Artykuły

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Lisowczycy w Karkonoszach i Kotlinie Jeleniogórskiej

.

Grzegorz Wojciechowski

.

Zygmunt III Waza król Polski, prowadził rozliczne wojny, potrzebował więc pełnowartościowego bitnego wojska, za jego to czasów, w roku 1614, stworzono specyficzną formację lekkiej jazdy, którą od nazwiska jej pierwszego wodza Aleksandra Józefa Lisowskiego herbu Jeż zwano lisowczykami. Specyfiką tej formacji było to, iż jej żołnierze rzadko dostawali żołd, a swoja zapłatę „pobierali”  sami, dopuszczając się licznych gwałtów i samowoli  na ludności cywilnej. Sławą się przeto bardzo złą cieszyli i głośno o nich było wszędzie, mówiono powszechnie, iż „nie ma hultaja nad lisowczyka”.

W czasie wojny trzydziestoletniej pojawili się po raz pierwszy na Śląsku w roku 1621, gdzie bezskutecznie oblegali Kłodzko.

Po raz kolejny zawitali na śląską ziemię rok później. Polska jak wiadomo nie chciała mieszać się do wydarzeń wojny trzydziestoletniej i czynnie w niej nie uczestniczyła, nie mniej jednak robiła to w sposób pośredni zezwalając na werbowanie do wojska Habsburgów swoich poddanych. W ten właśnie sposób Stanisław Stroynowski jeden ze znanych dowódców oddziałów lisowczyków otrzymał „zlecenie” na zaciąg na ziemiach polski oddziału. Powstał jednak pewien problem związany z brakiem znajomości przez Strojnowskiego języka niemieckiego.

.

Rembrandt – Polski jeździec ( Lisowczyk )

.

Jak pisze jeden z autorów prac o lisowczykach, Maurycy hr. Dzieduszycki: „Stroynowski lubo wszystkie dobrego wodza łączył przymioty, nie posiadał jednak krajowego języka i z tego powodu porozumienie się z nim podlegało niejakim trudnościom. Z drugiej strony dopuszczali się Lisowczycy (…) różnej swawoli i rabunków, których uśmierzenia od Stroynowskiego spodziewać się nie można było. Był zaś w tym samym czasie w służbie cesarza w Niemczech jako ochotnik i dla własnego zapewne doświadczenia książę Zygmunt Karol Radziwiłł kawaler maltański, który wielce arcyksięciu przypadł do smaku i już jako książę rzeszy niemieckiej, wzbudził w nim myśl, że byłby wygodniejszym dlań dowódzcą posiłków z rodaków swych złożonych, a oraz lepszą sprawowania się ich nadal rękojmią. Zaczęto się więc w tej mierze ze Stroynowskim i Lisowczykami porozumiewać, czyby go bez naruszenia urzędu i władzy pułkowniczej za najwyższego hetmana i pośrednika między sobą a arcyksięciem i cesarskimi wodzami nie przyjęli.”

Stanęło na tym, że wodzem został Stroynowski, Radziwiłł zaś zajmował się sprawami stosunków z władzami cesarskimi i odpowiadać miał za dyscyplinę czyli za niedopuszczenie do grabieży, mordów, gwałtów i rabunków, jakich spodziewano się ze strony tego specyficznego i orientalnego dla zachodnich nacji wojska.

Wojowali lisowczycy u boku cesarza austriackiego, aż nastał czas, gdy misja ich wypełniła się. Wówczas arcyksiążę Leopold do Stroynowskiego list taki przysłał:

Leopold i t. d. Szlachetny i t. d. Nie wątpię że W. M. wiesz dobrze, iż przyczyna dla której J. C. Mść. W. M. wraz z polskiem wojskiem w te strony, powstaniem Mansfelda wstrząśnione wysłał, ustała, i że gdy nieprzyjaciel na siłach upadłszy w inne zagraniczne udał się miejsca, stany św. rzym. państwa pokoju (gwoli któremu każda się wojna rozpoczyna) jednomyślnie żądają.

Kiedy więc J. C. Mść do tego się przychylić raczył, aby polskie wojsko teraz odwołać, my zaś dotąd W. Mści tak wielką w rządzeniu niemi sprawność, męztwo i w utrzymaniu karności gorliwość doświadczyliśmy, iż nam zawsze najmilszym byłeś: mocno na to buduję, iż wojsko polskie z nie mniejszem zachowaniem porządku i karności odprowadzisz, jakeś do tych krajów bez szkody i obrazy a z wielką. imienia twego sławą przybył. Co jako niniejszem zasłużenie poświadczamy, tak też i łaski naszej arcyksiążęcej przychylnością stale życzliwymi pozostać przyrzekamy.

