Dworce świata. Hauptbanhof we Frankfurcie nad Menem. 125 lat pod parę – wspominki jubileuszowe
12.04.2024
.
Wojciech W. Zaborowski
.
Hauptbanhof we Frankfurcie nad Menem
125 lat pod parą – wspominki jubileuszowe.
Siedzę w dworcowej kafejce należącej do Mitropy (to od Mitteleuropa – środkowa Europa) i wspominam. Kafejka nie ma nawet dwudziestu lat, otworzono ją tu po zjednoczeniu Niemiec, jako że spółka kolejowo-gastronomiczna Mitropa, mimo iż genezą sięga lat dawnych, funkcjonowała oficjalnie po wojnie nie po stronie zachodniej, a we wschodniej części Niemiec, czyli w byłej NRD. Dający jej dach nad głową patron – Hauptbahnhof, czyli Dworzec Główny we Frankfurcie nad Menem, ma lat o wiele więcej. Dopiero niedawno zakończył huczne świętowanie swych 125 urodzin. I jak to w Niemczech zazwyczaj bywa, świętował nie dla własnej chwały, a z myślą o „gościach”, którym mają służyć wszystkie jubileuszowe prezenty, modernizujące dworcowy budynek, jego infrastrukturę i obsługę dworcowych bywalców – nie tylko podróżnych.
To ostatnie wyjaśnienie jest tu konieczne, ponieważ niemieckie dworce mają dziwny, nieznany raczej w Polsce obyczaj, stawania się dużymi centrami handlowo-towarzyskimi. Zamiast odbierać gościom chęć przebywania na dworcu lub co najmniej im ten pobyt utrudniać, zapraszają mieszkańców miasta nie tylko do sklepów i punktów gastronomicznych, ale również na okolicznościowe imprezy artystyczne!
Nie pamiętam, rzecz jasna, roku 1880, gdy po zakończeniu technicznych przygotowań rozpisano konkurs architektoniczny na projekt dworca głównego – zwanego wówczas Centralnym) we Frankfurcie nad Menem. Pierwsze miejsce zajął pruski architekt Hermann Eggert, pod którego kierunkiem powstał w latach 1883–1888 największy wówczas w Niemczech dworzec kolejowy. Pamiętam za to bardzo dokładnie, jakie wrażenie wywarł na mnie w roku 1981, gdy zobaczyłem go po raz pierwszy i od którego to roku na długie dziesięciolecia stał się dworcem najczęściej przeze mnie odwiedzanym. Imponował i imponuje wielkością (prawie 300 metrów długości), natężeniem ruchu (350 tysięcy podróżnych i odwiedzających dworzec dziennie). Również dziś zajmuje na kolejowej mapie Niemiec poczesną pozycję. Jeśli nie weźmie się pod uwagę nowo postawionego i wciąż udoskonalanego Dworca Głównego w Berlinie, jest zaraz za Lipskiem – wraz z dworcem w Monachium – zajmując drugie miejsce pod względem wielkości.
Podróżny, gdy opuści główną halę dworca i wyjdzie na słynną Kaiserstrasse, od razu znajdzie się w centrum miasta. Dziś, bo dawniej znalazłby się w alei wysadzanej drzewami, która prowadziła do centrum Frankfurtu i na której odbywały się okolicznościowe wojskowe parady. Upływ czasu, a właściwie rozbudowa miasta, spowodowały, że obecnie Dworzec Główny (Hauptbahnhof) leży w samym centrum. Praktycznie, dawny położony na skraju miasta dworzec, przy którym pociągi kończyły swój bieg, stał się z biegiem lat dworcem przelotowym i dziś jest centralnym punktem całego kolejowego ruchu w rejonie Ren – Men.
