytrzebić…
Tragedia dzisiejsza polskich lasów jest tym większa, że ludziom szukającym tam schronienia nie może przyświecać żadna głębsza idea. Jeśli stworzono takie ułudy, to tym gorzej, bo każdy dzień poza cierpieniami fizycznymi, związanymi z życiem leśnym, przynosi jeszcze cierpienia płynące z rozczarowania i poczucia beznadziejności położenia. W czerwcu 1945 roku kierownictwo Polski Podziemnej i Armii Krajowej zarządziło likwidację walki zbrojnej. Wezwało ludzi do wyjścia z lasów na normalne tory pracy dla kraju i dla siebie. Z tą chwilą ustał polityczny sens oddziałów leśnych. Ale postarano się, żeby nie poszło za tym całkowite rozładowanie lasów. Tym staraniom zawdzięczamy, że tragedia lasów rozwija się nadal.
Działanie było dwustronne. Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, wbrew swemu mianu i przyjętym zobowiązaniom, z amnestii ogłoszonej zrobił narzędzie wybierania spośród ujawniających się żołnierzy AK miłych i niemiłych. Areszty całych oddziałów i poszczególnych ludzi zniszczyły zaufanie do tego aktu, który powinien posłużyć do całkowitego wyjścia ludzi z lasów. Przeciwnie, wielokrotne nadużycie zaufania do amnestii zaczęło z powrotem pchać ludzi do lasu. Terror nieustający dostarczył nowe kontyngenty dla zielonej armii. Z drugiej strony nieodpowiedzialna agitacja niektórych elementów, najczęściej społecznie i politycznie reakcyjnych, stworzyła legendę fałszywą o wojnie, która ma nadejść lada chwila i przez to dała ułudę politycznego znaczenia zachowania sił zbrojnych w lasach. Obustronne działania tych wysiłków dało to, na co patrzeć musi z największym bólem i obawą każdy rozsądny człowiek w Polsce.
Rząd warszawski, naganiając terrorem politycznym ludzi do chronienia się w lasach, znanym sposobem usiłuje odpowiedzialność za tragedię leśną przenieść na ośrodki emigracyjne. Dobrze się też stało, że centralny ośrodek emigracyjny wystąpił ze stanowczym i zdecydowanym wezwaniem, powtarzającym raz jeszcze: „że walką zbrojną w kraju nie odzyska się niepodległości, stworzy się natomiast pretekst do akcji eksterminacyjnej (wyniszczającej)”. Ostatni argument administracji warszawskiej został wytrącony wezwaniem: „wszystkich obywateli, aby nie tworzyli żadnych nowych organizacji zbrojnych, a z istniejących niezwłocznie wystąpili”. Od chwili wydania tej odezwy do kraju, odpowiedzialność polityczna bez wątpienia dla kogokolwiek obciążać będzie tylko rząd warszawski.
Ta odpowiedzialność była jasna i dotąd każdemu, kto wiedział, że już w 1945 roku Polska Podziemna zlikwidowała działalność bojową. Teraz prawda ta została potwierdzona z całą dobitnością.
.
Artykuł ukazał się w wydawanym w Paryżu tygodniku „Lud Polski”, 29 grudnia 1946 roku, a następnie w wydawanym w Londynie „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza”.
Tekst inkorporowano z portalu Lewicowo.pl, który zaprzestał już swojej działalności