Opowieści Wojtka Macha

Opowieści Wojciecha Macha. Fotoplastikonu czar

Wojciech Mach

 

Przed epoką kinową bardzo popularną, dostępną dla każdego rozrywką stał się fotoplastikon. Dla wielu był to powiew innego, wielkiego świata i nowinka techniczna a dla innych odskocznia od codziennych problemów. Nadszedł potem taki czas, iż wędrowne wesołe miasteczka obok karuzel, diabelskich młynów i gabinetów luster miały przenośne minifotoplastikony. W pewien sposób spełniały one funkcję oświatową, dając optyczny powiew egzotycznego świata i złudzenie uczestnictwa w czymś niezwykłym.
W niedużym pomieszczeniu stało okrągłe, o średnicy kilku metrów urządzenie z kilkoma parami wzierników ze szkłami powiększającymi, pozwalających grupie osób oglądać przez nie zbiór pocztówek, obrazków i stereoskopowych zdjęć fotograficznych, wykonanych za pomocą dwuobiektywowych aparatów fotograficznych. Oglądane przez okular w fotoplastikonie owe przeźrocza stwarzały wrażenie bryłowatości, trójwymiarowości. Brakowało tylko zapachów… Co kilkadziesiąt sekund podświetlana od tyłu taśma ze zdjęciami automatycznie przesuwała się przed oczami patrzących o kolejną pozycję. W tamtych czasach widzowie odczuwali to jako bardzo mocny efekt! Szczególnie gdy oglądali egzotyczne widoki z Afryki z półnagimi kobietami, budowle i dzikie zwierzęta. Próbowano nawet tworzyć coś w rodzaju obrazkowych historyjek z króciutką fabułką, kilkunastoma fotografiami i napisami. Pojawiały się również namiastki późniejszych kronik filmowych – zestawy zdjęć z aktualnych wydarzeń w świecie.

.

.
Od kapitulacji Festung Breslau 6 maja 1945 roku długo istniał najbardziej znany, poniemiecki lokalik przy Świdnickiej, w okrągłym pawiloniku, niedaleko późniejszego przejścia podziemnego. Przywiezieni do zburzonego Wrocławia osiedleńcy ze wschodu, bardzo chętnie odwiedzali ten przybytek. W samym centrum naszego miasta działały także trzy inne fotoplastikony. Natomiast w powojennym Wrocławiu, jeszcze do lat 70. często bardzo niebezpieczne bywało branie czynnego udziału w „spektaklach” żywego fotoplastikonu na świeżym powietrzu, czyli skorzystanie z zaproszenia do tzw. Małpiego Gaju. Był to pas zieleni z krzakami i drzewami, z południowej strony torów kolejowych z tyłu Dworca Głównego PKP, w rejonie ulic Dyrekcyjnej i Suchej. Dworcowe „artystki” z okolic Dworca Głównego PKP zapraszały tam złaknionych rozrywki panów na występ pod chmurka, dosłownie w krzakach. Nierzadko kończyło się to tym, że naiwny widz wracał goły i pobity na dworzec, do komisariatu kolejowego recenzować pokazy przed dyżurnym milicjantem… Wrocławski Małpi Gaj przestał istnieć po wybudowaniu w tym miejscu nowego Dworca PKS-u, lecz pamięć i legenda pozostała. Dziś ten dworzec został wyburzony i ma w jego miejsce powstać kolejna galeria handlowa z jeszcze innymi pokazami, zwabiającymi klientów, którzy będą z niego wychodzić też złupieni – ale finansowo…
W jednej ze scen kultowej „Stawki większej niż życie” konspiracyjna rozmowa toczy się właśnie w fotoplastikonie. Scenę kręcono w ostatnim wrocławskim takim lokalu przy ul. Chrobrego 23 istniejącym do lat 70. Wkrótce potem zlikwidowano ten przybytek – a szkoda… Dziś jest tam biuro z ubezpieczeniami. Również w późniejszym filmie „Vabank” jedna z scen dzieje się w fotoplastykonie, ale warszawskim.
Natomiast od lat 90. w odpowiedzi na duże oczekiwania społeczne po zmianie ustroju pojawiło się mnóstwo żywych, „naturalnych” rodzajów fotoplastykonów zwanych pip-show. W środku mniej lub bardziej wdzięcznie rozbierały się panie, przez małe okieneczko podglądane na żywo przez rozentuzjazmowanych widzów. Wewnątrz, nad okienkiem, zapalało się światełko i artystki wiedziały, z której strony i na co klienci patrzą… M.in. pip-show powstał w dawnej sali bankietowej restauracji KDM przy placu Kościuszki. Właścicielem był brat znanego wrocławskiego żużlowca Sparty, aczkolwiek sportowiec też tam przebywał – dla rozrywki i relaksu przed meczami… Dzisiaj nie jest żadnym problemem zamówienie do domu żywego fotoplastykonu np. z okazji wieczoru kawalerskiego, urodzin czy imienin. Wystarczy zatelefonować do którejś z wyspecjalizowanych agencji i pełnokrwiste „akcesoria” przyjadą same…

 

.

Opowieści Wojciecha Macha. Jak za PRL-u w kinach bywało

Opowieści Wojciecha Macha. Tragedie we wrocławskim ogrodzie zoologicznym

Inne z sekcji 

Opowieści Wojtka Macha: Polityczne gruszki na wierzbie

. Wojciech Mach .            Temperatura powietrza oraz wyborcza wreszcie wzrosła ale i ceny także.  Pietruszka kosztuje powyżej 22 zł. za kilogram czyli w cenie blisko pół litra wódki. Hm, pomyśleć, iż jedno i drugie przyda się do rosołu…   Przed wyborami politycy obiecują jak zwykle gruszki na wierzbie. A przecież jest to synonim niemożliwości. Wymyślił […]

Opowieści Wojciecha Macha. Jak za PRL-u w kinach bywało

Wojciech Mach   Do lat 90. w każdym kinie najpierw obowiązkowo wyświetlano dziesięciominutową Polską Kronikę Filmową mająca w tygodniu dwa wydania – A i B. Ponieważ autorzy PKF nie zawsze ulegali naciskom oficjalnej propagandy, więc ów dodatek często bywał znacznie ciekawszy niż właściwy film. Potem krótka przerwa dla spóźnionych widzów i zapowiedziany film. Jeden z […]