Częstochowa w okresie międzywojennym – foto Narodowa Agencja Cyfrowa
.
Grzegorz Wojciechowski
.
26 marca, w czwartek 1936 roku, doszło w Częstochowie do krwawych starć bezrobotnych z policją. Mieszkańcy miasta demonstrowali przed gmachem „Funduszu Pracy”.
Przyczyną tych rozruchów był brak informacji o wielkości świadczeń socjalnych i funduszy na roboty publiczne, o ile w roku 1935, w mieście, w którym wówczas było 6000 bezrobotnych przeznaczono na ten cel milion złotych, to w roku 1936, kiedy bezrobocie wzrosło do 8000 osób bez pracy, przeznaczono na ten cel już zaledwie 425 000 zł, lecz w momencie rozruchów nie było wiadome, czy w ogóle zostaną na ten cel przeznaczone jakiekolwiek pieniądze. Obniżka wielkości pomocy społecznej na ten cel była więc ogromna. Nie tylko te świadczenia uległy obniżeniu. W roku 1935 akcja dożywiania objęła 3000 rodzin, a rok później przeznaczono na ten cel środki dla jedynie 2500 rodzin, przy bezrobociu, które wzrosło o 25% w stosunku do roku poprzedniego, było bardzo dotkliwe. W roku 1935 dożywiano 6000 dzieci, rok później na ten cel przeznaczono znacznie mniej środków, tak, że dożywianiem miało zostać objętych jedynie 3287 dzieci. Ale to nie koniec z problemami, z dniem 31 marca z powodu braku środków miano przerwać akcję dożywiania.
26 marca, kiedy to doszło do zamieszek, delegacja władz miejskich przebywała właśnie w Warszawie, negocjując przyznanie środków na roboty publiczne i na akcję dożywiania.
Tegoż dnia około godziny 12.00 przed magistratem zebrał się tłum, liczący blisko 500 osób, domagający się kontynuowania akcji socjalnych i dalszego prowadzenia robót publicznych. Jednak w magistracie nikt nie był w stanie udzielić informacji jak będzie dalej z akcja pomocy społecznej, bowiem delegacja nie powróciła jeszcze ze stolicy. Wówczas z tłumu odezwały się głosy: „Do starostwa!” i tłum ruszył w tym kierunku. Jednak po przejściu kilkuset metrów, protestujący zmienili zdanie i skierowali się na ulicę Jasnogórską, gdzie mieściły się biura „Funduszu Pracy”.
Rozgorączkowani ludzie, chcieli uzyskać wiarygodnej informacji, co będzie dalej z pomocą społeczną i na co mogą liczyć, ale nikt nie był w stanie udzielić im nigdzie żadnej informacji na ten temat. Zapytano się więc, gdzie jest kierownik delegatury „Funduszu Pracy”, ale odpowiedziano im, że wyszedł przypuszczalnie do magistratu. Uznano to zapewne za wykręt, a rozpacz i zdenerwowanie zaczęło przeradzać się w złość i agresję. W biurach przy ul. Jasnogórskiej znajdowało się czterech policjantów, którzy wypchnęli z pomieszczeń bezrobotnych na zewnątrz.
Około godziny 12.30 wzburzony tłum otoczył budynek i zaczął rzucać cegły i kamienie w okna biur . Wybite zostały wszystkie szyby zarówno od frontu budynku, jak też i z tyłu od strony podwórza, niektóre wraz z ramami.
W tym momencie policjanci oddali salwę ostrzegawczą z broni krótkiej. To bynajmniej nie ostudziło agresji tłumu, padły więc strzały w kierunku atakujących, co spowodowało obrażenia wśród sześciu osób.
W czasie, gdy na ul. Jasnogórskiej trwała strzelanina, przybyły policyjne posiłki, uzbrojone w karabiny. To ostudziło zapał demonstrantów, tym bardziej, że niezwłocznie zatrzymano kilka osób. Część demonstrantów rozbiegła się, reszta została otoczona przez policje kordonem, która przepuszczała tylko pojedyncze osoby. Natychmiast wszczęto dochodzenie policyjne.
Ranni zostali przewiezieni do szpitala N. M. Panny. Na miejsce zdarzenia przybył starosta częstochowski pan Rogowski.
Przez całe popołudnie zbierali się przed zrujnowanym lokalem „Funduszu Pracy” liczni mieszkańcy miasta, którzy oglądali sterty kamieni, powybijane okna oraz ślady po pociskach rewolwerowych, które widniały na płocie znajdującym się naprzeciw atakowanego budynku. Część otworów po kulach znajdowała się nisko, poniżej jednego metra, co świadczyło, że celowano w nogi, ale część z nich była znacznie wyżej. Charakter obrażeń jaki odnieśli ranni dowodzi, że być może nie wszyscy policjanci strzelając celowali nisko, jeden z demonstrantów został trafiony w szyję, były rany klatki piersiowej. Mogło być to wynikiem rykoszetu, ale nie koniecznie.
Przed szpitalem, gdzie przewieziono rannych w zajściach zebrał się tłum, wznosząc okrzyki, ale został on rozpędzony przez policję.
Przez cały dzień po mieście krążyły wzmocnione patrole policji.
Oficjalny komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej, w wyjątkowo obłudny sposób informował o tych wydarzeniach:
„Istniejąca przy związkach klasowych w Częstochowie sekcja bezrobotnych uległa w ostatnich miesiącach wpływom wywrotowym i w związku z tym celowo dążyła do stałego podburzania bezrobotnych i wywoływania ulicznych ekscesów…”
Oficjalny komunikat PAT oburzył częstochowian oraz prasę lewicową, która zarzucała autorowi informacji wyjątkowa obłudę.
Ranni w czasie zajść to:
Franciszek Bartocha ( ranny w brzuch ),
Stanisław Ścigała ( ranny w lewą stopę ),
Antoni Gontarek ( ranny w klatkę piersiową ),
Feliks Ścigała ( ranny w lewą dłoń ),
Aniela Bartnik ( ranna w lewy bok i w lewą rękę )
Lucjan Pietras ( ranny w szyję ).
W wyniku odniesionych ran 30 marca 1936 roku, zmarł 41–letni Franciszek Bartocha, pozostawiając w nędzy swoją rodzinę.
Ranny w szyję – Lucjan Pietras, był znany jako miejscowy działacz komunistyczny, który już wcześniej był za swoją działalność polityczną skazany na dwa lata pozbawienia wolności.
Pod zarzutem podżegania bezrobotnych do rozruchów aresztowano 8 osób.
Kierownik częstochowskiej placówki „Funduszu Pracy” p. Rybicki został odwołany ze swojego stanowiska.
.
Policyjne sprawozdanie z działalności Anarchistycznej Federacji Polski z roku 1927