Artykuły

Walki współczesnych gladiatorów

.

Radosław S. Czarnecki

 

Dzisiaj zarabianie pieniędzy jest bardzo proste. Ale

zarabianie pieniędzy, będąc odpowiedzialnym wobec

społeczeństwa i próbując ulepszać świat, jest bardzo trudne.

Jack Ma (założyciel Alibaba Group)

.

Jak podają beznamiętnie media, poważnych obrażeń na ringu powstałych w wyniku których wylądował w stanie ciężkim w szpitalu, doznał Artur Walczak vel „Waluś”. 22.10,.2021 w mieście nad Odrą odbyły się – nazywane szumnie V Mistrzostwami Świata w Slapfightingu – zawody  w trakcie których uczestnicy stojący przed sobą, na przemian uderzali się po twarzach z otwartej dłoni. O zwycięstwie – podobnie jak w innych sportach walki – decydują nokaut, poddanie się jednego z uczestników  lub werdykt sędziowski. Dwaj zawodnicy ustawiają się po przeciwnych stronach krótkiego prostokątnego blatu. Nacierają ręce białym talkiem i zajmują pozycje. Jeden z nich wyciąga rękę do przodu, dwa-trzy razy przymierza ją do twarzy przeciwnika. W końcu bierze solidny zamach i z całej siły go policzkuje. Potem to samo robi rywal. I tak po kilka razy. Od ponad roku w Polsce organizowane są gale slapfightingu – tak nieoficjalnie określa się pojedynki na „liście”.  Organizatorzy przekonują, że interesuje ich czysto sportowa rywalizacja. Neurolodzy, psychologowie, lekarze, niektórzy światli (bo nie wszyscy takimi są co potwierdza polska rzeczywistość, nawet ostatnich dni) filozofowie mają jednak sporo wątpliwości. Medycznych, etycznych, społecznych. Czy to jest sport i czy niesie sobą jakiekolwiek pozytywne przesłanie.

     „Waluś” doznał urazu po nokaucie  walcząc o czek w wysokości 50 tys. zł. Przyjaciele informują, że mężczyzna jest w krytycznym stanie. Nie pierwszy raz ring czy klatka do tzw. mieszanych sztuk walki (ang. mixed martial arts, MMA) owocują takimi rezultatami. Koneserzy przemocy – zarówno ci co ją sprzedają jak  „konsumenci” takich atrakcji – uważają slpafighting za nową, dobrze sprzedającą się, dyscyplinę sportową. W naszym kraju grono amatorów oglądania tego typu zawodów – podobnie jak całym kręgiem MMA – z każdym rokiem rośnie. Taki „sport” powstał i funkcjonuje bo przemoc dobrze się sprzedaje. Boks czy kickboxing niezbyt brutalne ?  MMA nudzi, bo walka nie zawsze kończy się nokautem, krwi i przemocy jest za mało  ? Więc droga publiczności, konsumenci, odbiorcy pragnący mocny wrażeń – sprzedamy wam  walenie się – proste bo z „liścia” – po pyskach.

     A  może od razu wrócić do walk gladiatorów lub ludzi ze zwierzętami jak w antycznym Rzymie ? To by się na pewno wyśmienicie sprzedawało. A i stawka – godna, z odpowiednią ilością zer na czeku – przyciągnęła by na pewno ochotników do takich zawodów. Przecież wszytko jest na sprzedaż w tym wspaniałym systemie gdzie przedsiębiorczy człowiek – czyli ten który kieruje się wyłącznie jak nauczają od dekad rodzime „balcerozaury” węchem „homo oeconomicusa” , potrafiący wziąć swój los w swoje ręce i rozkręcić dochodowy interes (który na dodatek wstrzeli się w popyt i społeczne upodobania, które w razie czego wolne i demokratyczne media upowszechnią i rozpropagują) – stał się przedmiotem kultu. M.in. sposób myślenia jaki zaprezentował prof. Marcin Marczak i wokół którego trwa teraz dyskusja i polemiki, bezpośrednio materializuje się w takich dochodowych, kierujących się popytem, przedsięwzięciach.   

     Czy to jest sport ? Czy to tylko zysk i pogoń (i zarazem biorąc pod uwagę medialną klakę i reklamę takich wzorców) za najniższymi instynktami tkwiącymi w człowieku ? Szlachetne i humanistyczne zasady sportu, jakie propagował baron Pierre de Coubertin ojciec nowożytnego ruchu olimpijskiego dawno uległy deprecjacji i w wyniku powszechnej komercjalizacji sportu zdegenerowały. Walki MMA czy slapfighitng są tylko kolejnym poziomem  tego procesu. Gdzie w tym mieści się jedna z rudymentarnych dewiz  sportu jako uniwersalnej metody wychowania młodzieży i kształtowania człowieka ? To miał być wg założeń nie tylko środek hartowania ciała, ale przede wszystkim uniwersalna metoda humanizacji i droga do powszechnego  pokoju i współpracy.

