Artykuły

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Henryka Worcella kłodzkie lata

.

Grzegorz Wojciechowski

.

 

Ten artykuł traktuje o moim sąsiedzie, którego miałem poznać w czasie ostatnich miesięcy jego życia, mieszkaliśmy bowiem we Wrocławiu przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie. Dziś na ścianie budynku, w którym mieszkał i tworzył  pisarz znajduje się skromna tablica pamiątkowa.

 

       „Zaklęte Rewiry”, film z 1975 roku, w reżyserii Janusza Majewskiego, w świetnej obsadzie między innymi z Markiem Kondratem w roli głównej, Romanem Wilhelmim, Stanisławą Celińską, Czesławem Wołłejką, Tadeuszem Drozdą i Stanisławem Zaczykiem jest bardzo znanym i popularnym obrazem. Mało jednak, kto wie na podstawie czyjej autobiograficznej książki został napisany scenariusz.  Powieść nosi ten sam tytuł i została wydana w roku 1936, jej autorem był Henryk Worcell, pod tym pseudonimem literackim ukrywał się Tadeusz Kurtyka. Urodził się on w roku 1909 r miejscowości Krzyż pod Tarnowem. Jego rodzice mieli tam gospodarstwo, na którym kazali pracować swoim dzieciom. Tadeusz okazał się jednak dość krnąbrnym dzieciakiem i nie chciał tego robić, nie zamierzał swojego życia spędzić w małej zapyziałej wiosce. Uciekł więc w Polskę, w wieku zaledwie 16 lat i dotarł do Krakowa, gdzie najął się do pracy w restauracji. Przeszedł tam kolejne stopnie gastronomicznej kariery, rozpoczynając ją od pomywacza, aż został kelnerem i właśnie te jego przeżycia i spostrzeżenia stały się podstawą do napisania „Zaklętych rewirów”.

To właśnie w restauracji krakowskiego „Grand Hotelu” poznał literata Michała Choromańskiego, który namówił go do pisania i wymyślił mu pseudonim, którego używał już do końca życia – Henryk Worcell. Niedługo po tym zaczął pisywać, dobrze przyjęte przez krytykę, opowiadania, a w roku 1936 wydał swoją najbardziej znaną książkę. Kilka lat przed wojną spędził w Zakopanem, gdzie poznał Kornela Makuszyńskiego, Zofię Nałkowską, Władysława Broniewskiego, Leona Kruczkowskiego, a także Witkacego i Karola Irzykowskiego. W czasie wojny został wysłany do pracy przymusowej na terenie Niemiec. Po jej zakończeniu powrócił do miasta pod Giewontem, ale nie uśmiechała mu się praca w gastronomii i z grupą Podhalan postanowił wyjechać na Ziemie Odzyskane do Kłodzka. Opisuje to  w swoim pierwszym opowiadaniu, traktującym o swoim życiu na Ziemi Kłodzkiej.

Grupa nasza, składająca się z kilkunastu ludzi zbliżała się do wsi Heinzendorf. Prócz mnie, przyjaciela mego Błażewicza i jego żony Marii, byli to ludzie z Podhala, spod Zakopanego. Więc młody, w nędzy wychowany, Staszek Ustupski; jakiś, energiczny, małego wzrostu człowiek, nazwiskiem Wiater, podobno rzeźnik pokątny; jakaś urodziwa, wiecznie nas zagadująca i wiecznie schlebiająca baba Pitońka, o której później dowiedzieliśmy się wiele brzydkich rzeczy; jakiś Jasiek w wojskowych spodniach, były milicjant, o oczach chytrze latających na wszystkie strony, jak gdyby miał zeza; dalej, wysoki góral w góralskich spodniach, o twarzy żałośnie i idiotycznie uśmiechniętej – i jeszcze kilkoro ludzi, z którymi zetknęliśmy się w schronisku w Kłodzku i którymi zajęliśmy się z własnej ochoty.

Tak pisał o swoim przyjeździe na Dolny Śląsk w lipcu 1945 roku, w wydanym w miesięczniku literacko-społecznym „Odra” opowiadaniu „Gorący dzień w Heinzendorfie”.

Właśnie w tej miejscowości, położonej niedaleko Lądka Zdroju, zdecydował się zamieszkać, razem ze swoją żoną i prowadzić gospodarstwo rolne, a w wolnych chwilach pisać.

Przewrotne bywają ludzkie losy, w 1925 roku uciekł od rodziców by nie pracować na roli i został kelnerem, teraz wyjechał z Zakopanego na wieś, ponieważ nie chciał być kelnerem.

W międzyczasie wioska, w której gospodarzył dostała polską nazwę – Skrzynka, a jej mieszkańcy stali się bohaterami jego kolejnego opowiadania „Ludzie za Skrzynki”, opisuje w nim swoich sąsiadów, o wielu pisząc z uznaniem, o innych zaś niezbyt pochlebnie:

   Emerytowany i schorzały etnolog, profesor W. i jego dzielna żona, która niewiadomo jakim cudem daje sobie radę z gospodarstwem na samym końcu wsi. Pani S., dawna obywatelka ziemska, która teraz prowadzi 20-hektarowe gospodarstwo i sama wykonuje wszelkie roboty w oborze. Nauczycielka G., która pragnąc scalić niesforny, różnorodny element uczniowski, musiała stosować odrębne, przez siebie wykoncypowane metody wychowawcze. A z drugiej strony: rodzina N.. której członkowie uprawiają średniowieczne czary, noszą pod pachą kurze łapki, „szeptają” krowom do ucha, stosują zaklęcia i zupełnie pogańskie gusła. Rodzina C., która w walce z sąsiadami zdolna jest zachwaszczać im pola, podeptać nocą ogródek warzywny, rzucać kamienie w zboże, a oszczerstwa na ludzi, fałszywie oskarżać o relacjonizm i krzywoprzysięgać – istne nasienie rodem z piekła. Idiotyczni T., nie wiedzący w jaki sposób zakręcą się kurek przy wodociągu, nie umiejący czytać ani pisać, wzbraniający się wszelkimi siłami przed pójściem na wieczorowe kursy dla analfabetów.