Dań w Rubeaku 13go Września 1622. Leopold.

.

Józef Brandt. Lisowczycy strzelający z łuku

.

Lisowczykom żołd zamierzano wypłacić już 21 września, ale użyć do tego chciano innej nieznanej im złotej monety, ci zaś bojąc się, iż mogą zostać oszukani zapłaty takiej przyjąć nie chcieli, dlatego monetę ową musiano wymienić we Frankfurcie na złote dukaty. Czasu jednak nie tracili i do innych walk zostali użyci. 8 października nalezności im wreszcie wypłacono.

W drodze powrotnej kierowali się na Pilzno, a następnie na Pragę później w kierunku Sudetów. Tutaj jednak zaczęły się problemy, bowiem podążając drogą na Głogów przeszli Łabę, następnie gdzieś w okolicach Frydlantu i Mirska zostali zaatakowani przez miejscową ludność. Mieszkańcy tych terenów pamiętali bowiem dość dobrze, ich poprzednie przejście przez te ziemie. Rozeszła się też fałszywa informacja, iż powracają tędy niedobitki polskiego oddziału, co dodatkowo rozzuchwaliło napastników, którzy w sposób mylny ocenili siłę powracającego wojska i napadali na nich, gdy kto oddalić się od oddziału ośmielił, a także kilku stojących nocą na warcie Lisowczyków zabito nożami. Rozdrażniło to żołnierzy Stroynowskiego i gdy przechodząc przez Przełęcz Kowarską dotarli do Kowar postanowili rozładować swoją frustrację.

Ksiądz Wojciech Dembołęcki z Konojad, który na tej wyprawie oprócz funkcji kapelana, pełnił również i funkcję kronikarza, opisał w swoim dziele  Przewagi elearów polskich, co ich niegdy lisowczykami zwano”, te wydarzenia w następujący sposób: „(…) skoro przyszli [ Lisowczycy ]do gór śląskich, panowie chlopislausowie (…) chcieli pomścić habelswerdskiego (Habelswerd – Bystrzyca Kłodzka), zaczym tak bardzo około Fridlandu (Frydlant), Fridbergu (Mirsk) etc. wojsko drażnili, iż nie tylko po górach i ciasnych drogach, gdzie kogo zajrzeli namniej oddalonego, ale nawet na stanowiskach kilku śpiących nożami pokłoli. Zaczym wojsko rozdrażnione stanąwszy w Szmitberku (Kowarach) kilka dni tak on motłoch karali, aż nie jeno około pomienionych Fridlandu i Fridberku, ale niemal po wszystkim Śląsku „fryt” (pokój) wołali. Jakoby się im dobrze ta buta nagrodziła sama ewangelia ś. w tę niedzielę, gdy w Szmidberku byli, przypadająca. (…) Coś niemal na ten kształt działo się z onym butnym kątem w górach śląskich, około Szmidberku, zaczym nie jedno tamtejsi opryszkowie wzajim się płakali, ale niemal i wszystek Śląsk tegoż się też po elearach spodziewając lamenty stroił i dlategoż pospolite ruszenie tak szlachty, jako i miast było. (…) Tak prawdziwej przestrogi (ewangelii) nie zrozumieli panowie Ślążacy abo raczej nie postrzegli bo (jako protestanci) inakszy kalendarz mają)…

Kowarski pastor Georg Werner, pisze, iż informacja o zbliżaniu się lisowczyków do miasta dotarła już 17 listopada powodując zgrozę i przerażenie wśród miejscowej ludności, część z niej uciekła do Jeleniej Góry.

Moritz Vogt w swojej „Ilustrowanej Kronice Miasta Jeleniej Góry na Śląsku” pisze o pojawieniu się Kozaków, czyli lisowczyków w sposób następujący:

W 1622 r., późną jesienią, w okolice miasta nadciągnęło 10 000 Kozaków, co spowodowało masową ucieczkę arystokracji i mieszkańców wsi. (…) Nie cofali się przed mordem i zabójstwem, gwałcili kobiety i dzieci, z psami szukali tych, którzy przed nimi zbiegli, a po ich złapaniu – torturowali ich i zabijali. Wśród jeleniogórzan, których spotkał ten tragiczny los, znaleźli się między innymi 60 letni mężczyzna o nazwisku Tobias Schmidt i jego 23 letni syn; mówi o tym inskrypcja nagrobna w kościele parafialnym .

