.
Grzegorz Wojciechowski
.
Pierwsza wzmianka o skaczącej na nartach kobiecie pochodzi ze stycznia 1862 roku z Norwegii, w miejscowości Trysil, skakała tam Ingrid Vestby. W roku 1897 pojawiły się doniesienia, że niespełna dziesięcioletnia Regna Pettersen na skoczni Mesterbaken w Nydalen skoczyła 12 metrów. Pod koniec XIX wieku w położonej w pobliżu Oslo miejscowości Asker odbywały się zawody z udziałem kobiet.
W tym czasie zaczęła dominować pewna pseudonaukowa teoria, która głosiła, że kobiety rodzą się z pewnym ograniczonym zasobem energii witalnej, która przede wszystkim powinna być wykorzystywana dla potrzeb rozrodczych, uprawianie sportu, szczególnie profesjonalnie, który powoduje wzmożony wysiłek fizyczny pozbawia kobiety części owej energii. Ta głupawa teoria miała olbrzymi wpływ na udział kobiet w życiu sportowym, w tym oczywiście w skokach na nartach.
Kobietom nie da się jednak czegoś zabronić, jeżeli czegoś pragną to muszą to mieć, taka już jest ich natura. Po to, aby realizować swoje marzenie o skakaniu, dziewczęta zaczęły przebierać się za chłopaków, by dać upust swej namiętności do tego sportu, dlatego też wiele z ich osiągnięć pozostała na zawsze anonimowa. O ile skoki mężczyzn coraz bardziej były traktowane jako dyscyplina sportowa, to skoki kobiet, jeśli już gdzieś je tolerowano, były uznawane za zabawę, co niewątpliwie bardzo utrudniało rozwój skoków kobiecych jako dyscypliny sportowej i zamykało im drogę do profesjonalnego uprawiania tego pięknego sportu. Mimo tych ograniczeń panie skakały. W pierwszej dekadzie XX wieku dominowała Norweżka Hilda Stang. W roku 1902 skoczyła 14,5 metra, a w roku 1910 aż 21 metrów, każdy z tych wyników był nieoficjalnym rekordem świata.
Do tego czasu mało było informacji o uprawianiu tej dyscypliny przez kobiety w krajach alpejskich. Przełom nastąpił w roku 1911, kiedy to w austriackim Kitzbühel, 24 – letnia autentyczna hrabina Paula von Lamberg skoczyła 22 metry, zdobywając palmę pierwszeństwa w świecie. Ta odważna, a przypuszczalnie i niezwykle przebiegła kobieta, swój słynny skok oddała skacząc w spódnicy. Do dziś jedni twierdzą, że zrobiła tak specjalnie, aby zwiększyć powierzchnię nośną, inni zaś uważają, że jako hrabiance nie wypadało jej, poniewierać się po skoczni w portkach jak jakiemuś parobkowi. Paula von Lamberg miała niewątpliwie duże ciągoty do sportów ekstremalnych i niestety zakończyło się to dla niej tragicznie. Zginęła w roku 1927 w czasie wyścigu samochodowego w Berchtesgaden pilotując samochód swojego męża, w wieku zaledwie 40 lat.
Hrabina Paula von Lamberg
.
U progu I wojny światowej, w marcu 1914 roku, w norweskim Trondheim na skoczni Gråkalbakken odbył się konkurs, gdzie startowało 28 pań.
W okresie międzywojennym pojawiła się nowa teoria „medyczna”. W roku 1926 został opublikowany w roczniku „Wintersport” artykuł pewnego „znawcy” fizjologii kobiet Gustava Klein-Dopplera, twierdził on, że kobieca fizjologia w sposób zdecydowanie różni się od męskiej i obecnie nie ma badań, które pozwoliłyby dopuszczać kobiety do uprawiania narciarstwa. Jego zdaniem byłby to zbyt niebezpieczny eksperyment. Wtórował mu inny działacz sportowy Christl Cranz, twierdząc, że skoki i biegi narciarskie, to konkurencje wymagające dużo wytrzymałości i wysiłku fizycznego, co wyrządziłoby kobiecie krzywdę.
Po wojnie w Alpach pojawiła się panna Engelbrecht, pochodząca z Monachium, zwana tam „Amazonką skoków”.
Tymczasem po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego dziewczyny też nie próżnowały. Silny ośrodek narciarski istniał w Revelstoke, działał tam klub narciarski założony przez norweskich emigrantów. Właśnie w tej narciarskiej miejscowości pojawiła się pierwsza gwiazda z Ameryki – Isabela Patricia Coursier, która oddała na treningu skok na odległość 100 stóp, czyli ok. 30,5 m i to bynajmniej nie w spódnicy, ale w spodniach. Isabel była prawdziwą gwiazdą amerykańskiego narciarstwa.
Startowała na zawodach jakie odbyły się w 1923 roku, na oblodzonych stokach góry Mount Rainier w stanie Washington, z udziałem licznej publiczności, obserwował ją tam prezydent USA Warren Harding.
