Grzegorz Wojciechowski
Bogusław Andrzej Dębek. Europejczycy. Słowianie, seria Początki Ludów, wydawnictwo Bellona, Warszawa 2019 r., s. 295.
Rzadko się zdarza, że książka traktująca o przeszłości i to tej nawet bardzo odległej, opowiada w dużej mierze o przyszłości, tak właśnie jest z książką Bogusława Andrzeja Dębka Europejczycy. Słowianie. Nie sposób czytając ją nie oddać się rozmyślaniu o przyszłości naszego gatunku i cywilizacji stworzonej przez niego. Kiedy zamyślimy się po jej przeczytaniu, nasza perspektywa widzenia świata, przeszłości i przyszłości staje się zupełnie inna, chociaż być może u niektórych może wzbudzać postawy dekadenckie, a nawet spowodować depresję. Wędrując z naszym gatunkiem przez dziesiątki tysięcy lat, zaczynamy uświadamiać sobie, że jesteśmy jedynie niewielkim punktem na osi czasu ludzkości, która zapewne kiedyś dobiegnie końca, jak wędrówka Odyseusza i jego przyjaciół do swojej upragnionej Itaki.
Pamiętam, gdy jako uczeń ósmej klasy szkoły podstawowej, nauczycielka biologii zapytała klasę, kto chciałby przygotować i zreferować temat o pochodzeniu życia na Ziemi. Nikt nie chciał, zgłosiłem więc się ja, wcześniej wpadł bowiem w moje ręce album Augusty i Buriny dwóch czeskich plastyków przedstawiający formy życia z minionych epok geologicznych. Na kilka tygodni przeniosłem się w inny świat, który zafascynował mnie bez reszty. Mój wykład trwał dwie godziny lekcyjne i wypadł nieźle, nauczycielka więc zaproponowała mi, czy nie przygotowałbym tematu o pochodzeniu człowieka. Zgodziłem się bez chwili namysłu. Znowu przeniosłem się w inny niezwykły świat. Przyswoiłem sobie olbrzymią, jak na tamte czasy, wiedzę, która mało komu w naszym społeczeństwie była znana. Po zreferowaniu tematu, które zajęło mi całą godzinę lekcyjną, spojrzałem na moje koleżanki i moich kolegów, byli smutni i całkowicie nie podzielali mojego entuzjazmu. Przez kilka dni praktycznie prawie nikt się do mnie nie odzywał, czułem się wyobcowany i nieswojo. Postanowiłem jednak przerwać tę nieprzyjemna dla mnie sytuację i zaprosić Kaśkę, która mi się bardzo podobała i w której się podkochiwałem, ( imię zmienione ) do kina i na lody. Ta jednak spojrzała na mnie z pogardą i odpowiedziała:
- Wiesz, pójdź do ZOO i zaproś sobie jakąś swoją kuzynkę.
Mój bliski kolego Andrzej ( imię zmienione ), postanowił odbyć ze mną poważną męska rozmowę. Oznajmił mi, że to co wygadywałam na lekcji jest ciężkim grzechem i zostanie mi zapamiętane przez Stwórcę, bowiem go obraziłem. Na pewno więc będę miał po śmierci problemy, gdyż niechybnie trafię do piekła gdzie będę smażył się w kotle, a nadzorujący proces mojego pieczenia diabły będą kłóć mnie widłami, abym jeszcze bardziej cierpiał. Swój monolog zakończył kategorycznym żądaniem, abym wyrzekł się tego o czym mówiłem.
Nie wyrzekłem się tego o czym mówiłem, nasze stosunki jednak bardzo się pogorszyły i nigdy już nie były takie jak przedtem, a ja zdecydowałem się, że dalsza naukę będę pobierał w Technikum Geodezyjnym na wydziale geologii.
Mijały lata, żyłem w przeświadczeniu, że na pewno jestem człowiekiem nieco innym niż zdecydowana większość społeczeństwa. Przyzwyczaiłem się do tego i nauczyłem się z tym być.
Kilka lat temu, w czasie Nocy Muzeów, dotarłem na pl. Uniwersytecki we Wrocławiu, zobaczyłem coś niezwykłego kilkusetmetrową kolejkę ludzi stojącą przed małym pałacykiem, w którym mieści się Instytut Antropologii Polskiej Akademii Nauk. Podobnie długą widziałem tylko dwa razy w życiu. Raz latem 1981 roku w Warszawie na ul Grójeckiej za wódką i w grudniu 1981 roku , na tydzień przed ogłoszeniem stanu wojennego, we Wrocławiu, gdzie w „Renomie” ( dawny PDT ) przy ulicy Świdnickiej sprzedawano po trzy pary skarpetek.
