Artykuły

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Marlena wracaj do domu!

.

Grzegorz Wojciechowski

.

Dopiero w maju 2002 roku władze miejskie Berlina zdecydowały się, aby wielkiej córce swojego miasta Marlenie Dietrich nadać  honorowe obywatelstwo niemieckiej stolicy. Z rąk burmistrza miasta Klausa Wowereita, akt nadania odebrał wnuk aktorki John Michael Riva.

Relacje słynnej aktorki i piosenkarki z Berlinem i z berlińczykami okazały się trudne i bolesne dla artystki.

Marie Magdalene Ditrich z urodzenia była berlinianką, tutaj bowiem 27 grudnia 1901 roku przyszła na świat. Jej ojciec był oficerem policji, matka pochodziła z rodziny mieszczańskiej.

Jej kariera aktorska rozwijała się początkowo wolno, uczęszczała do szkoły teatralnej, uczyła się gry na skrzypcach zdobywając w ten sposób wykształcenie muzyczne. Szybko wyszła za mąż za technika filmowego Rudolfa Siebera, ale nie przyjęła jego nazwiska, w wieku 23 lat urodziła swoje jedyne dziecko Marię. Przez kilka lat tańczyła w balecie i grała niewielkie role w niskobudżetowych filmach, pojawiała się też w teatrze, aby zagrać jakiś epizod. Wówczas to wpadła w oko amerykańskiemu reżyserowi pochodzenia austriackiego Josefowi von Sternbergowi, który miał już zrealizowanych kilka filmów, takich jak „Ludzie podziemni” (1927), „U wrót śmierci” (1929). Do Niemiec przyjechał z zamiarem zrealizowanie swojego kolejnego filmu, miał on opowiadać o  miłości starego nauczyciela do młodej piosenkarki kabaretowej i o jej  tragicznych konsekwencjach.

Główną rolę męską miał grać Emil Jannings, jedna z największych postaci niemieckiego kina tego okresu. Jego kontrakt gwarantował mu olbrzymią gażę 200 000 marek. Von Sternberg nie miał jednak obsadzonej głównej roli kobiecej – Loli Loli. Reżyser rozpoczął więc poszukiwania partnerki dla niemieckiego gwiazdora, postanowił przeszukać berlińskie teatrzyki i teatry, w jednym z nich grano sztukę „Zwei Krawatten” (Dwa krawaty) i właśnie wówczas wypatrzył tam długonogą blondynkę, bardzo naturalną w zachowaniu na scenie, i to właśnie jej zaproponował tę rolę. Oczywiście, że Marlena Dietrich wyraziła zgodę, mimo że miała  grać za śmiesznie małą gażę w porównaniu przy Janningsie bo zaledwie za 5000 marek, co wówczas bynajmniej dla Marleny nie było wcale tak mało.

„Błękitny anioł”, gdyż tak właśnie nazywał się ten film, odniósł olbrzymi sukces, a jego gwiazdę bynajmniej nie był stary rozkapryszony niemiecki aktor, ale niespełna trzydziestoletnia Dietrich. Zaraz po tym sukcesie, w 1930, Marlena opuściła Berlin, udając się razem z mężem i córką do Ameryki, aby rozwijać swój talent. To właśnie tam grała główną rolę w filmach  Josefa von Sternberga „Maroko”, a jej partnerem był Gary Cooper, film przyniósł jej uznanie amerykańskiej widowni i szacunek w świecie aktorskim. Niedługo później wystąpiła w kolejnym filmie tego reżysera „Szanghaj Ekspres”.

.

Kiedy w Niemczech rozpanoszył się Adolf Hitler ze swoją brunatną zgrają, Marlena wyraźnie okazała niechęć nazistom. Zaś kiedy wybuchła wojna zrzekła się swojego niemieckiego obywatelstwa, stając się Amerykanką. Nie wiedziała wówczas tego, że Führer, był entuzjastą jej talentu. Co by było, gdyby nie wyjechała do Ameryki? Czy stałaby się ikoną faszystowskiego niemieckiego kina? Wydaje się jednak, że nie, bowiem jej niechęć do faszyzmu była zbyt głęboka, wynikała z wartości moralnych, które wyznawała i które były częścią jej osobowości.

Kiedyś Joseph Goebbels, który był zafascynowany filmem, wysłał na spotkanie z nią swojego człowieka, który zaproponował jej powrót do III Rzeszy.

Marlena nie wyraziła na to zgody, jak pisze Rory Maclean, miała mu odpowiedzieć:

– Przysyła do mnie „takich ważnych urzędników… tylko dlatego, że widział mnie w „Błękitnym aniele” i chce wskoczyć do tych koronkowych majtek.

W ten sposób oceniła intencje Goebbelsa i okazała mu brak swojego zainteresowania.

W latach trzydziestych stała się jedną z największych gwiazd światowego kina. Grała w wielu filmach, śpiewała i wydawała płyty. Kiedy Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej jeździła na koncerty, śpiewając na froncie alianckim żołnierzom.

