Był koniec października. Koleje stanęły. Ale nagle gruchnęła wieść o manifeście październikowym – o upadku absolutyzmu. Żeromski promieniał cały. Dzielił się z przyjaciółmi marzeniami o tym, co najbliższa przyszłość Polsce przyniesie. Przyjaciele nie chcieli sączyć zwątpienia do jego duszy.
l listopada 1905 roku zaimprowizowano zebranie na wzgórzu. Przyszli socjaliści, przyszła i narodowa demokracja, z inteligencją miejscową i starym działaczem, chłopem Poniatowskim, na czele. Endecy przemawiali hamująco, przestrzegali przed rozpętaniem ruchu. Prawili dużo o jedności narodowej. świetnie się rozprawił z nimi Daniłowski, który dowodził, że jedność działania rewolucyjnego jest najlepszą formą jedności narodowej. „Patrzcie – mówił – jak wszystko w kraju stanęło na jedno skinienie, Gotowe do walki z caratem. Do takiej jedności czynu was wzywamy”.
A potem przemawiał Żeromski. Jak dziś, pamiętam jego postać na wzgórzu z rozwianym włosem. Oczy jego rzucały błyskawice, a słowa padały mocne, ważkie i ciężkie. Gromił ugodę i słabość, nawoływał do ofiarnego czynu. Przypomniał, że masy pracujące – robotnicze i chłopskie – są narodem, a poza tym narodem pozostanie tylko garstka zdrajców i zaprzańców. „Kto chce walki o niepodległość i lepszą przyszłość narodu, ten pójdzie z nami – za czerwonym sztandarem!”.
I tłum za przewodem Żeromskiego opuścił wzgórze, śpiewając „Czerwony Sztandar” i wznosząc go. Na wzgórzu pozostała mała garstka zwolenników narodowej demokracji. W niedzielę 5 listopada odbył się w Nałęczowie ogromny wiec. Znowu przemawiał Żeromski. Nie słyszałem go jednak, gdyż wyjechałem w sprawach partyjnych do Lublina, gdzie jednymi ulicami kroczył pochód socjalistyczny, drugimi – tak zwany „pochód narodowy”. (Wówczas zatrzymałem się u tow. Kratowskich – ich mieszkanie przy ulicy Gubernatorskiej było ośrodkiem ruchu. Przemawiał między innymi
tow. W. Trzciński Kiejstut, którego na parę dni przedtem poznałem w Nałęczowie u Daniłowskich).
Już 12 listopada rozklejono ogłoszenia o stanie wojennym. Zaczęła się reakcja. Od czasu wpadał do Nałęczowa oddział kozacki, przeprowadzając rewizje. Pamiętam, jak w tym czasie chodziłem po parku dokoła stawu z drem Przemysławem Rudzkim ( nie trzeba go mieszać z dr. Stefanem
Rudzkim, przywódcą P. P. S. w Lublinie ). Dr. R. od czasu do czasu przystawał, wyrzucał z kieszeni i z za poły płaszcza butelki i wrzucał do stawu. Byłem tern zdziwiony. Za chwilę sprawa się wyjaśniła. Nałęczowscy robotnicy, należący do P. P. S., rozbili monopol w okolicy. Niektórzy, zamiast rozbić butelki na miejscu, jak to się zwykle czyniło, zabrali je sobie, a tu z dnia na dzień oczekiwano rewizji, butelki zaś stanowiły dowód winy. Dr Przemysław Rudzki podczas wizyt lekarskich, aby ochronić towarzyszy, zabierał od nich butelki i niepostrzeżenie wrzucał do stawu.
Do Żeromskiego ludność odnosiła się z pietyzmem, a endecy psy na nim wieszali.
29 listopada w domu Żeromskich obchodzono rocznicę listopadową. Żeromski prosił mnie o wygłoszenie historycznego odczytu. Pokój, przedsionek, krużganki były zapełnione chłopami. Żeromski wygłosił najpierw krótkie przemówienie, następnie odczytał z namaszczeniem manifest Towarz. Demokratycznego, po czym udzielił mi głosu. Na sali zapanował nastrój rewolucyjny. Wreszcie znany działacz ludowy Kazimierz Dulęba ( brat proletariatczyka Henryka ), który z żoną i jej siostrą, Faustyną Marzycką, znaną działaczką, mieszkał w Nałęczowie, zaintonował pieśń „Armaty pad Stoczkiem”, zmieniając ją trochę. Tak np. śpiewał:
„My, chłopi, nie znamy wiedeńskich traktatów… *).
Tłum włościański, złożony z paruset P. P. S.-owców i ludowców z 'Okolicy, podchwycił tę pieśń przy pierwszej strofce. Później odśpiewano
„Czerwony Sztandar”.
Patem do późnej nocy rozmawiałem z Żeromskim. Z czasem miałem się stać przyjacielem tej rodziny ( w Krakowie i Zakopanem ) i nauczycielem przedwcześnie zmarłego Adasia Żeromskiego, który wówczas w Nałęczowie miał kilka lat zaledwie. Pasierbica Żeromskiego, Henia Rodkiewiczówna, późniejsza dromaderka Marii Paszkowskiej ( dziś z męża Witkiewiczowa ), była moją pierwszą „damą klasową”, asystowała bowiem na moich lekcjach historii w tajnej szkole, założonej przez Żeromskiego.
Później wiele się w rodzinie Żeromskiego zmieniła. Da nałęczowskich wspomnień, związanych z wiosną rewolucji, często jednak powracam myślą.
.
.
„Kronika ruchu rewolucyjnego w Polsce” nr 1 z 1937 roku
.