Jubileuszowe uroczystości trwały cały ubiegły rok. Z tej okazji wydano okolicznościową księgę z opisem historii jubilata, otwarto nowoczesną targowo-handlową halę (Markthalle). Nie omieszkano przypomnieć, że powierzchnia handlowa zajmuje na dworcu 20 000 metrów kwadratowych i oferuje szeroki wachlarz usług: od supersamów, sklepów, typowych bistro, obiektów małej gastronomii, przez księgarnię, po aptekę, salony gier, aż do pomagającej w losowych wypadkach stacyjnej misji. Nie brak nawet sklepu z wzorzystymi eurokrawatami, podobnie jak i sklepu dla fajczarzy. Nie ma również zakazu picia i kupowania na dworcu piwa, choć jest zakaz zakłócania spokoju w stanie nietrzeźwym – rzecz warta do naśladowania! Nad wszystkim tym czuwa około 2000 pracowników, którzy w ciągu roku obsługują 125 milionów osób przewijających się przez dworzec. Nie dziwi więc nikogo reklamowe hasło, które choć w języku polskim brzmi trochę chropowato, po niemiecku idealnie oddaje istotę zjawiska: „Wasz dworzec do zakupów. Dobre sklepy. Więcej przeżyć” („Ihr Einkaufsbahnhof. Gute Geschäfte. Mehr erleben”). Dworzec Główny we Frankfurcie nad Menem to po prostu miasto w mieście!
Dworce mają swoją specyfikę. Ten frankfurcki, położony obok ulic słynących z otwartych całą noc lokali oferujących seks i hazard, do tego zamieszkałych w większości przez cudzoziemców z Południa, również narażony jest na zwiększone zainteresowanie elementów kryminogennych. Na szczęście zarówno lokalna policja, jak i ochrona dworca, radzą sobie dobrze z występującymi od czasu do czasu zakłóceniami dworcowej normalności. Mają doświadczenie. Pomijam drobne incydenty. Parokrotnie byłem świadkiem alarmów bombowych. Za każdym razem robiły na mnie wrażenie spokój i profesjonalność ewakuujących dworzec policjantów, jak też i karność przebywających na dworcu podróżnych (z wyjątkiem hazardzistów w hali gier, którzy nie chcieli odejść od automatów!) Dworcowe pomieszczenia opróżniono dosłownie w ciągu paru minut, od strony ulicy oddzielono dworzec policyjną taśmą, po czym w ciągu pół godziny specjalne tropiące materiał wybuchowy psy dokładnie obeszły wszystkie dworcowe zakamarki. Alarm okazał się w obu wypadkach głupim żartem, ale to było wiadomo dopiero po kontroli.
Parę niezapomnianych historii wiąże się też z naszymi rodakami. Nigdy chyba nie zapomnę skołowanego dworcowym harmiderem młodzieńca, chyba z dawnej Polski „B”, który widząc, że trzymam w ręku polską gazetę, podszedł do mnie i bez wstępu wypalił: „Panie, gdzie tu można coś ukraść?”. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że wszędzie, pytanie tylko, czy się to opłaca? Drugi przypadek był mniej wesoły. Znany polski lekarz z Krakowa, który z sympozjum w Paryżu wracał do kraju, został w pociągu okradziony i bez dokumentów w piątkowe popołudnie znalazł się na dworcu we Frankfurcie. Najbliższe polskie przedstawicielstwo dyplomatyczne było w Kolonii, otwarte miało być dopiero w poniedziałek. I znów, słysząc polski język, medyk zwrócił się do grupy, w której stałem, prosząc o pomoc. Skontaktowany z ówczesnym szefem Polskiej Misji Katolickiej we Frankfurcie, ks. Kazimierzem Kosickim, szczęśliwie doczekał poniedziałku i przy pomocy niemieckiej policji rozwiązał swoje problemy.
W filiżance z kawą ukazało się dno. Opuszczam halę frankfurckiego dworca. Właściwie mógłbym zjechać schodami ruchomymi na niższy poziom i wsiąść do szybkiej kolei miejskiej. Mógłbym też zjechać jeszcze niżej i udać się w drogę do domu metrem. Chcę jednak rzucić jeszcze okiem na secesyjną fasadę dworca. Znów ją remontują. To nieprawdopodobne, ale co kilka lat odbywa tu się mniejsza lub większa renowacja i przebudowa. Ej, chyba zajrzę do „Gleis 25” („Tor 25”), czyli do lokalu vis-à-vis dworca, gdzie u pani Eli z Kowar kufelkiem piwa wzniosę jeszcze toast za dalszą dobrą kondycję jubilata!
.
Jesienne róże w Sangerhausen
Zapomniana królowa Polski. Nasze ślady w Kolonii
Uwaga Naciągacze! Jak dziennikarza w wuja zrobiono
Lądek Zdrój – najstarszy śląski kurort. Tu Fryderyk Wielki artretyzm leczył…
Wielki twórca małych form. Wspomnienie o Henryku Jagodzińskim ( 1928-2000 )
Miedzy Odrą a Menem. Stare Breslau w nowym Wrocławiu