.
Jan Chudy
.
Jakkolwiek Walentynki nie należą do szczególnie specjalnych świątecznych okazji naszego pokolenia , tym niemniej każda sposobność okazania dobrych emocji osobom z którymi łączą nas szczególne więzi jest bez wątpienia nader pożyteczna .
Miłości bezspornie poświęcono najwięcej utworów i to nie tylko tych lirycznych . Stąd też prawdziwa trudność wyboru .
Wzgląd tak na coraz dotkliwsze przemijanie , jak i na nierozerwalny związek radości i cierpienia występujący w miłości decydująco wpłynął na wynik mojej selekcji .
Nadzieja miłosnego spełnienia fenomenalnie motywuje życiowo , niestety zwątpienie w nią ( a przecież to nieodłączna strona tego stanu ) najczęściej skutkuje skrajnym pesymizmem mogącym prowadzić nawet do pragnienia ostatecznego odejścia .
Jan Lechoń , właściwie Leszek Serafinowicz , poeta i publicysta z emigracyjną i tragiczną biografią , szczególnie pamiętny jest jako współzałożyciel i twórca grupy poetyckiej Skamander . Urodził się w 1899 roku w Warszawie a zmarł na bruku Nowego Jorku po samobójczym skoku z hotelowego okna w roku 1956 . Sławę przyniósł mu wydany w 1920 r. tom „Karmazynowy poemat„ będący udaną próbą rozrachunku z polską mitologią ( pada tam np. słynne : „ A wiosną niechaj wiosnę , nie Polskę zobaczę „ ) . Kolejną z Jego poetyckich książek było wydane w 1924 r. „Srebrne i czarne„ z której właśnie pochodzi prezentowany wiersz . Tom ten przyniósł fascynację śmiercią i rozkoszą – tytuł był aluzją do srebrno-czarnych ozdób trumiennych i jest jedną z najbardziej pesymistycznych pozycji polskiej literatury . Zamieszczone tam wiersze w wysmakowanej formule jak i klasycystycznej oraz barokowej stylistyce zawierają paradoksy antytez . Znakomitą tego egzemplifikacją jest poniższy utwór …
Jan Lechoń
***
Pytasz , co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną ,
Powiem ci : śmierć i miłość – obydwie zarówno .
Jednej oczu się czarnych , drugiej – modrych boję .
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje .
Przez niebo rozgwieżdżone , wpośród nocy czarnej ,
To one pędzą wicher międzyplanetarny ,
Ten wicher , co dął w ziemię , aż ludzkość wydała ,
Na wieczny smutek duszy , wieczną rozkosz ciała .
Na żarnach dni się miele , dno życia się wierci ,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia –
I jedno wiemy tylko . I nic się nie zmienia .
Śmierć chroni od miłości , a miłość od śmierci .
.