
Wojciech Mach
Jak czar wspomnień, to i ciekawostki! Cofnijmy się zatem o 150 lat do Roku Pańskiego 1865 i sprawdźmy, co też wówczas działo się w naszym szacownym wrocławskim grodzie.
Prawie nie do wiary jest fakt, iż w chrześcijaństwie święto Bożego Narodzenia zaczęto obchodzić dopiero w IV wieku. Natomiast choinka jest potomkinią gałęzi obwieszonej łakociami i różnymi symbolami dostatku, znanej już w antycznym świecie jako mającą moc przyśpieszyć nadejście wiosny i zwiększyć płodność ziemi. Tym niemniej okazji do urządzania różnych targów zawsze bywało sporo, niezależnie od pory roku. Największe jednak bywały w grudniu.
Wrocławski tygodnik „Czas” relacjonował trwający do Nowego Roku 1866 huczny Jarmark Gwiazdkowy, który był niezwykle owego roku ożywiony. W ostatnim tygodniu przed świętami trudno było przecisnąć się przez tłumy zalegające ulice Starego Miasta. W tym czasie znacznie zwiększyła się liczba ludności (stale mieszkało 168 tysięcy), gdyż cała prowincja przybywała, by czynić tu zakupy. Widać to było choćby po masie towarów wysyłanych z miasta – zawalone zostały nimi domy pocztowe i dworce kolei żelaznych. Oczywiście zjechało też wielu obwiesiów, takich jak złodzieje, kieszonkowcy, karciarze, szulerzy oraz wesołe panie wiadomego autoramentu oferujące panom cielesne uciechy po targowym rejwachu. Gospody przeżywały oblężenie: zadowoleni z udanych transakcji oraz zakupów do domowych spiżarni dokonanych przez swe połowice, zasiadali w nich panowie, aby odpocząć od wysiłku wydawania pieniędzy przy kramach. Szlachetne piwo – czasami rozcieńczane – lało się szeroką rzeką, przechodnie i stragany blokowały przejazd jezdnią, panował harmider.
Natomiast w AD 2015, czyli już ósmy raz, Wrocław nawiązuje do owych tradycji, co widać i słychać prawie przez całą noc, zwłaszcza w Rynku i okolicach.
Gawiedź miała wówczas takie atrakcje, jak np. pannę bez rąk, ustami wykonującą najpyszniejsze hafty i inne subtelne roboty kobiece, kuglarza, łączącego sztuczki z loterią pieniężną, renomowane wróżbitki. W osobnym gabinecie, za sowitą opłatą, można było wywołać i zobaczyć cienie bliskich osób zmarłych. Ale bywało także, że nadmiernie swawolących i awanturujących się gości przywiązywano za karę do stojącego od 1492 roku pręgierza – widzowie radowali się takimi widokami jako dodatkową atrakcją… Muzyka słyszalna była również do syta i to za stosunkowo małe pieniądze – w salach resursowych i na licznych koncertach. Tak więc „artystyczni” i kupieccy przybysze, liczący na hojną kieszeń i zainteresowanie publiczności, nie mylili się!
Po kolejnym pożarze Teatru Miejskiego (czyli dzisiejszej Opery) w nocy 19 lipca 1865 roku przedstawienia sceniczne odbywały się w jednym z lokali publicznych, tymczasowo na teatr przystosowanym. I mimo przygotowań do Bożego Narodzenia, publiczność chętnie uczęszczała na opery, gdyż dobór artystów zadowalał najwybredniejszych miłośników śpiewu. No cóż – jeszcze nie znano uzależnienia od zasiadania przed telewizorem i nie było kin – szczególnie takich jak dziś, w galeriach handlowych…
A w naszych czasach, przy prawie pełnej komercjalizacji zabieganego żywota, jarmarki trwają całą dobę w większości hipermarketów i galerii – wiele osób traktuje pobyt w nich jak obowiązkowe spędzanie czasu na rynku małego miasteczka. Zachowanie gości często bywa różne, a przecież zniszczony w 1945 roku pręgierz został zrekonstruowany i odsłonięty 30 grudnia 1985 roku – przydałoby się przywrócić mu właściwą funkcję…
Naszym Czytelnikom życzę bożenarodzeniowo i noworocznie naj-naj-najlepszego, a w tym dużo dobrej zabawy. Oby za 150 lat potomni równie miło wspominali nas i nasze osiągnięcia rozrywkowo-balowe .
.
Spodobał Ci się ten artykuł? Masz konto na FB, daj link do tego tekstu, podziel się nim ze swoimi znajomymi.
Dziękujemy.
.
Opowieści Wojciecha Macha. Chcesz zrozumieć kobietę? Nawet nie próbuj bo wyjdziesz na głupka