Hitleryzmem się brzydziła, miała wielki żal do swojego narodu, o to że bezkrytycznie, ślepo zaakceptowali zło i zbrodniczą ideologię.

Czy tęskniła za swoim krajem i Berlinem? O tym napisała w swoich wspomnieniach, pisząc po latach o swoim rodzinnym mieście:

Gdy słucha się mojej płyty pod tytułem Berlin – Berlin, wiadomo, gdzie ulokowałam serce!

Dzięki Bogu jestem berlinianką! Mówię „dzięki Bogu”, gdyż berliński humor przez cały czas ułatwiał mi życie i nie pozwolił utonąć w zgryzotach świata.

.

Kiedy nastał czas pokoju i faszyzm skonał wraz z jego wodzem, Marlena Dietrich przyjechała do Berlina, była ubrana w wojskowy amerykański mundur. W ruinach miasta szukała tego co było dla niej bliskie i bliskich jej ludzi. Chodziła szukając miejsc, które odwiedzała kiedyś codziennie, ale wiele z nich już nie istniało, zamieniło się bowiem w sterty gruzów. W Berlinie spotkała swoją matkę, razem obie poszły zobaczyć dom, gdzie kiedyś mieszkały, jednak pozostał po nim już tyko gruz. Miesiąc później matka Marleny zmarła na atak serca.

Kiedy w roku 1960, a więc już piętnaście lat po II wojnie światowej, przyjechała ponownie do Berlina Zachodniego, aby zobaczyć swoje rodzinne miasto, to nie została przyjęta życzliwie, a wręcz wrogo. Już przed przyjazdem do Niemiec, wysyłano skierowane do niej listy pełne obelg. Wprawdzie burmistrz miasta Willy Brandt przywitał ją serdecznie i z dużą pompą, ale natrafiła na opór berlińczyków. Dochodziło do demonstracji rozhisteryzowanych patriotów, którzy nie mogli wybaczyć jej, że nie poparła faszyzmu, zrzekła się niemieckiego obywatelstwa  i wsparła aliantów. Na ulicach krzyczano: „Marlene Go Home!” („Marlena do domu!”). W Berlinie miała wystąpić pięć razy, ale z powodu bojkotu odbyły się jedynie jej trzy występy. Chętnych nie było wielu, aby ratować sytuację doszło do tego, że zaczęto część biletów rozdawać za darmo na ulicy. W Niemczech panowała powszechna atmosfera potępienia. Niemcy, jak się okazało,  mimo wiedzy o ogromach faszystowskich zbrodni nie przeszli jeszcze gruntownej odmiany moralnej. Wciąż nie potrafili oddzielić patriotyzmu od faszyzmu i jego skutków, uznając, że w wyniku wojny to oni zostali skrzywdzeni. Okazało się jednak, że w tak dużym mieście jakim był Berlin Zachodni, potrafiła już znaleźć się grupa ludzi, która umiała inaczej spojrzeć na swoją najnowszą historię i zrozumieć intencje Marleny Dietrich i sala w czasie koncertów okazała jej olbrzymią sympatię, artystka bisowała aż osiemnaście razy.

Na zakończenie swego tournee planowała zaśpiewać: „Wciąż mam walizkę w Berlinie” (Ich  habe noch einen Koffer in Berlin), ale zaśpiewała „Nie pytaj, czemu odchodzę (Frag nicht warum ich gehe).

Marlena Dietrich nigdy więcej już za życia nie powróciła do Berlina i Niemiec, chociaż miała dość blisko, bowiem zamieszkała w Paryżu, gdzie  zmarła 6 maja 1992 roku.

Po jej śmierci, trumna z jej zwłokami spoczęła na jednym z berlińskich cmentarzy w skromnym grobie, koło swojej matki Josefine. Kilka lat po jej pogrzebie nieznani sprawcy sprofanowali jej grób.

.

.

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Berlinale i skandale

Rudowłosa Clara Bow

Greta Garbo – początki kariery

21 Międzynarodowy Festiwal Filmowy „Nowe Horyzonty”

Inne z sekcji 

Nieco historii o jazzie nad Odrą

. W rozmowie z Izabellą Starzec rozmawia red. Bogusław Klimsa, dziennikarz telewizyjny, dokumentalista i muzyk Izabella Starzec: Przed laty podjął się pan udokumentowania historii Jazzu nad Odrą od jego pierwszej edycji w 1964 roku i tak powstała wspólna z śp. Wojciechem Siwkiem publikacja, która opisała 50 lat tej imprezy. Jak wyglądała praca nad książką? – […]

Z podróży Zeppelina nad Atlantykiem

. „Goniec Wielkopolski” nr 241 z 18 października 1928 roku. Z podróży Zeppelina nad Atlantykiem Do stałej komunikacji transatlantyckiej potrzebny jest większy sterowiec.    Nowy York,  17.10. Sterowiec hr. Zeppelin został dopiero dziś o godzinie 3-ciej ( czas amerykański ) wprowadzono do hangaru na lotnisku w Lakehurst. Po wylądowania załogi sterowca, zwróciło się przeszło pięćdziesięciu […]