.
Polała się krew robotnicza. Endecy rozpoczynają walki bratobójcze
„Tydzień Robotnika” 3 czerwca 1934 r.
Podczas wyborów w Łodzi bojówkarze endeccy napadli na robotników socjalistycznych rozklejających afisze P.P.S. Jeden z napadniętych Tomczyk padł we krwi przebity polsko – hitlerowskim nożem.
Teraz znowu w Warszawie, w centrum dzielnicy robotniczej na Wolskiej banda ONR-u, zamknięta w swoim lokalu, strzela salwami do robotników pepesowców, stojacych przed swym lokalem partyjnym. Znów polała się krew. Siedmiu towarzyszy s PPS Rydz, Czerwiński, Dziemkowski, Szulewski, , Barański, Zieliński i Chmielewski padło na bruk ciężko ranionych kulami endecko-hitlerowskich chuliganów.
Uzbrojone i umundurowane za pieniądze fabrykanta Franaszka i właścicieli fabryk cukierków pod firmą Framboli – Kiełbasińskich – bandy opryszków rzucane zostały widać planowo i z rozmysłem do walki bratobójczej. Kapitaliści przystąpili do urzeczywistnienia swych marzeń o fizycznem zniszczeniu socjalizmu. Pchają do tego swoich paniczyków, którym nie wystarcza wyładowania energii w domach publicznych i szynkach i szukają jej ujścia w mordowaniu robotników. Pierwsza krew się polała.
Ale niechaj draby kapitalistyczne nie myślą, że ta drogą uda się im rozpętać długotrwałe walki w łonie klasy robotniczej podobnie tym jakie sprowokowali w Łodzi w 1907 r? – Odpór będzie natychmiastowy i zdecydowany.
.
Dziennikarz „Tygodnia Robotnika” pyta poszkodowanego w wypadkach na Woli robotnika:
-Opowiedzcie o wypadkach na Woli.
-Ano cóż, zaczęli najpierw prowokować nas antysocjalistycznymi okrzykami, potem rzucili stołek do lokalu, a gdy jeden z naszych towarzyszy wyszedł przed ganek, zasypali go kulami. I później, co który się pokazał na progu – to o0ni – trach do niego. Dwóch ranili w lokalu.
-Iluż ich mogło być?
-Przed przyjściem policji część uciekła, ale potem, jak obliczali było ich około 60-ciu, w tem duża liczba inteligentów – a reszta zapłaceni bezrobotni.
-A jak się ustosunkowała policja do zajścia?
[ ten fragment został skonfiskowany przez cenzurę ]
-No a jak było w szpitalu Dzieciątka Jezus?
-Dopiero w czwartek założono nam dwóm – tylko mnie i jeszcze jednemu opatrunek, gdyż zaraz po zajściu to było tylko taki suchy prowizoryczny. Inni musieli jeszcze dłużej czekać, a przecież byli tacy jak Barański, ranny w brzuch, któremu przez kilka dni wcale nie wyjęto kuli i inni również poranieni. Dopiero w czwartek po telefonach z OKR-u zaczęli się inaczej do nas odnosić.
-Jaki był stosunek lekarzy i personelu szpitalnego do was?
-Że gorszy już być nie może. Zachowanie lekarzy, zwłaszcza jednego z nich, było niesłychanie ordynarne. Ten doktór, który robił prześwietlenia nazywał nas rozbójnikami i bandytami, traktował nas nie tylko jako wrogów politycznych, ale jak przestępców. Mówił, że to myśmy napadli, że szkoda, że nas celniej nie trafili. A przecież doktor to nie powinien patrzeć, kogo on leczy, tylko pomagać, to takie jego prawo.
„Tydzień Robotnika” nr 38 z 17 czerwca 1934 r.
.
Ekspansja nacjonalizmu i mowy nienawiści. Odrodzenie skrajnej prawicy w Polsce