Przed muzeum stali gównie młodzi ludzie w wieku 18-30 lat, przyszli zobaczyć wystawę kości naszych przodków sprzed setek tysięcy lat. Rozmawiałem z nimi, byli ciekawi swojej przeszłości, swojego pochodzenia, szukali w ten sposób swojej tożsamości.
Dziś od czasów, kiedy po raz pierwszy poznałem swoich przodków minęło już prawie pięćdziesiąt lat, to szmat czasu, a w nauce w szczególności. Dzięki genetyce możemy poznać dzieje naszego świata i przenosić się nawet o miliony lat wstecz, z wielką dokładnością dowiadywać się o dziejach świata, którego jesteśmy cząstką.
Z genetyki wykształciły się trzy kierunki naukowe zajmujące się tymi procesami, będące naukami pomocniczymi historii: archeogenetyka, genealogia genetyczna oraz genetyka populacyjna. Wszystkie one badają nasze DNA i analizują je w kontekście historycznym, tworząc wspaniały i dramatyczny obraz naszej przeszłości. Dzięki genetyce bowiem nauka dostała do swojej dyspozycji bardzo precyzyjne narzędzie, przy pomocy którego można poszerzać i wzbogacać nasza wiedzę.
Dębek zabrał czytelnika we wspaniałą odyseję, jaka przeszła ludzkość, od czasu, kiedy po raz drugi homo erektus ( człowiek wyprostowany ) wyruszył z Afryki na podbój świata. Dzięki genetyce jesteśmy wstanie odtworzyć kierunki jego ekspansji, poznać jego historię i dramatyczne okoliczności, które zmusiły ten gatunek człowieka do tej wędrówki, która trwała tysiące lat.
Nowe ustalenia genetyków są niemal dla nas szokujące, jak chociażby pochodzenie Ariów, owego ludu, który podbił subkontynent indyjski trzy i pół tysiąca lat temu. Na aryjskie pochodzenie Germanów powoływali się zbrodniczy naziści starając się w ten sposób wykazać swoją domniemaną wyższość nad innymi narodami. I co się okazuje? Rzecz niesamowita, genetycznie Ariom najbliżsi są Słowianie, a wśród nich… no właśnie – my Polacy. Mamy bardzo podobną haplogrupę do indyjskich Braminów. W społeczeństwie indyjskim, w którym, niestety istnieją do dziś kasty, łatwo jest uzyskać taki materiał genetyczny. Bowiem ich członkowie rozmnażają się wyłącznie w ramach własnej kasty, wobec tego ich haplogrupa nie jest podatna na mutacje będące wynikiem mieszania się różnych innych grup genetycznych. Myślę, że naziści przewracają się teraz z wściekłości w grobach, i dobrze im tak.
Powoli dzięki genetyce wyjaśnia się też problem neandertalski, pochodzenia tych istot i zagadki ich wyginięcia. Obecnie wiemy już że byli oni mniejszością wobec homo sapiens sapiens i krzyżując się z nim zaniknęli, lub wyginęli przegrywając w walce o przetrwanie. Gatunek ten nie zginął jednak na zawsze, pozostawił po sobie ślad w dziejach ludzkości, w dziejach naszego gatunku. Jak się okazuje każdy z nas ma w swoich genach od 1 do 4 % genów neandertalczyka. Odziedziczyliśmy po nich między innymi niebieskie oczy, grube włosy blond oraz… cukrzycę.
Nowe ustalenia dokonane dzięki genetyce pozwalają na zrewidowanie wielu poglądów i hipotez istniejących w historii, otwierają ogromne pole dla badań naukowych nad ewolucja człowieka i pochodzeniem współczesnych ludów.
O pochodzeniu Słowian możemy dowiedzieć się dużo więcej dawne teorie i poglądy naukowe muszą w wielu wypadkach zostać poddane rewizji lub być formowane na nowo.
Ale nie tylko o tym traktuje ta niezwykle ciekawa książka.
