Artykuły

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Pieśń bardziej sycylijska niż Sycylia

Kadr z filmu „Droga nadziei”

.

 

Grzegorz Wojciechowski

.

 

Ważnym elementem sycylijskiej kultury i folkloru jest muzyka, towarzyszy mieszkańcom wyspy przez całe ich życie. Sycylijczycy lubią śpiewać i tańczyć, ich tarantele są wesołe, skoczne wprowadzające w dobry nastrój.

Jest też jedna pieśń, która stała się niejako hymnem Sycylii, jej słowa są wręcz absurdalne, zresztą obecnie jest wiele jej wersji, w dodatku śpiewanych do tej samej melodii w bardzo różny sposób i w różnym tempie.

W 1949 roku na wyspę przybyła ekipa filmowe z reżyserem Pietro Germim, by zrealizować film o ciężkim życiu ludu sycylijskiego i o emigracji rodzin górniczych za chlebem do lepszego świata. Tytuł tego filmu to „Il cammino della  speranza”, jego polska nazwa to „Droga nadziei”.

Będąc w Agrigento Germi skontaktował się z miejscowym sycylijskim muzykiem Franco Li Causim, aby ten skomponował na potrzeby filmu utwór, który miał być bardzo sycylijski, trochę radosny, ale i trochę tragiczny, a w dodatku trochę romantyczny. Trzeba przyznać, że wymagania reżysera były wyjątkowo trudne do realizacji. Muzyk skomponował utwór i przedstawił go, ale Germi odrzucił propozycję, nie spełniała jego oczekiwań, przejrzano cały dorobek muzyka, ale nie znaleziono nic takiego, co spodobałoby się reżyserowi.

Pewnego dnia na planie pojawił się stary górnik pochodzący z Favary Giuseppe Cibardo Bisaccia i  wyrecytował Pietro Germi’emu bardzo dziwny wiersz w języku sycylijskim.

Rozpoczynał się on od wersu : „Vitti’ na crozza supra nu cannuni”, co oznacza „Widziałem czaszkę na szczycie wieży”. Germi wpadł w zachwyt, z miejsca wydał mu się taki sycylijski, tajemniczy, smutny, a jednocześnie posiadający nutkę romantyzmu. To było to czego szukał! Spisał tekst i przekazał go maestro Li Causi, aby ten napisał do niego muzykę.

.

Czołówka filmu i pierwsze wykonanie pieśni.

.

Jedna z wersji, która śpiewana jest do dzisiaj, ale stosunkowo najbliższa tej, którą przekazał  Giuseppe Cibardo Bisaccia, brzmi następująco:

Widziałem czaszkę na wieży,

Byłem ciekawy i chciałem ją zapytać

Odpowiedziała mi z wielkim bólem:

Umarłem bez dzwonienia dzwonów śmierci

Wszyscy odeszli minęły moje lata

Gdzieś zniknęli, ale nie wiem gdzie

Teraz mam osiemdziesiąt lat,

Żywi wołają, a umarli nie odpowiadają

Przygotuj mi łóżko, bo robaki zjadły wszystko

Jeśli teraz nie odpokutuję za grzechy,

Odpokutuję za nie w następnym życiu.

Odpowiedział mi z bólem

Umarłem bez dzwonienia dzwonów śmierci.

W innych wersjach dodano, już bardziej optymistyczne wersy:

Na środku morza jest ogródek

Wszystko utkane z pomarańczy i kwiatów

Wszystkie ptaki tam latają, aby tam śpiewać

Nawet syreny śpiewają, że kochają.

Dlaczego wiec ta mało zrozumiała pieśń i bynajmniej nie traktująca o szczęściu i miłości, ale o czymś zgoła odmiennym tak bardzo mocno i szybko zdobyła serca Sycylijczyków? Na pewno jest w niej coś tajemniczego, coś nie z tej rzeczywistości, jest też wspaniała muzyka, która bardzo przyciąga uwagę i nadaje nastrój taki jak chciał Pietro  Germi – trochę romantyczny, trochę smutny i wesoły, szczególnie gdy później po refrenie wprowadzono melodyjne „tralallalleru”. Wydaje się więc, że taka mieszanka nastrojów i emocji jest charakterystyczna dla Sycylijczyków, stąd tak wielka popularność tej pieśni.

Ale o czym dokładnie ona traktuje?

Dopiero w roku 2011 pani Sara Favaro, po długich i wnikliwych badaniach odszyfrowała sens tej pieśni, który był różnie interpretowany, a wielu śpiewając ją bardziej skupiała się na dźwiękach niż na sensie tekstu. Niewiele bowiem osób wie, że w kopalniach siarki na Sycylii termin „cannuni” bynajmniej nie oznacza „działo” lub „wieża” jak to wcześniej przez wiele lat tłumaczono, ale „wielką paszczę”, czyli wejście do kopalni, połykała ona ludzi i wielu nie wracało już z powrotem, zostawało we wnętrzu ziemi, przywalonych gruzem skalnym lub rozszarpanych na skutek wybuchów.