     Ponieważ empatia wobec zwierząt – naszych „braci mniejszych” – poczyniła jednak postępy humanizując w jakimś sensie naszą świadomość (tak można domniemać) walki ludzi ze  zwierzętami jak w antycznym  Rzymie na bazie postępu technicznego można być organizować z cyberzwierzętami czy roboto-monstrami. Niczym w  filmach sciene fiction. Widowisko byłoby przednie,  a pokusa obejrzenia takiego spektaklu spora. Spowodowanie przez nachalną reklamę popytu nie stanowi w tym systemie żadnej przeszkody. Jack London ze swoimi opowieściami o walkach zwierząt – które też cieszyły się na północy Ameryki wśród traperów i poszukiwaczy złota tudzież przygód kolosalnym powodzeniem  – też wypada w związku z powyższym z tej gry. Ale ojciec – i mistrz – reklamy oraz skutecznego PiR-u Edward Bernays ciągle się kłania. Bo od czego jest wyobraźnia „homo oeconomicusa”  podążającego jedynym logicznym i systemowym traktem, bez względu na okoliczności,  ku maksymalizacji zysku.  

     Dramat Artura Walczaka po raz kolejny udowadnia, że ten system – ogólnie i uniwersalnie rzecz biorąc – dokładnie się zdegenerował.  Jego tragedia nie różni się niczym niż palec w górę lub palec w dół gawiedzi siedzącej w rzymskim Coloseum podczas walk gladiatorów. Są zakłady, obstawia się swoich ulubieńców bądź faworytów – życie albo śmierć – jest kasa do wygrania. Kto ma kasę osiągnął sukces i jest godnym atencji oraz uwagi mediów. Może przez chwilę być celebrytą i poczuć się ważnym. Gdy wszytko można sprzedać to wszytko można kupić. Wolny rynek i państwo: wg wspomnianych ortodoksyjnych mastodontów neoliberalizmu – organizm, który jako jedyny jest w stanie zablokować i ścigać tego typu przedsięwzięcia i „biznesy” jako toksyczne społecznie, dehumanizujące i antywychowawcze – przecież  tylko ma być ”nocnym stróżem”. Wara mu od „wolnej przedsiębiorczości” i innowacyjności w pozyskiwaniu kasy przez ludzi biznesu.

Sydney Pollack nakręcił zapomniany dziś (ze zrozumiałych względów bo niesie on niesłuszne przesłanie) – popularny ongiś  i robiący do dziś wrażenie – obraz pt. >Czyż nie dobija się koni<. W nim tematem jest gigantyczny maraton taneczny przyciągający rzesze znęcone obietnicą darmowego wiktu i tysiąca dolarów dla zwycięzcy: bezrobotnych, łowców nagród, ludzi bez perspektyw w świecie bezwzględnej konkurencji. Ale też i żądnych wrażeń obserwatorów. Rozpoczyna się dziwna pogoń spoconych par  tańczących za kołem fortuny. Stawką jest życie lub śmierć  z przemęczenia. Bo pary gotowe są tańczyć do upadłego, celem zdobycia środków do życia, o wiele dłużej niż rekomenduje to dziś, w XXI wieku filozof prawa i mentor brylujący w demo-liberalnych mediach, wspomniany prof. Matczak.  

 .

Pseudo Urzędnicy

Terroryzm niejedno ma imię

ATAK NA KAPITOL JAKO SYMPTOM CHOROBY

Rozważanie o pandemii

Nie dla pomnika Wyklętych we Wrocławiu

Sykofantia i makkartyzm wiecznie żywe

Inne z sekcji 

Lądek Zdrój – najstarszy śląski kurort. Tu Fryderyk Wielki artretyzm leczył…

. Wojciech W. Zaborowski . Stoję na rozdrożu. Dosłownie, nie w przenośni. Właśnie wysiadłem z autobusu, który dowiózł mnie do Lądka-Zdroju, może więc raczej „wylądkowałem”. Dwa kilometry w prawo jest uzdrowisko Lądek-Zdrój, dwa kilometry w lewo miasteczko Lądek-Zdrój. I jedno, i drugie warte zwiedzenia. Idę w prawo.Mijając zadbany park Zdrojowy, uświadamiam sobie, że w okolicach […]

Opowieści Wojtka Macha: Kosmiczne sensacje i ciekawostki

. Wojciech Mach . Mamy już klimat jesienny oraz kilka ważnych dla ludzkości rocznic. Dni staja się krótsze lecz wciąż ciepłe a polityczna atmosfera nadal się przegrzewa. Mimo znudzenia i przemęczenia widzów, wielu parlamentarzystów usiłuje stać się telewizyjnymi gwiazdami…  A ja mam pytanie: czy bez uderzenia się w głowę można w dzień, w południe, zobaczyć […]