Kiedy dziś myślimy o niebezpieczeństwie, które zagrażać może naszej cywilizacji to za największe zagrożenia uznajemy wojnę nuklearną oraz dewastację środowiska naturalnego, w którym żyjemy. Czasami spoglądamy z troską do góry w niebo, czy czasem nie nadleci jakaś gigantyczna asteroida i nie podzielimy losu nieszczęsnych dinozaurów, które przed nami przez dziesiątki milionów lat panowały na naszej planecie. Ostatnio pisze się o asteroidzie „Bennu”, która ponoć 25 września 2135 roku, miałaby zderzyć się z Ziemią, ale jak się okazuje obecnie, prawdopodobieństwo tego zdarzenia jest równe jak 1 do kilku tysięcy
Ale prawdziwe zagrożenie przyjdzie z głębi Ziemi, tak jak wydarzyło się to już wielokrotnie, kiedy gigantyczne erupcje wulkanów niszczyły życie na planecie. 70 000 lat temu supererupcja wulkanu Toba na Sumatrze spowodowała zagładę wielu gatunków zwierząt i zmusiła naszych przodków do szukania sobie lepszych warunków do przetrwania. W nieco tylko mniejszym stopniu zagładę spowodowała supererupcja na Polach Flegrejskich około 40 000 lat temu. Dziś geolodzy zwracają uwagę na niebezpieczeństwo tego bardzo aktywnego sejsmicznie rejonu położonego przy Zatoce Neapolitańskiej. Kilkanaście tysięcy lat później do kolejnej katastrofy doszło na Nowej Zelandii, gdzie skutki wybuchu Taupo spowodowały kolejną dewastację Ziemi. Widzimy więc pewną cykliczność tego typu katastrof. 15 – 30 000 lat w geologii to jest zaledwie moment, dla naszej cywilizacji to wieczność. Naukowcy znaleźli dowody na to, że w ciągu minionych 35 milionów lat na naszej planecie doszło do 42 takich kataklizmów, czyli średnio co 830 tysięcy lat. Widać więc, że te procesy sejsmiczne wyraźnie nabrały na częstotliwości.
Za każdym razem jednak, części naszej populacji udało się przeżyć po to, aby kontynuować swoją wędrówkę ku przyszłości.
Ta wiedza zmusza jednak do refleksji dotyczącej kresu naszej cywilizacji. Kiedyś przyjdzie taki dzień, że nastąpi następna supererupcja, niepokojące sygnały dochodzą z Parku Yellowstonne w Stanach Zjednoczonych, wiadomo nam jest , że tamtejszy superwulkan wybucha przeciętnie co 600 – 800 tysięcy lat. Ostatni raz miało to miejsce około 640 000 lat temu. Ile lat pozostało nam jako ludzkości? Może kilka, a może 100 000? Nie jesteśmy wstanie zapanować nad tak gwałtownymi i nieprzewidywalnymi procesami geologicznymi., jesteśmy wobec nich bezradni. Ów ostatni wybuch Yellowstonne pokrył obszar położony około 500 km od niego warstwą popiołów i innych materiałów piroklastycznch o grubości jednego metra, praktycznie eliminując w tym rejonie życie. Cząstki popiołu wydalone do atmosfery odbijały promienie słoneczne powodując zaciemnienie, miliony rozżarzonych cząstek spadały na ziemię wzniecając pożary. Nastała trwająca dziesiątki lat zima powulkaniczna.
Więcej o superwulkanie w Parku Yellowstonne.
Jest absolutnie pewne, że taki moment nastąpi.
Nasi przodkowie przetrwali jednak wiele takich kataklizmów, mimo wszystko życie na naszej planecie nie zamarło, chociaż na pewno się zmieniło.
Co pozostanie po nas? Na ile nasza cywilizacja przetrwa? Dziś oblicza się, że supererupcja mogłaby pozbawić życia nawet 5 miliardów ludzi. Kto przetrwa? Dużo zależy od siły wybuchu, i od rejonu, w którym to nastąpi. Na ile będziemy wstanie się odrodzić, po to by zacząć tworzyć kolejną cywilizację powulkaniczną? Jak będzie ona wyglądała?
Chociaż Dębek pisze o naszej przeszłości, to jego książka, jak widać, jest również książką o naszej przyszłości, uświadamia nam małość naszego istnienia, jego zależność od potężnych sił przyrody, zmusza do refleksji i zadumy. Jedno jest pewne, że pozostaną po nas geny, tak jak te, które odziedziczyliśmy po neandertalczykach, którzy zniknęli z naszego świata.
Jest to niewątpliwie książka traktująca o rzeczywistych problemach ludzkości, a nie tych wydumanych, stworzonych przez znerwicowanych intelektualistów.
Aż chce się zaśpiewać Pioseneczkę Krzysztofa Kamila Baczyńskiego:
I niedługo już – tacy maleńcy,
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom
(…)
tylko płakać będą na Ziemi
zostawione przez nas nasze cienie.
Tekst objęty prawami autorskimi. Publikowanie i kopiowanie bez zgody autora zabronione.
.
Neandertalczycy – pierwsi mieszkańcy Wrocławia
Kopalnie soli w rejonie Bachmutu i Sołedaru
Słoń z Katanii
Jak bolszewicy chcieli podbić Indie
Burzliwe dzieje ruskich pierogów
Siergiej Nieczajew i jego Katechizm Rewolucjonisty