   Pisał też o prawie powszechnym alkoholizmie, panującym we wsi, jego obraz tej społeczności był bardzo realistyczny i stosunkowo dobrze przyjęty przez krytykę.

Nie należy natomiast się zbytnio dziwić, że części jego  sąsiadów, te oceny nie spodobały się i w konsekwencji dochodziło do konfliktów pomiędzy nimi a pisarzem-rolnikiem.

Z okresu pobytu w Skrzynce Worcell opublikował  napisaną w 1948 roku kolejną powieść,   „Wotan odjechał pociągiem” oraz kilka innych reportaży i opowiadań, wśród których na uwagę zasługuje „Grzech Antoniego Grudy”, która doczekała się ekranizacji w roku 1975. Film reżyserował Jerzy Sztwiertnia, scenariusz napisali Janusz Krasiński, Witold Adamczyk i Jerzy Sztwertnia, a wystąpili w nim tak znani polscy aktorzy jak Elżbieta Kępińska, Franciszek Pieczka, Zdzisław Maklakiewicz, Gustaw Lutkiewicz czy Wirgiliusz Gryń. Zdjęcia realizowano w pobliżu Trzebieszowic i Stronia Śląskiego czyli w miejscu, gdzie toczyła się akcja powieści Worcella.

W 1949 roku postanowił zaprzestać uprawiania roli i zrezygnował z wiejskiego życia. Zdając gospodarstwo rolne musiał zapłacić pokaźną sumę 100 000 zł, która uzyskał ze sprzedaży inwentarza i jego wyposażenia. Wówczas przeniósł się wraz z żoną do niezbyt odległych Trzebieszowic, położonych zaledwie kilka kilometrów od Lądka Zdroju, gdzie dostał pracę jako bibliotekarz, dzięki temu mógł w zdecydowanie większym stopniu poświęcić się pisaniu, co było jego największym marzeniem.

W swoich reportażach dalej opisywał stosunki społeczne w swoim miejscu zamieszkania, co powodowało, że ponownie popadł w konflikt z dużą częścią mieszkańców. Ten jego realizm w opisywaniu rzeczywistości szybko zaowocował lawiną donosów na niego, pisanych nie tylko do miejscowych władz, ale i znacznie wyżej.

Konflikt ze środowiskiem doprowadził do dwóch bardzo negatywnych zdarzeń w jego życiu, które miały miejsce w roku 1949. Najpierw został pobity, i to tak dotkliwie, że stracił oko, zainteresował się nim również i Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Bystrzycy Kłodzkiej. Miejscowi ubecy wykorzystali donosy, aby postawić mu zarzut działania przeciwko nowemu porządkowi politycznemu, oczywiście był to brutalny szantaż, Worcell podpisał jednak zobowiązanie o współpracy z Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego, nadano mu pseudonim „Korzeń”.

W roku 1955 wstąpił do PZPR, co spowodowało, że został wykreślony z listy tajnych współpracowników UBP. Po wydarzeniach roku 1956 wystąpił z partii i przeniósł się wraz z rodziną do Wrocławia.

Oddając się wyłącznie pracy pisarskiej, zyskał duży autorytet w środowisku miejscowych literatów. Jednak w latach 1964 – 1973 ponownie zostaje tajnym współpracownikiem, tym razem Służby Bezpieczeństwa.

W latach 1968-1971 pełnił funkcję prezesa wrocławskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Zmarł 1 czerwca 1982 roku we Wrocławiu.

.

Opowieści Grzegorz Wojciechowskiego: Buddyści z Gór Stołowych

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Wiosna Ludów na Dolnym Śląsku. Masakra w Świdnicy

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Lądecki basen, w którym kąpał się sam Fryderyk Wielki

Nowe książki: Grzegorz Wojciechowski – „Sekrety ziemi kłodzkiej|”.

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Z dziejów kłodzkiej twierdzy. Dwa serca przeciw koronie

Kto ma pszczoły ten ma miód

Inne z sekcji 

Nieco historii o jazzie nad Odrą

. W rozmowie z Izabellą Starzec rozmawia red. Bogusław Klimsa, dziennikarz telewizyjny, dokumentalista i muzyk Izabella Starzec: Przed laty podjął się pan udokumentowania historii Jazzu nad Odrą od jego pierwszej edycji w 1964 roku i tak powstała wspólna z śp. Wojciechem Siwkiem publikacja, która opisała 50 lat tej imprezy. Jak wyglądała praca nad książką? – […]

Z podróży Zeppelina nad Atlantykiem

. „Goniec Wielkopolski” nr 241 z 18 października 1928 roku. Z podróży Zeppelina nad Atlantykiem Do stałej komunikacji transatlantyckiej potrzebny jest większy sterowiec.    Nowy York,  17.10. Sterowiec hr. Zeppelin został dopiero dziś o godzinie 3-ciej ( czas amerykański ) wprowadzono do hangaru na lotnisku w Lakehurst. Po wylądowania załogi sterowca, zwróciło się przeszło pięćdziesięciu […]