.
Niedawno spotkałem mojego starego dobrego kumpla Ulissesa, poszliśmy razem do knajpki. Siedząc przy piwku, opowiedział mi swoją przygodę, jaka go niedawno spotkała. Poprosił mnie, abym ją spisał i upublicznił.
Tak też zrobiłem, jako że jest to opowieść dość długa, postanowiłem podzielić ją na części i co piątek publikować nowy odcinek.
Przyjemnej lektury
Grzegorz Wojciechowski
Księga XVI
Amnestia i pierwszy dzień wolności
Już od wczesnego ranka w lochach panował nieznośny hałas, na peronkach było głośno i gwarno. To Polonowie byli wtrącani do cel.
W pewnym momencie w furcie naszej mańki zaskrzypiał klucz, otworzyły się drzwi i weszło trzech osobników. Po sandałach i skarpetach poznaliśmy kim są.
Najstarszy z nich przedstawił siebie oraz pozostałą dwójkę.
– Nazywam się Ćwiszczyńdźski, a to są – Szczebńczyk i Ścibszczyńczyk jesteśmy więźniami politycznymi i nie zamierzamy zadawać się z wami kryminalistami.
– My nie jesteśmy kryminalistami – odpowiedziałem.
– Każdy tak mówi, nie będziemy z wami rozmawiać.
Zagospodarowali się w celi, wyjęli z toreb pieczone kurczaki, świeży chleb i zaczęli się pożywiać. Po posiłku postanowili trochę się przespać, dlatego zdjęli sandały i skarpety, które postawili w kącie celi.
Po naszym małym ciasnym pomieszczeniu rozniosła się charakterystyczna ostra woń skarpet.
Minęło kilka dni, sytuacja w celi stawała się nie do zniesienia, zapach skarpet uniemożliwiał nam sen, straciliśmy apetyt – narastał konflikt.
Pewnego dnia do celi weszli klawisze i zabrali nas do sądu.
Przed Pałacem Sprawiedliwości i Niesprawiedliwości stał olbrzymi tłum Polonów, czekali na procesy swoich bliskich. Nas wepchnięto na siłę na korytarz, czekaliśmy przed drzwiami sali rozpraw. Mijały godziny a nasza sprawa wciąż była przekładana na wokandzie. Z sali wychodzili co jakiś czas Polonowie, rozczapirzali palce w kształcie litery V I krzyczeli – Zwyciężymy!, Zwyciężymy!
Nagle na korytarzu rozległ się przeraźliwy krzyk.
– Dodencja !, Dodencja !
Spojrzeliśmy w tym kierunku i ujrzeliśmy JĄ. Szła tanecznym krokiem rozdzielając uśmiechy w każdym kierunku. Wokół niej maszerowała jej świta.
Podeszła do nas całkiem blisko. Zeus spojrzał na nią z nieukrywanym zachwytem i wyszczerzył swoje kły w uśmiechu pełnym erotycznego pożądania.
O dziwo Dodencja od razu spojrzała na niego i uśmiechnęła się , po chwili zaczepiła go słowami.
– Jesteś przestępcą Dziubasku? Co zbroiłeś, za co garujesz?
– Eee tam, od razu przestępcą – odpowiedział Zeus.
– Nie bądź taki nieśmiały, uwielbiam przestępców, dobrze się prezentują, są tacy macho i mają takie duże pindole.
Zeusowi najwyraźniej spodobały się te komplementy, więc uśmiechnął się niby zagadkowo, niby to w sposób nieśmiały.
– Narozrabiałem trochę.
– Przyznaj się, pewnie latałeś z łomem po ciemnych uliczkach i napadałeś przechodniów, albo wyrywałeś staruszkom torebki na ulicy?
– Nie, ja z innej branży.
– O! To pewnie jesteś aferzystą, albo obrabiałeś banki.
Zeus uśmiechnął się tylko nieśmiało i znacząco.
Dodencja przyjrzała mu się uważnie, na mnie nawet nie spojrzała przez chwilę i zapytała.
– Głodny jesteś? Pewnie was źle karmią?
– Och tak, jedzenie mamy bardzo monotonne i już nie mogę na nie patrzeć.
– A co byś zjadł Dziubasku? O czym marzysz?
– Oj zjadłbym placki ziemniaczane po huńsku, marzę o tym i marzę już od długiego czasu.
– To świetnie, bo ja uwielbiam smażyć placki z ziemniaków, ale teraz nie mam jak, więc zamówię je dla ciebie i zaraz przyniosą ci z restauracji.
Dodencja wydała dyspozycję swojemu ochroniarzowi i ten szybko wybiegł z sądu.
Nowi znajomi gawędzili sobie wzajemnie i najwyraźniej przypadli sobie do gustu.
Minęło pół godziny i do sądu, pod sale rozpraw, przybyli kelnerzy z restauracji, przynieśli zgrabny stylowy stolik i dwa krzesła oraz wielki półmisek placków i dużą sosierkę z huńskim sosem.
Zeus pałaszował placki, a Dodencja patrzyła na niego z zachwytem.
– Jesteś taki macho Dziubasku.
Zeus pożarł cały półmisek placków, ja nie próbowałem już tym razem nawet znacząco kaszleć.
Nagle w gmachu sądu Ministerstwa Sprawiedliwości i Niesprawiedliwości, rozległ się hałas i podnieceni ludzie zaczęli coś krzyczeć radośnie. Zrazu nie wiedzieliśmy o co chodzi, co się stało? A to herold sądowy szedł korytarzem i głośno wołał.
– Z rozkazu miłościwie nam panujących cezarów Komoriusza i Donaldiusza, w dniu dzisiejszym, na obszarze całego Cesarstwa wprowadza się amnestię. Wszyscy aresztowani, z dniem dzisiejszym otrzymują wolność, umarza się wszystkie sprawy karne, które toczyły się dotąd, na terenie kraju cezarów.
Byliśmy wolni! Tak, nareszcie odzyskaliśmy wolność. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście, stałem oszołomiony w korytarzu sądu, przed salą rozpraw, a tymczasem dwaj klawisze oswabadzali mnie z kajdan.
Zeus też był już wolny. Ucieszona Dodencja powiedziała:
– Zabieram cię Dziubasku do siebie, zaraz każę, aby odroczyli mi moja sprawę.
Dodencja złapała Zeusa pod rękę i szybko udali się w kierunku wejścia, gdzie już tłoczył się rozkrzyczany tłum Polonów, wrzeszczących ile sił w ich barbarzyńskich płucach:
– Niech żyje wolność!!! Niech żyje wolny i demokratyczny Polonostan!!! Niech żyją skarpety i sandały!!!
Stałem ogłupiały i szczęśliwy, a później ruszyłem w kierunku administracji lochów, aby odebrać swoje rzeczy z celi i depozytu.
Gdy załatwiłem już wszystkie swoje sprawy, poszedłem na Forum Główne. Panował tam nieopisany zgiełk i radość, wszędzie, przy wszystkich stolikach siedzieli Polonowie i sowicie raczyli się piwem. Przyłączyłem się więc i ja do nich. Rozmawialiśmy dużo o polityce, o ich tradycjach i historii, aż nastał wieczór, i Forum zaczęło pustoszeć.
.
Zeus, Hera i Ja czyli nowe przygody Ulissesa (cz. 14 – ostatnia)