Wróćmy jednak do Norwegii, gdyż tam w roku 1926 Olga Belsted – Eggen uzyskała 26 metrów.
Nastały lata trzydzieste minionego wieku a wraz z nimi na norweskich skoczniach pojawiły się dwie dziewczyny Hilda ( „Nussi”) Braskerund i Johanne Kolstad, zaczęły robić szybką karierę. Szczególnie Kolstad, tylko w 1931 roku uzyskała najpierw 31 m, później 40, aby skoczyć pod koniec sezonu 46,5 m, to był szok dla sportowego świata. Ale Johanne nie zamierzała na tym poprzestać w roku 1932 skoczyła aż … 62 m !. „Nussi też radziła sobie nieźle, chociaż była młodsza od swojej koleżanki o trzy lata. Na norweskich skoczniach stały się swojego rodzaju skaczącymi maskotkami.
Marzyły o skakaniu na słynnej skoczni Holmenkollbakken w Oslo, ale niestety norweskie władze narciarskie nie zezwoliły im na to. Jest to zbyt ważna skocznia, aby robić z niej cyrk – argumentowano.
To co działo się w Norwegii nie zostało nie zauważone w Ameryce, a w szczególności w środowisku norweskich emigrantów. W 1933 roku dziewczyny zostają zaproszone do USA przez władze norweskiego klubu narciarskiego z Illinois, aby tam startować. Johanne miała wówczas 20 lat, Braskerund 17. Pojechała tylko starsza, „Nussi” pozostała w domu ponieważ mama i tata nie zezwolili jej na wyjazd.
Młoda dziewczyna z biednej, zagubionej w górach, norweskiej miejscowości, wyruszyła na podbój Ameryki. Do Nowego Jorku przypłynęła na pokładzie słynnego luksusowego parowca „Aquitania”.
Ameryka wita ją z honorami, czekał na nią duży tłum ludzi, port pasażerski przyozdobiony był flagami norweskimi i amerykańskimi, była orkiestra składająca się z pięćdziesięciu muzyków. Johanne musiała przejść przez honorowy szpaler złożony z członków norweskiego klubu narciarskiego, ubranych w niebieskie kombinezony narciarskie.
W czasie pobytu za oceanem brała udział w 25 oficjalnych zawodach w skokach. Nazywano ją tam „Królową Nart” albo „Królową Niebios”. Na jeden z jej występów przyszło prawie 20 000 widzów. Przed powrotem do ojczyzny, w dniu 6 marca 1938 roku, startowała w konkursie jaki się odbył w Berlinie w New Hempshire, poszybowała tam na odległość 72 metrów. Wynik ten nie został pobity przez następne 34 lata. Kilka dni po tym wydarzeniu otrzymuje list z komitetu Olimpijskiego Stanów Zjednoczonych z gratulacjami i oficjalnym potwierdzeniem tego wspaniałego rekordu.
W 1940 roku w czasie zawodów rozegranych w Oslo na skoczni Midtstrubakken, po raz kolejny daje znać o swoich nieprzeciętnych umiejętnościach i skacze 70 metrów.
Johanne Kolstad umiera w zapomnieniu w górach w Vang Voldre 5 września 1997 roku. Po latach, w starych domowych szpargałach, jej wnuki odnalazły pamiątki po swojej babci – „Królowej Niebios”, dzięki temu poznajemy na nowo zapomnianą historię jej niezwykłego życia.
Nastały ponure czasy II wojny światowej, gdzie nikt nie myślał o sporcie, gdy nastał pokój ktoś wymyślił kolejną głupawą teorię, iż skoki narciarskie powodowały u kobiet bezpłodność. Podczas oddawania skoków, a szczególności lądowania, mogło bowiem, zdaniem twórców tej teorii, dojść do pęknięcia macicy, albo oberwania jajników. Spowodowało to niewątpliwie spadek zainteresowania uprawianiem tej dyscypliny. Wspomnieć jednak należy o dokonaniach Anne-Lise Hexberg z Nittedal w Norwegii, która jednak nie zbliżyła się do osiągnięć Kolstad.
Po wojnie zmieniają się warunki do uprawiania skoków na nartach, powstają nowoczesne skocznie, poprawia się jakość sprzętu i techniki skoku, to wszystko powoduje, że i wyniki są coraz lepsze, skacze się dużo dalej niż jeszcze 20 czy 30 lat wcześniej.
Ożywienie w damskich skokach następuje dopiero w latach siedemdziesiątych, znowu Norweżka Anita Wold skacze najdalej na świecie. Najpierw w swojej ojczyźnie w Meldal w 1972 roku jest to 80 metrów i zabiera Johannie Kolstad jej wspaniały długowieczny rekord, dwa lata później Strbske Pleso jest widownia jej kolejnego rekordu – 94 m. W 1976 r, w Sapporo skacze 97,5 m. Jak wielki to był wynik niech najlepiej świadczy fakt, iż Mistrz Olimpijski na tej skoczni Wojciech Fortuna uzyskał tam w konkursie olimpijskim w roku 1972 – 111 m i 87,5 m.