Jak, z kolei pisze inny z jeleniogórskich kronikarzy – Johan Daniel Hensel, przybycie tego wojska spowodowało nieopisana panikę wśród mieszkańców okolicy. Ludność okolicznych miejscowości w poszukiwaniu bezpieczeństwa zaczęła masowo przenosić się do Jeleniej Góry, której mury obronne stanowiły gwarancję względnego bezpieczeństwa. Takoż, jak pisze wspomniany dziejopis, w mieście zatłoczenie zaczęło panować ogromne, zadbano jednak w porę o zaopatrzenie i głód miastu nie groził. Kiedy lisowczycy zbliżyli się do jeleniogórskich murów, niewiasty i dzieci modlić się zaczęły z wielką gorliwością, chcąc w ten sposób wyjednać u stwórcy, aby okrutni ci żołnierze opuścili czym prędzej ziemię śląską i zapanował znowu pokój. Mężczyźni natomiast stanęli zbrojnie na murach w pogotowiu na wypadek ataku.

Najeźdźcy jednak nie odważyli się zaatakować miasta, z wielka zaciekłością zaczęli jednak plądrować i niszczyć okoliczne miejscowości, w położonym koło Jeleniej Góry Dziwiszowie zamordowali ponoć 60 osób, które pozostały we wsi. Grabiono mienie, a domostwa palono.

Dziewięciu mieszkańców Jeleniej Góry, którzy odważyli się wyjść z miasta, zostało pochwyconych i brutalnie pozbawionych życia.

.

Józef Brandt. Lisowczycy przy zagrodzie.

.

Cała ta żołnierska horda wyruszyła w swoja dalszą drogę dnia 22 listopada 1622 roku, zostawiając wreszcie ziemię jeleniogórską i jej mieszkańców w spokoju.

Nie wiadomo kiedy narodziła się opowieść oparta niewątpliwie na literackiej fikcji. otóż jak wieść niesie. Lisowczycy, nie zdecydowali się na szturm miasta, bowiem było ono dobrze zaopatrzone i strzeżone, zaproponowali jednak mieszkańcom inną formę walki – pojedynek.

Ponoć po każdej stronie miał stanąć jeden wojownik, i tak też było.

Kiedy wyznaczony Kozak – Lisowczyk pojawił się pod murami miasta, naprzeciw niego wyjechał wybrany wojownik z Jeleniej Góry, gdy zbliżył się on do przybyłego, rzekł oburzony:

– Jak to, mieliśmy walczyć w pojedynkę, a was jest dwóch!

Wówczas lisowczyk obrócił się zdziwiony do tyłu i w tym momencie przebiegły tutejszy rycerz jednym zamachem szabli ściął mu głowę.

Stojący dalej najeźdźcy nie słyszeli tych słów, uznali swoją porażkę i odjechali spod miasta.

.

Rogate sanie w Karkonoszach

Tor łyżwiarski na Małym Stawie czyli karkonoskie Medeo

Kominform powstał w Szklarskiej Porębie

Koleją i samolotem na Śnieżkę

Ruiny zamku Schaffgotschów w Starej Kamienicy

Czy Karkonosze to Góry Wandalskie?

Inne z sekcji 

Listek figowy i genitalia demokracji: Czy w Budapeszcie powstanie polski rząd

. Grzegorz Wojciechowski . Jeszcze mniej więcej dziesięć lat temu pan Prezes Tysiąclecia i Ojciec Narodu, zwykł mówić, że „zrobimy Budapeszt w Warszawie”. Wielu obywateli, którzy nie interesowali się tak dogłębnie polityką, nie bardzo wiedziało o co chodzi polskiemu despocie. Mijały lata i coraz bardziej stało się jasne co to znaczy. Chodziło bowiem o wejście […]

ATAK NA KAPITOL JAKO SYMPTOM CHOROBY

. Radosław S. Czarnecki .   . Ustępujący w 1996 r. Sekretarz Generalny ONZ, pod wpływem amerykańskiego weta (rządził w Białym Domu wówczas demokrata i liberał Bill Clinton ze swoją ekipą, Sekretarzem Stanu był Warren Christopher) Boutros Ghalli – powodem weta było nie dość pro-amerykańskie stanowisko tego egipskiego dyplomaty – stwierdził, iż minie trochę czasu, […]