Skoro już wiemy co oznacza cannuni, to pozostał do rozwiązania  już druga ważna zagadka, jaka znajduje sie w tekście pieśni – „Umarłem bez dzwonienia dzwonów śmierci”. Pani Favaro również i to wyjaśniła. Otóż aż do połowy minionego wieku we Włoszech, a na Sycylii w szczególności, kościół zabraniał uroczystego pochówku samobójców i morderców, ale nie tylko, zakaz ten dotyczył jeszcze jednej grupy – górników, którzy zginęli pod ziemią. Wnętrze ziemi bowiem zgodnie z poglądami kościoła jest przedsionkiem i wstępem do piekła. Dopiero w ostatnich latach istnienia kopalń siarki na Sycylii, zaczęto chować górników, którzy zginęli pod ziemią, w normalny cywilizowany sposób, wcześniej chowano ich w niepoświęconej ziemi.

Giuseppe Cibardo Bisaccia, był górnikiem, wiersz, który wyrecytował z pamięci, musiał mu być znany przez wiele lat. Wyrażał się w nim ból i cierpienie ludzi pracujących pod ziemią, o których mówiono, ze nigdy nie widzieli słońca, ponieważ do pracy szli, gdy ono jeszcze nie wzeszło, w kopalni nigdy nie świeciło, a z pracy wracali, gdy już zaszło. Czy ten wiersz był śpiewany? Nie jest wiadome, a jeśli tak, to jaka towarzyszyła mu melodia, nikomu nie przyszło do głowy spytać o to Giuseppe. Nikt też nie zainteresował się jego pochodzeniem.

Pietro Germi przesłał spisany tekst do maestro Li Causi, a ten doskonale wczuł się w duszę tego tekstu i skomponował współbrzmiącą z nim wspaniałą muzykę.

Melodia i pieśń skomponowana przez Sycylijczyka Li Causi stała się motywem wiodącym filmu, zaczyna się on od tej pieśni, którą wówczas śpiewał solista i towarzyszący mu chór. Jednak od samego początku powstał bardzo duży problem dotyczący uznania autorstwa. Autorem muzyki do filmu „Il cammino della speranza” był Carlo Rustichelli, natomiast nazwisko maestro Li Causi nie zostało tam wymienione. Powszechnie uznano też, że jest to tradycyjna muzyka sycylijska, co przecież nie było prawdą i ewidentnie kompozytor tej melodii mógł czuć się skrzywdzony. Muzyka bowiem była tak bardzo sycylijska, że aż niemożliwe, aby mogła zostać napisana współcześnie.

Film odniósł sukces, ale znacznie większy sukces odniosła pieśń, która do dziś jest powszechnie śpiewana na wyspie i uchodzi za jej hymn.

Franco Li Causi, czując się jednak niewątpliwie pełnoprawnym autorem muzyki postanowił nagrać pieśń na płycie i upowszechnić ją, w tym celu poprosił o współpracę młodego sycylijskiego tenora Michelangelo Verso. „Vitti’ na crozza”, została nagrana na płycie w Turynie przez wytwórnię „Cetra” w roku 1951, czyli rok po debiucie filmu. Przed nagraniem Verso zasugerował kompozytorowi zmianę niektórych wersów piosenki, które ten zaakceptował. W ten sposób rozpoczął sie proces oddalanie się tekstu od jego pierwowzoru, trwał on wiele lat, dlatego obecne wersje różnią się znacznie od tej z 1950 r., wypada jednak dodać, że już za zgodą Pietro  Germi’ego dokonano pierwszych zmian. Przy wykonywaniu utworu soliście akompaniował zespół muzyczny, między innymi Franco Li Causi grał na mandolinie, a jego brat Toto na gitarze.

.

Michelangelo Verso na płycie wytwórni „Cetra”.

.

Pieśń  z miejsca stała się niezwykle popularna, odnosząc olbrzymi sukces. Do dziś znamy ją z wykonania Domenico Modunio, Rosanny Fratello, Franco Battiato, Sabriny Musiani, a także z świetnego wykonania jej  przez portugalską wokalistkę Amalię Rodrigues.

Pieśń w wykonaniu Amalii Rodrigues

.

Kompozytor melodii długo jednak walczył o swoje prawa do niej i dopiero  w roku 1979  Włoskie Stowarzyszenie Autorów i Wydawców ( SIAF ) uznało prawa Franco Li Causi do autorstwa muzyki, rok później muzyk zmarł.

.

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Marlena wracaj do domu!

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Berlinale i skandale

Greta Garbo – początki kariery

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Słoń z Katanii

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Mity sycylijskie. O Dedalu oraz królach Minosie i Kokalosie

Opowieści Grzegorza Wojciechowskiego: Taormina sycylijska perła położona w cieniu Etny

Inne z sekcji 

Nieco historii o jazzie nad Odrą

. W rozmowie z Izabellą Starzec rozmawia red. Bogusław Klimsa, dziennikarz telewizyjny, dokumentalista i muzyk Izabella Starzec: Przed laty podjął się pan udokumentowania historii Jazzu nad Odrą od jego pierwszej edycji w 1964 roku i tak powstała wspólna z śp. Wojciechem Siwkiem publikacja, która opisała 50 lat tej imprezy. Jak wyglądała praca nad książką? – […]

Z podróży Zeppelina nad Atlantykiem

. „Goniec Wielkopolski” nr 241 z 18 października 1928 roku. Z podróży Zeppelina nad Atlantykiem Do stałej komunikacji transatlantyckiej potrzebny jest większy sterowiec.    Nowy York,  17.10. Sterowiec hr. Zeppelin został dopiero dziś o godzinie 3-ciej ( czas amerykański ) wprowadzono do hangaru na lotnisku w Lakehurst. Po wylądowania załogi sterowca, zwróciło się przeszło pięćdziesięciu […]