Sto metrów było już tylko kwestią czasu, staje się to w roku 1981 za sprawą Finki Tiiny Lethola, która w dalekim znanym nam z Pucharu Świata Kuusamo skacze 110 m. i wynik ten jest kobiecym rekordem aż do roku 1989, kiedy poprawia go o metr Norweżka Marette Kristiansen . W tym roku na skoczniach króluje Austryjaczka Eva Ganster, mając 16 lat ustanawia w norweskiej stolicy sportów zimowych w Lillehammer nowy najlepszy wynik. Evie jednak było mało, skakać na skoczniach normalnych, w 1997 roku próbuje swych sił na „mamucie” w Bad Mitterndorf w Austrii i osiąga aż 167 m.
Nowa granica kobiecych możliwości przesuwa się niesamowicie szybko w górę, mówi się już w narciarskim świecie, że 200 metrów to tylko kwestia czasu.
Nastał nowy XXI wiek, a wraz z nim na skoczniach pojawiła się nowa austriacka gwiazda skoków Daniela Iraschko. Ta dwudziestoletnia dziewczyna skacze na skoczni Kulm w Bad Mitterndorf najpierw 188 m,, a następnie 29 stycznia 2003 roku osiąga odległość, o której zapewne nawet nie marzyła jej rodaczka latająca hrabina Paula von Lamberg – 200 metrów !!!
Nadeszły dobre lata dla kobiet w skokach narciarskich, coraz więcej ich jest na skoczniach, coraz więcej imprez rozgrywa się z ich udziałem, Mają własne zawody o Puchar Świata, odbywają się Mistrzostwa Świta Kobiet, nareszcie też mogą brać udział w Igrzyskach Olimpijskich.
Zawodniczki jednak czuły się bardzo rozczarowane faktem, że na Igrzyskach Olimpijskich w 2010 roku w Vancouver nie pozwolono im jeszcze skakać, sprawa nawet znalazła się w sądzie.
W 2014 roku w Soczi, nareszcie oglądaliśmy olimpijskie zmagania kobiet w skokach narciarskich. Po wielu ciężkich latach doczekały się panie pełnej emancypacji w tym pięknym sporcie.
A jak było w Polsce z kobiecym skakaniem?
Trzeba z dumą napisać, że i my mamy się kim pochwalić. Naszą fruwającą kobietą była Elżbieta Michalewska – Ziętkiewiczowa. Jej data urodzenia nie jest dokładnie znana, niemniej jednak przyjmuje się powszechnie, iż urodziła się w roku 1894. W wieku siedemnastu lat pojawiła się w Wiedniu, by kształcić się w szkole muzycznej i doskonalić grę na fortepianie. Temperament jej nie pozwalał jedynie na zajmowanie się muzyką. Zetknęła się w stolicy Austro–Węgier ze środowiskiem Polaków narciarzy, którzy założyli w Austrii klub sportów narciarskich CAP. Młoda Ela poznaje uroki „białego szaleństwa”. Startuje w biegach narciarskich, zjeżdża na nartach ze stromych alpejskich zboczy, wspina się na szczyty. Przypuszczalnie wówczas próbuje skoków na nartach, skacze kilkanaście metrów często więcej niż niejeden mężczyzna.
Po wojnie i wybuchu polskiej niepodległości Ela Michalewska pojawia się w Polsce, startuje w wielu zawodach sportowych. Około roku 1920 – 1921 wyszła za mąż za oficera Wojska Polskiego kpt. Władysława Ziętkiewicza, działacza sportowego.
W roku 1924 jako pierwsza Polka zostaje wyznaczona do reprezentowania naszego kraju na zawodach Tygodnia Sportów Zimowych w Chamonix, który później zostanie decyzją MKOL uznany za I Zimowe Igrzyska Olimpijskie.
Trzeba otwarcie powiedzieć, że jej wyjazd na te zawody jest co najmniej niezrozumiały. W programie imprezy nie było bowiem żadnej konkurencji narciarskiej przeznaczonej dla kobiet, toteż w zawodach nie wystartowała. Ponoć ktoś poinformował polskie władze sportowe, że mają się odbyć zawody pokazowe z udziałem pań, ale tak się nie stało.
Po nieudanym olimpijskim debiucie często startuje w Polsce i za granicą, osiągając liczne sukcesy. Krótko przed wybuchem II wojny światowej rozwodzi się z mężem, który wkrótce w roku 1940, ginie we Francji śmiercią żołnierza.
Okres okupacji nie przynosi jej chluby, podpisała volkslistę, po wojnie wyjechała do Wielkiej Brytanii a następnie do Kanady, nie wiemy jak dalej potoczyły się jej losy i kiedy zmarła.
Widzimy więc jak długą drogę musiały przejść kobiety, zanim doczekały się pełnych praw w tej dyscyplinie sportu. Życzymy im pięknych i długich skoków i szczęśliwych lądowań.
.
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Szachy to niebezpieczna gra
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: W Zakopanem bojkot fińskiego trenera
Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Tor łyżwiarski na Małym Stawie czyli karkonoskie Medeo